Polak popełnił samobójstwo w ośrodku dla imigrantów. Zawinili Brytyjczycy?

W zeszłą środę w centrum zatrzymań dla imigrantów Morton Hall samobójstwo popełnił młody, 27-letni Polak. W dniu, w którym doszło do tragedii, partnerka urodziła Polakowi dziecko…

Suicideuk

O sprawie jako pierwszy napisał dziennik „The Guardian”. Władze ośrodka dla imigrantów Morton Hall (niedaleko Lincoln) potwierdziły, że osobą, która odebrała sobie w środę życie jest 27-letni Polak. Mężczyzna czekał na decyzję ws. deportacji, mimo iż w Wielkiej Brytanii mieszka jego partnerka i mimo iż była ona w zaawansowanej ciąży. Tuż przed świętami Polak nie dostał przepustki i nie pozwolono mu zobaczyć partnerki, która, ze względu na zaawansowaną ciążę, nie była w stanie przybyć do ośrodka. 

Essex: Polak skatowany na śmierć przez gang młodocianych Brytyjczyków!

Polak popełnił samobójstwo w środę – dokładnie w tym samym dniu, w którym partnerka urodziła mu dziecko. Mężczyzna prawdopodobnie nie dowiedział się o tym przed śmiercią, a targnął się na swoje życie w wyniku rozgoryczenia swoją sytuacją. Współosadzeni opisali Polaka jako spokojnego mężczyznę, który nikomu nie wchodził w drogę i który spokojnie czekał na przepustkę, żeby zobaczyć się z narzeczoną i wyczekiwanym dzieckiem. 

Polak zabity przez imigranta! Drugi z napadniętych Polaków walczy o życie

To już trzecie samobójstwo w brytyjskich centrach zatrzymań dla imigrantów w ciągu ostatniego miesiąca. Dużo wskazuje więc na to, że jakiś błąd popełnili tu Brytyjczycy. Jak podał "The Guardian" Polak borykał sie z problemami psychicznymi i jest bardzo możliwe, że przebywając w ośrodku nie otrzymał on należytej pomocy. 

Jesteśmy głęboko wstrząśnięci faktem, że w ciągu ostatnich tydodni doszło do trzech samobójstw w centrach zatrzymań, podnosząc liczbę samobójstw do 39 os 200 r.  Rok po roku śledztwa wykazują, ze dochodzi do zaniedbań ze storny służby zdrowia. Jeśli sytuacja się tu nie poprawi, to będzie tylko gorzej. Wzywamy decydentów do podjęcia natychmiastowych działań w tym względzie – powiedziała Emma Ginn, dyrektor fundacji Medical Justice.