Życie w UK

Ostatni połów Jacka

16 listopada z kanału przy Bulls Bridge Road wyłowiono ciało 46-letniego Jacka Grzelaka. Policja szuka dalszych informacji o jego śmierci. Podejrzewa, że mogło to być morderstwo. Owdowiała żona nie ma środków na sprowadzenie prochów męża do Polski.

Ostatni połów Jacka

Croydon: Śmierć na torach >>

Marden: Śmierć Polaków na plantacji truskawek >>

Mąż był wspaniałym człowiekiem. Postawił w Polsce dom, sam, bez niczyjej pomocy. Nigdy do nikogo nie wyciągaliśmy rąk. Zawsze wszystko robiliśmy wspólnie – wspomina ich wspólne życie w Puławach Barbara.

Puławy-Londyn-Puławy

Do Wielkiej Brytanii Barbara przyjechała cztery lata temu. Mąż często ją tu odwiedzał. Jeśli nie miał pieniędzy na podróż, przywoził ze sobą papierosy, żeby zwróciło mu się za bilet. W drogę powrotną zabierał ze sobą perfumy z „funciaka”, które sprzedawał w Polsce po 12 złotych. Po dwóch latach w Anglii Barbara przeniosła się na wyspę Jersey, gdzie koleżanka załatwiła jej pracę. Mąż przyjechał wówczas do Anglii, żeby spotkać się z nią przed jej wyjazdem na Jersey. – Bardzo bolał nad tym, że to ja pracuję, zarabiam na rodzinę. On zawsze uważał, że nie powinno tak być, żeby kobieta się przemęczała – mówi Barbara.
Podczas tego właśnie pobytu w Anglii udało mu się znaleźć pracę. Jacek został w Londynie, Barbara na Jersey. Pracował dorywczo na budowach – czasami 5 dni, czasami dwa tygodnie, czasem i miesiąc.

Razem w Anglii

– Mąż nalegał, żebym zostawiła pracę na Jersey i przyjechała do Londynu. Nie chciał takiego małżeństwa na odległość. Przyjechałam – mówi.

Na utrzymaniu Jacka były też mieszkające w Polsce dzieci: córka na studiach i syn w technikum.

– Dla nas to były miesiące sielanki, tak jakbyśmy byli dopiero co po ślubie, a nie 24 lata. „Kochanie”, „Skarbeczku”, esemesy z wierszami – wspomina owdowiała Barabara. – On zawsze marzył o żonie, która będzie gotowała i prasowała mu koszule. Nigdy tego nie miał, bo ja przez całe życie pracowałam. Dopiero przez te nasze ostatnie wspólne miesiące było tak jak marzył – mówi.

Początek końca

Na początku października Barbara pojechała do Polski, żeby przygotować dom „na święta”. Powrót do Londynu miała zaplanowany na 14 listopada. Mąż dzwonił do niej do Polski kilka razy dziennie. Czasami to ona puszczała mu sygnał na komórkę – od razu oddzwaniał. Jeśli nie miał pieniędzy, dzwonił z kafejki internetowej ze Skype’a. W poniedziałek 5 listopada Jacek miał rozpocząć pracę jako operator wózka widłowego – legalnie, na umowę. W sobotę, 3 listopada, zadzwonił do żony mówiąc: – Jestem taki szczęśliwy, zawsze tu o tym marzyłem. Idźcie do kościoła i pomódlcie się za mnie. Tego samego dnia wieczorem już nie żył. Miał zadzwonić do Barbary w poniedziałek po pracy. Nie zadzwonił. Nie zadzwonił też we wtorek ani w środę. Barbara nie miała z nim żadnego kontaktu. Poprosiła znajomego w Londynie, żeby poszedł do domu Jacka. Dowiedziała się, że mąż jest zaginiony i szuka go policja. Poszła na polski komisariat w Puławach. Tam nie chcieli przyjąć nawet zgłoszenia. Powiedzieli jej też, że w Londynie Polakami nikt się nie przejmuje.

Potem wszystko potoczyło się już samo. Przyjechała do Londynu do pustego pokoju męża

– Czułam już wtedy, że on nie żyje, bo to nie był człowiek, który by tak po prostu zniknął – mówi Barbara.

Następnego dnia poszła na policje. Dzień później szukało go 20 funkcjonariuszy.

 – Biednego Polaka, którym w Londynie nikt nie powinien się przejmować – mówi żona.

Ciało Jacka znaleziono w kanale przy Bulls Bridge Road w okolicach Southall, nad którym w ostatni dzień swojego życia łowił ryby. – Mąż był świetnym pływakiem. W domu w Pułach przepływał Wisłę w poprzek. Nauczył syna pływać. W domu wiszą jego medale z zawodów pływackich – mówi wdowa. Barbara chce zabrać prochy Jacka do Polski.

– Za żadne skarby nie zostawię go w obcej ziemi – mówi. Jednak kremacja ciała i koszty związane z transportem oraz katolickim pogrzebem to ponad 2 tysiące funtów. Tych pieniędzy Barbara nie ma. – Do Anglii nie wrócę. No, chyba że naprawdę w domu w Puławach nie będzie co jeść – kończy naszą rozmowę.

Croydon: Śmierć na torach >>

Marden: Śmierć Polaków na plantacji truskawek >>

author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zaję�ćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj