Życie w UK
Obiecanki-cacanki, a głupiemu liczby
Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się, Szanowny Czytelniku, złamać swoje świąteczno-noworoczne postanowienie już w styczniu? Jeśli tak – nie załamuj się proszę. Dobrze przecież wiesz, że na wyrozumiałość wobec samego siebie możesz liczyć zawsze.
Co się tyczy obietnic, dobrze wiemy, że przy wigilijnym stole padają czasami prawdziwe perełki. Na głos, bądź w głębi duszy przyrzekamy solennie ludziom („Od jutra zacznę mówić starej, że ładnie wygląda”), a nawet zwierzętom („Po świętach będę częściej wychodzić z Ciapkiem”).
Jakby tego było mało, po tygodniu nadchodzi nowy rok, a wraz z nim kolejny zestaw „mocnych” postanowień. Są postanowienia odwykowe („Rzucam picie i/lub palenie”), kulinarno-sylwetkowe („Zabieram się za dietę”) lub społeczno-rodzinne („Będę poświęcał dziecku więcej czasu”).
Jakie by jednak one nie były, moc mocnych postanowień jest taka, że jedne za drugimi oklapują z sił, aż wkrótce pozostaje po nich tylko nieprzyjemna woń. I tak do grudnia… Zawsze zastanawiało mnie dlaczego dotrzymywanie postanowień związanych z kalendarzowymi datami wychodzi ludziom tak kiepsko.
Niby sześć miliardów dusz nie może się mylić, jednak… Te rocznice, te jubileusze, nowe roki, okrągłe daty… Przelicz okrągły rok na liczbę dni, a wyjdzie bardzo kanciaste 365 (i to nie zawsze). Zamień prosty tydzień na godziny, a wyjdzie dziwaczna liczba 168.
Czemu więc – lubując się w okrągłych liczbach – nie zacząć zmieniać swego życia po okrągłych 170 godzinach? Albo od razu po dwustu, tak dla jeszcze większej krągłości? Jest w człowieku ten dziwny gen tragizmu, bo mimo iż np. odkryjemy, że picie i/lub palenie są nam zawadą na drodze do osobistego szczęścia – my, jak prawdziwi masochiści, odmawiamy sobie natychmiastowego szczęścia i z rzuceniem zgubnego nałogu czekamy na nadejście jakiejś durnookrągłej daty.
Tak samo jest ze wspomnianą dietą lub czasem dla dziecka. Czemu mamy czekać ze zmianą swego trybu życia i samopoczucia aż do jakiegoś przypadkowego dnia? Czemu też – jeśli zauważymy, iż nie poświęcamy swemu dziecku należytej uwagi – mamy uzależniać nasze rodzicielskie otrzeźwienie nie od świadomego powrotu do stanu miłości, a od niczego nieświadomych liczb?
Co jednak ciekawe, w swych ciągotach do magii równych dat nie jesteśmy zbyt konsekwentni: czemu np. nie czekamy na równe daty w przypadku rozwodów lub zmian pracy? Skąd w nas ta wielka (i nagła!) siła działania, że z porzuceniem znienawidzonego partnera lub słabo płatnej pracy nie możemy poczekać do „bardziej okrągłej” daty?
A może jest tak, iż którykolwiek dzień z kalendarza to – z perspektywy całego życia – nadal tylko kolejny, zwykły dzień w niekończącym się szeregu liczb. Życie zaś toczy się co dnia i szczerze go gila czy zaczniemy je żyć bardziej świadomie pierwszego stycznia o północy, czy osiemnastego lipca o 9.12.
Ważne, aby wreszcie zacząć je żyć tu i teraz, nie patrząc na sztucznie okrągłe liczby i związane z nimi wymuszone postanowienia. Bo siła woli – jeśli w nas jest – jest tam obecna przez okrągły rok, a nie tylko w okrągłe daty. I właśnie takiej niesłabnącej siły, spontanicznej decyzyjności oraz prawdziwej wytrwałości Tobie, Drogi Czytelniku, życzę.
Jacek Wąsowicz