Życie w UK

Polacy: Squatting Londyn

Maciek bez pukania naciska klamkę i wchodzi do pokoju na parterze. – To jest Bodzio, który chciał mieć beemkę i co tydzień nowe dresy. Otwiera kolejne drzwi. – A to jest Marzena, która chciała być prostytutką. W tym pokoju mieszka Olek – kolejne drzwi ustępują pod naciśnięciem klamki. -Olek też chciał być prostytutką. Tu mieszka Tadeusz, ale chwilowo go nie ma. To ciekawy facet – jest tu od 10 lat

Polacy: Squatting Londyn

Dom, w którym mieszka cała piątka, znajduje się na Hounslow. Właściciel zmarł pod koniec lat 80., a spadkobiercy nie pojawili się do dziś. Stał więc pusty. Wypatrzył go kolega Maćka, Martin – notoryczny squatter, czyhający na pustostany. Sam zamierzał się tam wprowadzić, ale jego dziewczyna, czyli Arthur, znalazł coś lepszego na Wimbledonie. Budynek jest trochę zniszczony. Nie wiadomo, kiedy go postawiono, bo jak każdy dom w Anglii równie dobrze może mieć 200, jak i 300 lat. Nawet dość malowniczy, spod bluszczu porastającego mury prześwitują, cegły, gzymsy, architrawy.

Martin, squatter z dużym doświadczeniem, załatwił gdzieś, że w kranach popłynęła woda, a w gniazdkach pojawił się prąd. Lokatorzy płacą Maćkowi po 40 funtów tygodniowo.

– Płacą, to za dużo powiedziane. Bodek wisi mi za pół roku, Marzena za trzy miesiące, Olek tak samo, tylko Tadek płaci regularnie, bo ma stałą pracę. Olek też pracuje i byłoby go stać, ale on wszystko wydaje w solariach, perfumeriach i na żel – skarży się Maciek.

Olkowi ktoś naopowiadał, że starsze Angielki lubią młodych chłopaków i żeby sobie poużywać, wyjeżdżają za granicę, a co najważniejsze – dobrze za to płacą.

– A po co mają wyjeżdżać, skoro ja mogę przyjechać do nich, pomyślałem – mówi Olek. I przyjechał. Jest tu już kilka lat, ale starsze Angielki w ogóle nie zwracają na niego uwagi, choć nie można powiedzieć, że się nie stara – chodzi na solarium, nosi obcisłe ciuchy, kilo żelu na włosach i ciemne okulary.

– Nie zdejmuje ich w ogóle, myślę, że nawet w nich śpi – komentuje Maciek. – Sam zobacz.

Olek akurat nie śpi, lecz w kuchni przewraca na patelni kawał jakiegoś mięsa. W okularach. W kuchni panuje półmrok. Jak on to mięso tam widzi?

Travelka na samolot

Bodek ma 28 lat. Nigdy nie był za granicą, ale marzyło mu się czarne BMW i markowe dresy, w jakich szpanują jego kumple w Wyszkowie.

– Bodek to dobry człowiek, mógł zostać bandytą jak jego kolesie i odzyskiwać długi, ale nie potrafił bić czy łamać palców niewinnym ludziom. Dobry, ale głupi – ocenia jego sąsiad.

Bodek, jak tu przyjechał, to się zachwycał, że na jeden billet może jeździć wszystkimi środkami komunikacji – metro, autobusy, kolejki. Ktoś mu wtedy powiedział żartem, że nawet samolotem do Polski można na taką „travelkę” polecieć. Bodek to zapamiętał i przed świętami zameldował się na Heathrow.

– Tego jeszcze nie było! – zaśmiewa się Maciek. – Cała obsługa lotniska się zbiegła! Facet z travel card za 10 funtów chce lecieć samolotem! I to nie jakimiś tanimi liniami, lecz British Airways! Kumasz? Bodek machał rękami naśladując lot ptaka i krzyczał: „Poland, Poland!”. Pisały nawet o tym jakieś gazety, na szczęście pomyliły narodowość niedoszłego pasażera, bo napisali, że to Białorusin. Bodek i tak nic nie zrozumiał, bo nie znał angielskiego, a Anglików do dziś uważa za idiotów.

Marzena i permanentny makijaż Glorii

– Mówi, że jest z Warszawy, ale tak naprawdę to z Sierpca, a dokładniej spod Sierpca, choć dla mnie to bez różnicy. Warszawa, Sierpc, jeden pies, różnią się tylko liczbą mieszkańców – ciągnie przegląd lokatorów Maciek.

Mowa o 24-letniej Marzenie. Rodzina wielodzietna, bieda, ojciec pije, siedmioro rodzeństwa, zawodówka, czasem ktoś na dyskotekę zaprosi. Standard.

Przyjechała do Anglii na truskawki i została. Marzena chce być prostytutką, ale to cel doraźny, bo jej życiowy „target” to zostać modelką, a w najgorszym razie fotomodelką. Pracuje dorywczo, za pośrednictwem agencji. – Oczywiście nie o taką agencję jej chodziło – wyjaśnia Maciek.

Poszły razem z koleżanką. Oferta pracy z ogłoszenia. Koleżankę przyjęto, a Marzenie łysy, napakowany „menedżer” powiedział: „Z czym ty tu przychodzisz? Nie masz tyłka, nie masz cycek i facjatę masz jak ruski anioł dupę. Spadaj.”

Marzena nigdy nie będzie prostytutką, poszła kiedyś do łóżka z młodym Pakistańczykiem i zakochała się, tymczasem on zniknął. Potem nie wychodziła z pokoju, Bodek donosił jej „tyskie”, a ona piła i słuchała na okrągło „Dwóch bajek” Dody. Nieraz puszczała na full, przyjeżdżała policja, a ona się darła: „Snem było życie, dopóki ty, nie pojawiłeś się wtedy w nim…”

– Przyznała mi się, że przestała być dziewicą, że go kocha. Z okna chciała skakać i choć to tylko pierwsze piętro, pełniliśmy przy niej stale dyżury. Załatwiam jej stałą pracę. Dziewczyna dochodzi powoli do siebie. Dziwki z niej nie będzie – za uczuciowa. Poszła do łóżka z facetem i od razu się zakochała. Tęskni za matką, za ojcem, za rodzeństwem i jest na swój sposób romantyczna. To nie jest dobry materiał na prostytutkę – stwierdza Maciek. A koleżanka Marzeny, ta która pracuje w agencji, nazywa się teraz Gloria. Ma nie tylko nowe imię, lecz również podbite oczy. Gloria twierdzi, że to tzw. makijaż permanentny, ale i tak wszyscy wiedzą, jak jest naprawdę.

Co znaczy słowo „yes”?

Tadek, lat 53, nazywany przewrotnie przez kolegów ,,tłumaczem” (bo nie wiedział, co znaczy „yes” czy „no”). Zwykle nie pracuje w soboty i niedziele, ale dziś wyjątkowo poszedł, bo trafiła mu się robota za 150 funtów. Jest z zawodu cieślą budowlanym, ale potrafi wszystko, więc szef, Anglik, dobrze mu płaci. Dziś akurat naprawiał instalację elektryczną. Przyjechał tu 10 lat temu z Legnicy. Pracował na angielskich budowach, zarabiał 6 funtów na godzinę, ale połowę zabierał mu Polak, który był brygadzistą i tę pracę mu załatwił. Młody cwaniak, który znał trochę angielski. Po trzech latach Anglik, u którego jako podwykonawca pracowała Tadkowa ekipa, dowiedział się przypadkiem, ile Tadeusz zarabia. Oburzony wziął go do siebie, proponując 8 funtów za godzinę. Raz, w jednym z nowo postawionych przez inną ekipę domów były jakieś problemy z prądem – tu świeciło, tam nie, paliło się, strzelało.

– Wpadli angielscy elektrycy, samochód z małym dźwigiem, drabiny, jednakowe kombinezony, czujniki, bajery. I nic. Przyjechał inżynier, też nic. Zgłupieli. Wtedy Sam, mój szef, powiedział: „Niech Tadeusz spróbuje”. Pogrzebałem przy głównym zasilaniu i po kłopocie – opowiada cieśla.

Nadszedł czas wypłaty i szef daje mu 300 funtów więcej. Zdziwiłem się, a szef: – Tyle mi zapłacili za tę elektrykę, tyle ci daję.

Tadek mieszkał wcześniej u polskiego Roma. Cygan miał liczną rodzinę, więc od councilu dostał dom. Zaraz po tym rodzina wróciła do Polski, a Cygan wszystkie pokoje wynajął. W porządku był, nie zdzierał, ale został deportowany i Tadeusz musiał szukać nowego mieszkania. Tak jak inni lokatorzy Maćka przeczytał ogłoszenie w witrynie sklepu.

Tadek to człowiek skryty, mało mówi, każdemu schodzi z drogi, nie wdaje się w dyskusje. Wszyscy myśleli, że pazerny na kasę, że dusigrosz. Przekonali się, że tak nie jest, kiedy ktoś z mieszkańców domu na Hounslow potrzebował pomocy. Tadek wychodził bez słowa, udawał się do najbliższego banku lub bankomatu, przynosił pieniądze, zastrzegając, że oddawać nie trzeba. Niedawno rzuciła go żona. Wyjechała na Sycylię do pracy z dwiema córkami.

Zawsze w sobotę Tadek kupuje litr wódki, zamyka się w pokoju i pije. W niedzielę rano kąpiel, kościół i normalny obiad o normalnej porze.

 Klaudiusz czyli Maciek

Ma na imię Klaudiusz, ale przedstawia się jako Maciek. – Starzy dali mi takie pretensjonalne imię, ale to i tak lepsze niż na przykład „Patryk” czy za przeproszeniem „Oliwier” – wyjaśnia.

Maciek czyli Klaudiusz, trzydziestopięciolatek z Pabianic jest magistrem filozofii, w swojej pracy magisterskiej pisał o związkach Heideggera z faszyzmem. Poznałem go w metalowym klubie Mystic Moon na Camden, gdzie częstymi gośćmi bywają byli muzycy Judas Priest, Iron Maiden czy Alice Cooper Band. Wpada tu od czasu do czasu. Próbował pisać poezję, powieści, ale ciągle coś przeszkadzało mu w ich dokończeniu. Nie mogąc się odnaleźć w ojczyźnie, wyjechał do Holandii zbierać pomidory.

– Chciałem potraktować to jako formę medytacji. Rozumiesz, jednostajność, powtarzalność czynności, skupiasz się na tym i przestajesz myśleć. Nie dało się, pracowałem razem z Polakami, naśmiewali się, że magister, a w szklarni zapieprza. Okradli mnie kilka razy. Taki motłoch znałem kiedyś tylko ze słyszenia, teraz miałem okazję poznać „przez dotyk” – wspomina. Popracował tylko miesiąc. Zarobił 200 euro, czyli mniej niż zapłacił za sam wyjazd.

W Eindhoven, w kawiarni poznał Pilar, Hiszpankę, która wybierała się właśnie do Londynu do brata, który gdzieś koło Victorii ma hiszpańską knajpę. Zamieszkał z nią, a pracę dostał u jej brata. Zna hiszpański, angielski, trochę francuski, więc nie miał problemu z obsługiwaniem gości.

Pilar traktował jak koleżankę, zajmowali osobne pokoje. Kiedyś, w nocy, przyszła do niego. Odepchnął ją delikatnie. Zrobiła okropną awanturę i Maciek musiał się wynieść.

Jest przystojny, nawet bardzo, prawie metr dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, szczupły, długie, czarne włosy, przypomina z twarzy młodego Seweryna Krajewskiego.

– Homoseksualistą nie jestem, ale za kobietami nie przepadam, mają strukturę psychiczną, która mi nie leży, ale pewny tego nie jestem – zastrzega.

Nigdy nie był zakochany, nie miał dziewczyny, ciągle tkwił w książkach, słuchał muzyki, pisał. Jest jedynakiem, rodzice są lekarzami, też chcieli wykierować go na lekarza, zaliczył dwa lata medycyny, i zrezygnował. Zaakceptowali to. Skończył filozofię, ale nie mógł znaleźć pracy. Utrzymywali go, nie czyniąc żadnych wymówek czy aluzji. Pewnego dnia stwierdził, że nie jest nic wart, że chce żyć naprawdę, że czegoś mu brakuje.

– Czego? Wtedy jeszcze nie wiedziałem, lecz czułem, a teraz już chyba wiem.

Ojciec i brat

Kiedy zamieszkała z nim czwórka lokatorów, był ciągle rozdrażniony. Nie lubił towarzystwa, bo większość dotychczasowego życia spędził w samotności. – Prymitywy, bo prymitywy, ale przynajmniej mi płacą – myślał.

Ale z płaceniem było różnie. Co rusz ktoś przychodził i prosił o prolongatę, bo nie ma pracy, bo to, bo tamto.
– Nie potrafiłem wyrzucić na bruk, mało tego, zacząłem ich żałować, myśleć o każdym z nich, przejmować się ich problemami. Szczególnie Marzeną. To nie kwestia płci, bo ona jest tak przerażająco zagubiona i niezaradna, że nie wiem, jak przetrwała, nie mając tu nikogo bliskiego. Brakuje jej tupetu, bezczelności i sprytu właściwego większości młodych lasek, które tu przyjeżdżają i niemal natychmiast są ustawione. Nawet te, które nie grzeszą urodą i do trzech zliczyć nie potrafią.

Dla niego samotność była dobrem, sam ze sobą czuł się doskonale, stronił od towarzystwa, częściowo od rodziców, a teraz od ojczyzny. To się zmieniło, kiedy Pakistańczyk porzucił Marzenę, kiedy piła, wyła, chciała skończyć ze sobą. – Ta bezgraniczna rozpacz, bezradność obudziła we mnie coś, czego nigdy nie doświadczyłem, jakąś tkliwość, czułość. Chciałem ją przytulić, pocieszyć, tylko że nie wiedziałem, jak podejść. Zorientował się, że ci ludzie są przeraźliwie samotni, czują, że tak naprawdę nikt na nich nie czeka, że być może ich losy potoczyłyby się inaczej, gdyby ktoś wyciągnął do nich rękę. – Rozmawiam z nimi codziennie, pytam, czy czegoś potrzebują. Gdzieś, kiedyś, ktoś z nich zrezygnował, odrzucił, zapomniał, ale teraz są ze mną, czuję się za nich odpowiedzialny i kocham ich. Jak ojciec? Jak brat? A jeśli kocham ich, to już wiem, że jestem zdolny pokochać innych, a jeśli innych, to i wszystkich

A oni go słuchają

– Podchodzę do Marzeny i mówię: „Marzenko, weź obetnij te blond wiechcie, a to co zostanie, zafarbuj na czarno i umaluj się dyskretnie.” Posłuchała i teraz naprawdę nieźle wygląda. Olek, przestał już chyba myśleć o starych Angielkach, bo też prosił Maćka, żeby uczył go angielskiego, chce się zapisać do jakiejś szkoły. Bodek, chce się uczyć, ale jest zbyt odporny na wiedzę. Przeszły mu już beemki i dresy, chce zdobyć jakiś zawód, założyć rodzinę. Tadeusz umie wszystko z wyjątkiem angielskiego i ciągle powtarza: „Czegoś trzeba nie umieć”. Maciek, poszukujący swojego celu w życiu, odnalazł go w opuszczonym domu na Hounslow, ale nie tylko on, bo i innym mieszkańcom też zapewne się to uda. Z takim ojcem.

Janusz Młynarski

author-avatar

Przeczytaj również

Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kobieta zginęła potrącona przez własny samochódKobieta zginęła potrącona przez własny samochódUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UKUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UK
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj