Życie w UK

Polka walczy z landlordem

Pod podłogą biegają szczury, nie mogę otworzyć okna, bo boję się, że wejdą do mieszkania, od kilku dni w garażu pod mieszkaniem moich sąsiadów przechowywane są trupy, a na dodatek okazało się, że mój depozyt nie został ubezpieczony i zaginął – tak opowiada o swoim mieszkaniu pani Martyna.

Anglicy nie chcą bezdomnych >>

Coraz częściej sięgają po alkohol >>

Wprowadziła się na Greenford 27 grudnia 2007 roku, mimo że umowa została spisana dwanaście dni wcześniej, mieszkanie wciąż nie było gotowe z powodu przedłużającego się remontu. Pani Martynie podobało się jednak to, że czyste, przestrzenne, na dodatek dobrze wyciszone, a to było dla niej dużym atutem.  Umowa została podpisana między nią, właścicielem mieszkania i dwiema agencjami: Agencją L. oraz Agencją T. Było to trochę dziwne, ale wyglądało na to, że Agencja L. ma dużo zleceń i zatrudniła Agencję T. jako podwykonawcę. Przez następne kilka miesięcy pani Martyna kontaktowała się właśnie z nimi w sprawie jakichkolwiek problemów i wpłacała czynsz bezpośrednio do nich.  Oni mieli go przekazywać do Agencji L., a ta do właściciela mieszkania.

Plaga szczurów
W pierwszych dniach po przeprowadzce okazało się, że pod blokiem zamieszkują dziesiątki szczurów, które bardzo szybko zaczęły wchodzić do pomieszczeń przez otwory znajdujące się w meblach kuchennych. Agencja zajęła się zabezpieczeniem mieszkania przed inwazją szkodników, jednak do dzisiejszego dnia stado grasuje bezpośrednio pod blokiem.
„Wraz z sąsiadami mieszkającymi w dolnej części bloku otwieramy tylko górną część okna, aby szczury nie wskoczyły do środka. Pewnego dnia do mieszkania sąsiadki wszedł przez otwarte okno ogromny szczur, bo na parapecie stała miska z owocami“-  relacjonuje pani Martyna. „Od trzech lat, jak tu mieszkam, nikt nie jest w stanie nic z tym zrobić. O pomoc zwróciłam się do councilu na Ealingu, lecz za każdym razem słyszałam w słuchawce, że droga jest prywatna i to właściciele (landlordowie) zobowiązani są do zlikwidowania tego problemu. Jakieś dwa, trzy miesiące temu o problemie z plagą szczurów ktoś inny powiadomił council, prawdopodobnie był to pracownik firmy telekomunikacyjnej BT, który poprzez utrudnienia ze strony szczurów nie mógł spokojnie przeprowadzić instalowania sieci internetowej. W przeciągu następnych kilku dni masowo przybywali pracownicy councilu wraz z towarzyszącym im pracownikiem firmy zajmującej się usuwaniem szkodników. Poinformowano mnie, że pod moim mieszkaniem znajduje się gniazdo około 60-ciu szczurów. Urzędniczka powiedziała, że sprawą zajmuje się council, który między innymi ma na celu zwalczyć  niechcianych współlokatorów, nakaże również landlordom zakup kontenerów na śmieci, aby szczury nie rozrywały worków leżących na ziemi, a także zwróci większą uwagę na właścicieli sklepów i lokali gastronomicznych, aby odpady trafiały w odpowiednie miejsca. Urzędniczka, która ze mną rozmawiała stwierdziła, że na pomoc landlordów ciężko będzie liczyć, co zresztą sama wywnioskowałam z rozmów. Landlordowi wszystko jedno, nie interesuje się nami, jako lokatorami. Jesteśmy dla niego tylko i wyłącznie „miesięcznym dochodem“ dopisanym do jego konta bankowego i tak też w tych kategoriach jesteśmy traktowani. Przed wprowadzeniem się do mieszkań każdy z sąsiadów był zapewniany o naprawie drogi, którą nie można normalnie dojść do swojego domu. Obecnie droga jest w stanie opłakanym, o oświetleniu drogi też nie ma co marzyć, nocą nic nie widać, nawet własnej ręki. Czujemy się jak w Średniowieczu, brakuje tylko epidemii dżumy, bo właściwie trupy już mamy…” – dodaje oburzona.

Zwłoki pod mieszkaniem
„Kilka dni temu, sąsiadka paliła papierosa przed wejściem do domu, które znajduje się nad dobudowanymi tyłami pomieszczeń sklepowych. Pod lokal, który stał pusty od miesięcy podjechał prywatny ambulans. Okazało się, że pod naszymi mieszkaniami znajdują się ciała ludzi, którzy są tu przywożeni po zgonie“- opowiada o kolejnej sytuacji pani Martyna.
Z relacji jej sąsiadki, która  rozmawiała z kierowcą ambulansu wynika, że pomieszczenie nie jest prawidłowo wyposażone. Kierowca przyznał, że nie ma tam „lodówek“ do przechowywania zmarłych. Są oni zostawiani na 24 godziny, myci i ubierani. Na pytanie o pozwolenie na taką działalność odpowiedział, że landlord wyraził zgodę i o wszystkim wie. Sprawa wydała się podejrzana, gdyż nikt nie miał pojęcia, co się tam dzieje, od miesięcy był to pustostan. Pani Martyna postanowiła zgłosić ten fakt na policję. „To jakiś obłęd. Czasami zastanawiam się, czy w tym kraju są jakieś ograniczenia, wymagania, bo już umarłych z żywymi upychają“.
Sąsiedzi pani Martyny już na drugi dzień złożyli wypowiedzenie. Nie chcą podejmować walki z właścicielem mieszkania o lepszą sytuację mieszkaniową.
„Osobiście nie mam zamiaru się wyprowadzić dopóki landlord nie spłaci zadłużenia wobec mnie“ – kwituje pani Martyna.
Sprawą ciał zajął się council, który w dniu 19 stycznia br. przysłał swojego przedstawiciela do jej zbadania. Jak się dowiedzieliśmy poinformowano właściciela lokalu o przedstawienie odpowiednich dokumentów pozwalających na przechowywanie zwłok w pomieszczeniu. Jeśli do tego nie dojdzie sprawą zajmą się odpowiednie władze.
 

 

Uciekli z depozytem
Słysząc te historie człowiek pomyślałby, że gorzej już być nie może, a jednak. Na kolejny problem mieszkanka Greenford nie musiała długo czekać.  Po trzech miesiącach od wprowadzenia się do mieszkania pani Martyna otrzymała telefon od Agencji z zapytaniem, czy zapłaciła czynsz za ostatni miesiąc. Oczywiście wszystko było uregulowane ze strony lokatorki. Okazało się, że Agencja T. spóźnia się i nie przekazuje pieniędzy w określonym terminie.  Poinformowano więc Polkę, aby wpłacała od teraz pieniądze bezpośrednio do Agencji L.
„Trochę mnie to zaniepokoiło i przy najbliższej okazji widzenia się z właścicielem próbowałam wyjaśnić całą sytuację, dopytując się również o mój depozyt, który został wpłacony do tamtej agencji. Właściciel szybko mnie jednak uspokoił, zapewniając, że jest on w posiadaniu mojego depozytu i że został on przekazany na tzw. Deposit Protection Scheme tak, jak jest napisane w umowie. Na przełomie sierpnia i września 2009 roku, podczas naprawy boilera, na którą pani Martyna czekała 8 miesięcy, została poinformowana przez pracownika Agencji L., że Agencja T. już nie istnieje. Zniknęła z pokaźną częścią pieniędzy, które zbierała od lokatorów, między innymi z jej depozytem.
„Myślałam, że nie muszę się martwić, bo przecież mój depozyt został ubezpieczony. Ten pan powiedział, mi jednak, że to Agencja T. miała mój depozyt i jeśli chcę go odzyskać to sama muszę ich odnaleźć. Zdenerwowało mnie bardzo jego podejście, więc skontaktowałam się natychmiast z właścicielem mieszkania, który stwierdził, że to problem Agencji L., a nie jego. Gdy spytałam, dlaczego wcześniej mnie okłamywał mówiąc, że depozyt został ubezpieczony i jest w jego posiadaniu, zaczął być arogancki, nie chciał ze mną rozmawiać i poszedł sobie. Wróciłam więc do Agencji L. informując ich o mojej rozmowie z właścicielem. Niestety ich podejście było podobne, nie chcieli ze mną rozmawiać i stwierdzili, że to nie jest ich problem, ale zajmą się wyjaśnieniem tej sprawy. Ponownie skontaktowałam się z właścicielem domu żądając konkretów. Nie miał raczej ochoty na rozmowę, potraktował mnie w bezczelny sposób. Powiedział, że on nie ma zamiaru nic z tym zrobić i mogę iść sobie do sądu, bo jemu i tak nic nie grozi, a jeżeli będę się stawiać to dostanę wypowiedzenie. Na koniec podsumował, że jestem >f…ing Poles<” – opowiada o zajściu pani Martyna.
Polka nie mogąc już znieść niesprawiedliwości napisała list do właściciela, w którym poinformowała go, że jeśli w przeciągu 14 dni sprawa nie zostanie wyjaśniona to automatycznie skieruje ją do sądu. Tak też się stało. Wniosek został złożony 19 kwietnia 2010, rozprawa odbyła się ponad pół roku później. W między czasie tak jak obiecał właściciel chcąc pozbyć się problemu złożył pani Martynie wypowiedzenie. Okazało się ono być jednak niezgodne z prawem, ponieważ dał jej miesięczne wypowiedzenie, a nie dwu- tak jak było zawarte w umowie.

Gdzie jest sprawiedliwość
Rozprawa w dotycząca depozytu pani Martyny odbyła się w Sądzie Rejonowym County Court  w Watford dnia 11 listopada 2010 roku. Sprawa została rozstrzygnięta na jej korzyść. Właściciel mieszkania został zobowiązany do zapłaty trzykrotności depozytu, pokrycia kosztów sądowych, bez możliwości odwołania się od decyzji.  Kwotę 3.861.90 funtów Polka miała otrzymać do 9 grudnia 2010. W wymieniowym dniu pani Martyna otrzymała od właściciela mieszkania czek na wysokość 1.142.30 funtów wraz z listem, w którym podważył autorytet sądu stwierdzając, iż sędzia podjął błędną decyzję, a on nie zamierza płacić całej kwoty.

 

„Właściciel zignorował decyzję sądu, do dnia dzisiejszego nie otrzymałam należnej kwoty, dodatkowo dostałam kolejne wypowiedzenie. Z mieszkania mam się wynieść do dnia 19 lutego 2011 roku. Gdy poinformowałam sąd o zignorowaniu nakazu przez pozwanego, pracownik sądowy wysłał mi ulotkę, w której widnieje informacja o możliwości złożenia  wniosku do sądu o ustanowienie komornika, który ściągnie dług”.
Jednakże za akcję, którą podejmie komornik musi zapłacić wnioskodawca i jest ona dużo wyższa niż koszty sądowe, które wyniosły panią Martynę aż 435 funtów. „Chyba nie ma sensu, abym dalej w to brnęła, zwłaszcza że za wszystko płacę z własnej kieszeni. Szczerze zaczęłam już wątpić w sprawiedliwość. Morał z tego taki, że wyroki ze spraw cywilnych są olewane”- dodaje z żalem.

I co dalej?
W dniu 19 stycznia 2011 roku pani Martyna została poinformowana listownie, że właściciel mieszkania odwołał się od decyzji sądu. Otrzymał czas do 28 stycznia br. na dostarczenie wszystkich potrzebnych materiałów i dokumentów. Jeśli to zrobi kolejna sprawa odbędzie się 1 marca br.
„Nie mam pojęcia co dalej robić. Zależy mi na tym, aby ten człowiek został ukarany za swoje działania. Zdaję sobie sprawę, że takich sytuacji jak moja jest wiele, jednakże nikt z tym nic nie robi. Ludzie, którzy borykają się z takimi trudnościami nie są w żaden sposób wspierani przez odpowiednie władze, więc  właściciele wynajmowanych mieszkań pozostają bezkarni. Mam jeszcze trochę sił i chęci, aby z tym walczyć, ale w tym momencie potrzebowałabym profesjonalnej pomocy prawników. Niestety jest to zbyt kosztowne dla mnie. Ja również jestem absolwentką Prawa i Administracji Publicznej, więc na tyle, na ile umiałam pomogłam sobie sama. Dlatego zwróciłam się z prośbą do was, abyście opisali moją walkę z nieuczciwym landlordem. Być może znajdzie się również ktoś chętny, kto będzie w stanie mi pomóc od strony prawnej”- prosi pani Martyna.
Jeśli ktoś chciałby pomóc pani Martynie w walce z niesprawiedliwością prosimy o kontakt na adres redakcji.

Wysłuchała i opisała Dagmara Minkiewicz

 

Anglicy nie chcą bezdomnych >>

Coraz częściej sięgają po alkohol >>

 

Miałeś wypadek? Możesz dostać odszkodowanie >>

author-avatar

Przeczytaj również

Ustawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UKUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UKMłoda mama dostała w szpitalu nie swoje dzieckoMłoda mama dostała w szpitalu nie swoje dzieckoDo 2040 r. poważnie zachoruje tu 3,7 mln pracownikówDo 2040 r. poważnie zachoruje tu 3,7 mln pracownikówBasti w Londynie! 10 maja święto dla miłośników historii w rytmach hip-hopuBasti w Londynie! 10 maja święto dla miłośników historii w rytmach hip-hopu
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj