Życie w UK

Nie jesteśmy tu za karę

Czy wszyscy jesteśmy na Wyspach dlatego, że w ojczyźnie byliśmy niepewni jutra? Czy wszyscy wyjechaliśmy, bo wyjechać musieliśmy? Absolutnie nie. Jednak nasze początkowo śmiałe plany bledną, zapał wygasa, a my rozmieniamy się na drobne. Czym to grozi? Posłuchajmy historii kilku „młodych gniewnych“.

Nie jesteśmy tu za karę

Damian i Majka przyjeżdżają do UK drugiego dnia po wejściu Polski do Unii. Ona dopiero co obroniła dyplom, on porzucił dobrą pracę jako wysokiej klasy informatyk w niezłej firmie. Pracę w coffee shopie załatwia Majce znajoma – jemu pracy nie załatwia nikt, zresztą angielski Damiana pozostawia wiele do życzenia. Efekt?

Majka spędza całe dnie w przymuzealnej kawiarence, on całe dnie przed komputerem, przeczesując specjalistyczne portale ze słownikiem na kolanach, pisząc niezliczone podania, na które nigdy nie dostaje odpowiedzi. Przypominam, że mówimy o erze, kiedy benefity nie były jeszcze dla nas dostępne.

Dobrego złe początki

Co zwykle w takich sytuacjach zaczyna się dziać? Rośnie presja rodziny i znajomych w Polsce („Bujacie w obłokach, Zachodu się zachciało – wracajcie“), pojawiają się śmiechy i docinki kolegów („Baba na Ciebie robi – nie wstyd Ci?“), litość koleżanek, podważanie zaradności partnera – do wyboru, do koloru. Atmosfera wokół młodych gęstniała z miesiąca na miesiąc; ci przeżyli w jej oparach całe 14 miesięcy. I co się wtedy wydarzyło? O tym za chwilę.

Do odważnych świat należy

Iza i Agata: obie 26 lat, obie ambitne, z wykształceniem oraz pewnymi osiągnięciami w Polsce. Obie też stanęły przed dylematem: „wszystko co mogłyśmy zrobić w kraju, już zrobiłyśmy – teraz czas na nowe możliwości i wyzwania“.

Bez większych dylematów, spakowały niewielkie walizeczki i na początku 2011 r. ruszyły na podbój Wysp. W odróżnieniu od Mai i Damiana, obie znały język w stopniu więcej niż tylko komunikatywnym. Iza w Polsce śpiewała; miała swój krąg, była tam rozpoznawana i ceniona. Jednak to było mało – jej emigracyjnym planem było poszerzyć swoje muzyczne horyzonty, a gdzie indziej to zrobić, jak nie w Londynie?

Nie pracując, w ciągu kilku miesięcy zdąża poznać trochę Polonii (i nie tylko) ze środowiska artystycznego, wziąć udział w niezliczonych próbach do różnych projektów, a nawet dać mały recital z nowo poznanym pianistą; oczywiście za darmo. Ale pieniędzy starcza na trzy miesiące, które upływają jak z bicza strzelił. Iza zatrudnia się więc w Lidlu, zdecydowanie nie jako śpiewaczka.

„Nic mnie tam nie ciągnie“

I wreszcie Agata – pełna energii i pomysłów absolwentka szkoły fotograficznej, z przerwaną łódzką „Filmówką“. Trochę rozżalona za niespełnione marzenia „made in Poland“.

„Nic mnie tu nie trzyma“ – tak mówi o wyborze Anglii. – „Ale też nic mnie tam [do Polski] nie ciągnie“. Z miejsca rusza do przeglądania specjalistycznej prasy, ale kontraktów ustawicznie brak. Jej też forsa kończy się za szybko.

W efekcie, ląduje w gastro-pubie jako kelnerka – tam szybko wpada w „środowisko“. Efekt? Pobudka o 11, szybkie przeglądanie Facebooka, śniadanie, ubranie i już trzeba iść na 14 na swoją zmianę, po której jest kolejna impreza. I tak dzień w dzień, a raczej noc w noc. A gdzie fotografia?

Pewnego dnia, w akcie desperacji, obdzwania… lokalne agencje towarzyskie, oferując swoje usługi – oczywiście fotograficzne. Ma szczęścia o tyle, że jeden z alfonsów rzeczywiście potrzebuje fotografa. Agata dostaje szybkie zamówienie – alfons jest zadowolony; zleca więcej sesji, a nawet poleca zdolną Polkę znajomemu z zaprzyjaźnionej agencji.

Jednak dobra passa kończy się, gdy alfons z jedną z panien szarpią się na progu jej mieszkania; przyjeżdża policja. Gdy dzwonię do Agaty po tygodniu, ta mieszka już na drugim końcu miasta i pracuje w agencji – tyle że nieruchomości. Na mój zdziwiony ton, odpowiada: „Może nie jest to praca moich marzeń“ – przyznaje – „ale jeszcze mam czas“. Ta dość enigmatyczna odpowiedź nie daje mi spokoju.

Praca pracą, a w międzyczasie…

Według Izy, powrót po trzech miesiącach byłby ucieczką. „Wstydziłabym się nie tyle znajomych z Polski, co spojrzeć sobie w twarz w lustrze“. Jednak w rocznicę swego przyjazdu na Wyspy, dziewczyna może spokojnie powiedzieć, że znalazła w Londynie drugi dom oraz – co najważniejsze – nie zapomina robić tego, co powinna.

„Oprócz pracy na kasie, nadal poznaję ludzi, a wszystko nabiera kolorów; już mnie jakoś rozpoznają jako «tę co śpiewa»“ – mówi uśmiechnięta. A uśmiecha się, bo robi to co kocha. Okazuje się więc, że praca pracą, ale robić swoje można – pod warunkiem, że jest się zorganizowanym, a przede wszystkim skupionym na swoich priorytetach.

Postawić na swoim

I wreszcie Damian: po 14 miesiącach posuchy, chłopak dostał nagle telefon z agencji. Nie mógł uwierzyć: szedł na interview, i to do firmy swych marzeń! „Sam nie wiem jak mogłem dostać tę pracę, ale widocznie oni lepiej wiedzieli ile jestem wart“ – śmieje się, gdy opowiada o tamtych czasach.

„Warte podkreślenia jest to, iż ja dobrze wiem, że gdybym wtedy sobie odpuścił, złamał się i poszedł do jakiejkolwiek roboty, aby za wszelką cenę dołożyć do budżetu, straciłbym impet w szukaniu pracy w swoim zawodzie“. I dodaje: „to oczywiste, że bardzo dużo zawdzięczam postawie Majki“.

Z końcem okresu próbnego, młodzi wyprowadzili się z ciasnego pokoju w Londynie na „countryside“ w pobliże firmy Damiana, gdzie wynajmują obszerne 2-pokojowe mieszkanie. Jeszcze w tym roku planują pierwsze dziecko. Iza – też w tym roku – daje kilka występów, już nie tylko za darmo. Za to Agata szuka nowej pracy… w Polsce. Mówi, że zabiła ją rutyna oraz «pech», lecz spytana o szczegóły, przyznaje: „chyba nie umiałam trzymać się swoich założeń. Zawsze coś mnie rozpraszało“.

Nie ma reguły, lecz…

Przyjeżdżamy na Wyspy w konkretnym, ambitnym celu. Nie widzimy jednak kiedy, a już rozmieniamy się na drobne: a to wymuszona zmiana adresu, a to kogoś poznajemy, a to dziecko – wymówek można mieć wiele. Ale nie ma „zmiłuj się“.

Damian i Iza dobrze wiedzą, że najgorsze to dopuścić do sytuacji, gdzie nasza dobrowolna degradacja – z założenia tymczasowa – przeradza się w coś stałego. Bo niełatwo jest zaprzeć się – o wiele łatwiej jest „iść na skróty“. Życzyć więc sobie wypada, abyśmy nie patrzyli na innych, a umieli zaprzeć się w realizacji swoich celów. Bo czy życie to tylko następny dzień lub miesiąc?

Jacek Wąsowicz
 

author-avatar

Przeczytaj również

Gigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryaniarze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryaniarze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Holenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnejHolenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnejBig Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj