Styl życia

Odchodzę spełniony

„Okazało się, że tysiąc pięćset rozwścieczonych Polaków nie mogło wejść do środka, bo bilety na koncert Możdżera wykupili Brytyjczycy. No i dobrze. Następnym razem będą rezerwowali wcześniej”. – Rozmowa z Pawłem Potoroczynem, dyrektorem Polskiego Instytutu Kultury w Londynie.

 

Pana praca to wędrówka po świecie. Były Stany Zjednoczone, Nowy Jork, teraz jest Londyn. Czy dostrzega Pan różnice kulturalne pomiędzy Polonią amerykańską a brytyjską?

– Myślę, że Polonia amerykańska ma już wyrobiony nawyk brania udziału w propozycjach kulturalnych o tak zwanym „bardziej zaawansowanym” charakterze. Mam na myśli nawyk chodzenia na koncerty muzyki poważnej z polskimi kompozytorami, wystawy polskich artystów. Im bardziej prestiżowy adres, gdzie koncert czy wystawa się odbywa, tym chętniej nasi nowojorscy rodacy tam idą. Mam wrażenie, że tu, w Wielkiej Brytanii, jesteśmy dopiero na początku tego procesu. Już widać, że coś zaczęło się dziać, ale jeszcze nie na taką skalę jak w Stanach Zjednoczonych.

Zastanawiam się, czy w życiu przeciętnego emigranta zarobkowego w Wielkiej Brytanii jest w ogóle miejsce na jakiekolwiek życie kulturalne?

– Mam nadzieję, że jest. To tylko kwestia różnych potrzeb i różnych środowisk. Jedni pójdą na koncert rockowy, inni jazzowy czy do filharmonii. A jeszcze inni odpalą satelitę i będą to oglądać w telewizji, u siebie w domu. Każdy wariant kulturowy ma prawo istnienia. Musimy tylko przekonać innych, że wariant, który mamy im do zaoferowania, jest interesujący. Interesujący na tyle, że sami mogą podziwiać naszych rodaków, ale też zabrać na sztukę swoich brytyjskich przyjaciół. Warto pokazać im, kim są nasi artyści, skąd się tutaj wzięli. Polacy nie są kosmitami, ten kraj ma przecież jakąś kulturę, która pracowała na swój dzisiejszy poziom przez kilkaset lat.

Za kilka miesięcy rozpocznie Pan pracę w Warszawie w Instytucie Adama Mickiewicza. Odchodzi Pan z Londynu z poczuciem spełnienia zawodowego?

– Myślę, że to co udało się zbudować, czyli program, organizacja i marketing, zaczynają powoli działać. Muszę przyznać, że w Nowym Jorku było to łatwiejsze. Ale tutaj też wszystko będzie funkcjonowało jak należy, bo widzę, że zbudowaliśmy doskonały zespół kreatywnych i energicznych ludzi, którzy robią bardzo interesujący program. Przy odpowiednim wsparciu finansowym to wszystko powinno samo działać. Teraz nadszedł czas, abym udał się do poważniejszych zadań.

W takim razie proszę podać największy sukces i największe rozczarowanie, jakie przeżył Pan w Londynie.

– Największe sukcesy są dopiero przed nami. Anglojęzyczna sztuka Doroty Masłowskiej, która na dniach otwiera się w Soho, jest przełomem w naszym teatralnym życiu w Londynie. Soho Theatre to jeden z ważniejszych teatrów Londynu i doprowadzenie do tej produkcji jest bardzo poważnym osiągnięciem. Myślę też, że kolosalnym sukcesem był festiwal w Edynburgu. Po raz pierwszy w historii Polacy byli na okładce Sunday Times Culture. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by ta gazeta napisała o Polakach na czołówce, a w środku poświęcono nam aż trzy kolumny.
Odnośnie rozczarowań – nie przypominam sobie wydarzeń, które mógłbym zaliczyć do porażek. Publiczność nigdy nas nie zawiodła. Nie należę też do ludzi, którzy chętnie mówią o porażkach – w dzisiejszych czasach jest to niemile widziane.

 Dokonał Pan marketingowego cudu przy okazji londyńskiego koncertu Leszka Możdżera.  Spora grupa Polaków została pod drzwiami prestiżowego klubu jazzowego, bo bilety na występ wykupili… Anglicy!

– Budujemy pewną organizację, kanały komunikacji i one są wycelowane nie tylko w naszych rodaków, ale też Brytyjczyków. Naszym widzem powinien być londyńczyk, kimkolwiek on jest. Nieważne czy to Polak, Anglik, Szkot, czy Chińczyk. To, że udaje nam się do nich docierać, nie jest marketingowym cudem lecz ciężką pracą. Okazało się, że tysiąc pięćset naszych rozwścieczonych Polaków nie mogło wejść do środka, bo ich miejsca zajęli Brytyjczycy. No i dobrze. Następnym razem Polacy będą kupowali bilety wcześniej.

 Wraca Pan do Polski dzięki propozycji pracy od ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. Jak się czuje jeden z pierwszych emigrantów, którzy wracają za namową rządu Donalda Tuska?

– Tak naprawdę ja nigdy nie wyjechałem z Polski. Nawet kiedy pracowałem w Kalifornii czy w Nowym Jorku, byłem również obecny w kraju, bo branża kulturalna to specyficzny biznes i środowisko. Mieszkałem w różnych miejscach, ale nigdy nie byłem emigrantem. Wyjeżdżałem tylko na chwilę do pracy. Ta chwila przeciągnęła się do 12 lat.

Będzie Pan wspominał Londyn?

– Oczywiście, że tak. To jest globalna stolica kultury i nie mam w związku z tym wątpliwości, jak wielkie znaczenie ma to miasto dla przemysłu kulturalnego. Po pięciu latach w Nowej Hucie wydawało mi się, że jestem w pępku świata. Otóż nie, ten środek świata jest właśnie w Londynie i nie można o tym zapominać.

Czy mamy w Polsce choć jednego artystę, który powaliłby Anglików na kolana?

– Są ich dziesiątki, jeśli nie setki. Za chwilę publiczność od muzyki klasycznej będzie powalał dyrygent Michał Dobrzyński albo Ola Kurzak, która śpiewała na Covent Garden na Polu Miłosnym. To jest kwestia czasu.

Zachodnie instytucje kulturalne planują wydarzenia kilka lat naprzód. Jakie zostawi Pan po sobie plany na przyszłość?

– Sezon 2009-2010 jest dla nas już do pewnego stopnia zamknięty. Nie mówię nawet o sezonie 2008, bo on od dawna jest dopracowany w najmniejszych szczegółach. Moja organizacja potrafi to planować z wyprzedzeniem. Bardzo ważne jest, aby polskie instytucje kulturalne nauczyły się takiego planowania. Za chwilę czeka nas premiera VIII Symfonii Pendereckiego w Barbicanie, BBC Symphony Orkiestra, chwilę później rusza Polish Film Festiwal. To tylko plany na kwiecień i maj, a całą resztę można przejrzeć na naszej stronie internetowej.

Czego życzy Pan swojemu następcy?

– Have a fun. Życzę mu, aby Brytyjczycy byli dla nas trochę mniej wstrzemięźliwi. Ja już przełamałem pewne lody. Mam nadzieję, że mój następca, ktokolwiek nim będzie, trafi na mniej wstrzęmięźliwych partnerów. To jest bardzo trudny biznes i niełatwo jest wsadzić nogę w te drzwi.

 Tomasz Ziemba
[email protected]

 

author-avatar

Przeczytaj również

Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kobieta zginęła potrącona przez własny samochódKobieta zginęła potrącona przez własny samochódUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UKUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UK
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj