Życie w UK

Piłkarskie ogóry

No i mamy sezon ogórkowy. Frazeologizm ten uknuty został dość dawno temu, głównie na użytek mediów. Ni mniej ni więcej oznacza on okres posuchy w życiu kulturalnym miast, kiedy to teatry, sale koncertowe zamknięte na cztery spusty świecą pustkami.

Piłkarskie ogóry

Podobnie jak sportowe areny, nad którymi zapadła głucha cisza spowodowana przerwą oddzielającą poszczególne sezony rozgrywek, no może poza żużlowymi owalami, gdzie o punkty rywalizuje się w od wiosny po jesień.

Właśnie w okresie ogórkowych żniw media różnego autoramentu prześcigały się w poszukiwaniu sensacji, które mogłyby zrekompensować wakacyjną posuchę informacyjną. Dziś ten pospolity frazeologizm zdaje się być mocno przeterminowanym i trąci nieświeżością. Kiedyś wszak mało popularne były określenia, takie jak tabloid, paparazzi, czy celebryta. Bądźmy jednak w zgodzie z tradycją i zakosztujmy kilku kęsów „ogórów” przynależnych tej porze roku.

Szczęki na posadzce!

Jak przystało na sezon ogórkowy nie może zabraknąć wątku matrymonialnego, a już na pewno wzmianki o Robercie Lewandowskim. Gdy na dodatek jest pretekst, by połączyć obydwa te tematy, to zgraja wspomnianych paparazzi i pismaków z tabloidów zaczyna odczuwać dyskomfort spowodowany nadmierną wilgocią w bieliźnie.

Tak właśnie stało się za sprawą związku małżeńskiego zawartego przez „Lewego” z Anną Stachurską. Ostatnio nasz wielce bramkostrzelny kopacz piłki (w Niemczech, w Niemczech rzecz jasna!) zwykł mawiać NIE (przepraszam NEIN) szefom swego klubu, pragnącym odwieść go od zamiarów przywdziania majtek i koszulki w barwach Bayernu z Monachium.

Teraz przyszło mu zmienić ograną płytę i rzec TAK! I to chyba nie bez entuzjazmu, o czym może zaświadczać groteskowa ceremonia zaślubin, na którą gwiazda Bundesligi wyasygnowała kwotę trzech setek tysięcy euro.

„Była tak cudna, że gościom opadły szczęki. Najpierw wszyscy oniemieli z zachwytu, by po chwili zewsząd zaczęły dobiegać szepty z komplementami. Anna wkraczała do kościoła św. Anny w Serocku w niebiańskiej aurze. Wyglądała po prostu jak anioł” – we właściwym sobie stylu opisał ten aspekt godnej czasów Bizancjum uroczystości reporter „Faktu”.

Można jeszcze dodać o motorówkach, którymi goście mogli śmigać po królowej polskich rzek, spływie kajakowym, pofruwać samolotem lub co najmniej motolotnią. „Oprawcą” muzycznym imprezy był sam Marek Sierocki, w rolę klauna zabawiającego gości wcielił się Kuba Wojewódzki.

Ba! Sprowadzony z Bali masażysta dbał o stopy i stópki skatowane intensywnym udzielaniem się na parkiecie. Jeśli dodać do tego szumny wieczór kawalerski, jaki Lewandowski wyprawił na Lazurowym Wybrzeżu, to trzeba przyznać, że chłop na klasę, a już na pewno kasę, którą, jak dowiódł, lubi się afiszować aż do granicy śmieszności.

Rooney ma co pokazać…

A propos śmieszności. Wayne Rooney pewnego pięknego dnia ze zgrozą skonstatował, że jeszcze trochę i skończy się jako piłkarz. Wszystko przez łysinę, która systematycznie kontynuowała triumfalny marsz od czoła po potylicę. Nie trzeba chyba specjalnie dodawać, że w tych anormalnych okolicznościach przy główkowaniu piłka mogłaby dostać niepożądanego poślizgu.

To jeszcze nic! Jak tu być w zgodzie z piłkarskim trendy i móc nałożyć stosowną porcję brylantyny na włosy wobec ich niedostatku? Gwiazdor Manchesteru United postanowił skorzystać z najnowszych osiągnięć medycyny i poddać się zabiegowi przeszczepu włosów. I to już po raz drugi.

Ten dziewiczy raz miał miejsce dwa lata temu i kosztował ponoć trzydzieści tysięcy funtów. Wówczas jednak przeoczono jeden, ale jakże istotny element całej operacji rewaloryzacji fryzury futbolisty. Tym razem obyło się bez podobnej wtopy. Media, i to nie tylko na Wyspach, obiegły fotki dokumentujące cierpienia futbolisty w imię poprawy wizerunku, tego dla oka.

Bo nijak nie potrafię zrozumieć, czym kierował się Rooney zapraszając do sali zabiegowej poczciwych paparazzi? Pozostaje jedynie odetchnąć z ulgą, że nie poddał się na przykład zabiegowi depilacji części ciała znajdującej się pomiędzy plecami a udami…

Dziwna hobby

Na koniec skróconego raportu z okresu ogórkowych żniw na chwilkę znów powróćmy nad Wisłę i znów do… Roberta Lewandowskiego. A konkretnie do jego autobiografii, która nie tak dawno ukazała się drukiem. Trwogą powiało od jednej zwłaszcza szczerej do bólu (nomen omen!) wypowiedzi piłkarza, który specjalizuje się w strzelaniu bramek, ale tylko na niemieckich boiskach. „Lubię adrenalinę.

Ostatnio nawet zainteresowały mnie sporty wodne. Waterboarding, skutery wodne” – wypalił bez ogródek „Lewy” i dziw, że nie zajęły się nim odpowiednie organa ścigania. Pasja piłkarza, czyli waterboarding, to nic innego jak…  wymyślna tortura zabroniona prawem międzynarodowym.

Prawdę mówiąc, gdy widzę co wyprawiają na murawie nasi futboliści, to też zaczynam mieć nieciekawe myśli, ale żeby od razu waterboarding?! A może po prostu Lewandowski już zbyt długo przebywa w Niemczach…?   
 

 

Jerzy Kraśnicki

author-avatar

Przeczytaj również

34500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaMężczyzna uniewinniony za jazdę „pod wpływem”. Powód zaskakujeMężczyzna uniewinniony za jazdę „pod wpływem”. Powód zaskakujePięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billPięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda bill
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj