Styl życia
Nie ma szpilek – nie ma pracy
Nicola Thorp zatrudniła się w londyńskim PwC, jako tymczasowa recepcjonistka. Jej praca miała polegać głównie na wskazywaniu klientów sal konferencyjnych, w których odbywają się ich spotkania.
W zasadzie wiąże się to z byciem miłą i dużą ilością chodzenia. Mieszkająca w Hackney kobieta pierwszego dnia pojawia się w płaskich, choć eleganckich butach. Gdy nie zgodziła się na założenie obuwia na wysokim obcasie, przez co miała zostać wyśmiana przez swojego pracodawcę i odes łana do domu. O jakiejkolwiek wypłacie rzecz jasna nie mogło być mowy.
Niedoszła recepcjonistka ironicznie pytała w jaki sposób obcas liczący przynajmniej 5 centymetrów miałby polepszyć efektywność jej pracy. Była gotowa dostosować się do zasad, jeśli pracodawca byłby w stanie je racjonalnie wyłuszczyć. Ale nie mógł. Co więcej, zwróciła uwagę, że podobne zasady nie dotyczą mężczyzn…
Czy igrzyska w Rio będą początkiem globalne epidemii wirusa Zika?
Co na to PwC? Firma broniła się tym, że dress code został narzucony przez zewnętrzną firmę zajmującą się rekrutacją i to właśnie do niej należy kierować wszelkie uwagi. Przedstawiciel giganta na rynku doradczym zapewniał, że o całej sprawie dowiedział się w pięć miesięcy po tym, jak doszło do całego zamieszania.
Co na to Portico, firma która rekrutowała Thorp? „Zgodnie z praktyką obowiązującą w tym sektorze kierujemy się wytycznymi dotyczącymi wyglądu naszych pracowników. W zgodzie z tymi zasadami muszą oni wyglądać odpowiednio do stanowiska, które piastują. Dotyczy to także obuwia. Po ostatnich wydarzeniach podjęliśmy kroki, które mają na celu zrewidowanie naszych wytycznych”.
Oddali córkę mordercy – tak brytyjskie social services pomagają dzieciom
27-latka nie zamierza czekać na wyniki pracy Portico. Sama wystosowała petycję, która ma prawnie uregulować tą sprawę – postuluje, aby pracodawca nie mógł narzucać kobieto noszenia w miejscu pracy szpilek. Pod jej apelem podpisało się już prawie 70 tysięcy osób, co oznacza, że brytyjski rząd musi go rozpatrzyć.