Życie w UK

Naucz się ratować

Co sześćdziesiąty Brytyjczyk ma za sobą kurs pierwszej pomocy medycznej, a wśród ratowników wolontariuszy jest coraz więcej Polaków.

British Heart Foundation to chyba jedyna instytucja na Wyspach, gdzie na widok naszego rodaka nikt się nie krzywi.
Choroba wieńcowa serca, pomimo coraz lepszej profilaktyki oraz mniejszej liczby zachorowań w stosunku do roku 1997, nadal zbiera śmiertelne żniwo. Co roku z powodu zawałów znika z mapy świata 120-tysięczne miasto. Co dwie minuty ktoś dostaje ataku serca, a 30 procent umiera przed przybyciem karetki. Tych zgonów byłoby znacznie więcej, gdyby nie ratownicy-wolontariusze, których ciągle przybywa, ale wciąż jest za mało.

Spokojnie, jestem ratownikiem

58-letni Stanisław Żywczyński z Kluczborka przyjechał do córki, która wraz z mężem mieszka na Hammersmith. Pewnego dnia wyszedł na spacer z psem do pobliskiego parku. Tam złapał go zawał. Pogoda była chłodna i deszczowa, do tego jeszcze pora, w której większość ludzi przebywa w pracy, więc w parku nie było żywej duszy. Jakimś szczęśliwym trafem przechodził tamtędy młody człowiek, który okazał się nie tylko Polakiem.
– Proszę leżeć spokojnie, jestem ratownikiem – powiedział do mnie, udzielił mi pierwszej pomocy i wezwał karetkę. Nawet nie wiem jak się nazywał – opowiada Żywczyński.
– Pacjenta przywieziono z rozległym zawałem i – jak się okazało – nie był to pierwszy zawał – mówi dr Clarence Khalid, kardiolog ze szpitala Charing Cross na Hammersmith. – Gdyby nie przypadkowa obecność osoby, która udzieliła pomocy i wezwała karetkę, pacjent by zmarł.

One milion ratowników

Grono ratowników medycznych-wolontariuszy jest bardzo liczne – to obecnie ponad milion osób przeszkolonych w zakresie udzielania pierwszej pomocy. Oznacza to, że co drugi mieszkaniec Wysp jest ratownikiem.
„Heartstart UK” – to jednostka organizacyjna Departamentu Profilaktyki Serca, która jest odpowiedzialna za prowadzenie szkoleń w zakresie pierwszej pomocy. Cała działalność koordynowana jest przez Fundację „Brytyjskie Serce” (British Heart Foundation). Kursy pierwszej pomocy (ELP – Emergency Life Support) dostarczają wiedzy nie tylko w zakresie ratowania życia sercowcom, lecz również ofiarom wypadków i osobom o innych schorzeniach, takich jak np. epilepsja, zatrucia itp. „Heartstart UK” wspiera też wszelkiego rodzaju inicjatywy związane z organizowaniem kursów. Dotyczy to firm, zakładów produkcyjnych i instytucji, które chcą takie szkolenia przeprowadzić wśród swoich pracowników. Otrzymują wówczas nie tylko stosowne materiały do nauki, lecz również wykładowców z zakresu pierwszej pomocy oraz ubezpieczeń. Ci drudzy tłumaczą między innymi, czy można starać się np. o odszkodowanie, a jeśli tak, to w jaki sposób. Przeszkolić można się również indywidualnie. Wystarczy skontaktować się z „Heartstart UK” telefonicznie lub przez Internet. Jak powiedziała Suzzana MacGregor, nadzorująca tę inicjatywę z ramienia British Heart Foundation, szkolenie trwa od dwóch do sześciu godzin i każdy chętny na pewno znajdzie dla siebie dogodny termin.

 

Polacy imponują wiedzą

Polaków na razie jest niewielu, w sumie około 20 osób. Niektórzy z nich przeszli kursy ratownictwa drogowego w Polsce i uczestniczą w zajęciach w zasadzie tylko po to, by otrzymać brytyjską kartę ratowniczą. Trzeba przyznać, że nie mamy się czego wstydzić – rodacy, którzy przeszli w Polsce kursy ratownictwa, naprawdę imponują swoją wiedzą i umiejętnościami. Ale też i kursy trwają dłużej: 10, 20 a nawet więcej godzin. Zdaniem Bernarda Wójcika, lekarza pogotowia, polskie kursy pierwszej pomocy trwają trochę za długo: – Dwie, trzy godziny, to wystarczający czas, by nauczyć ratownika podstawowych zachowań w obliczu zagrożenia czyjegoś życia, bo nikt przecież nie wymaga, by wykonywał zastrzyki czy jakieś zabiegi. Podczas zdarzenia ratownik ma ocenić, czy może podjąć działania takie jak: zastosowanie sztucznego oddychania, przemieszczenie pacjenta, jeśli stan pacjenta nie pozwala na to, bo istnieje podjerzenie złamania kręgosłupa, wystarczy że sprowadzi pomoc medyczną dbając jednocześnie o to, by podczas oczekiwania na zespół ratowniczy nikt chorego nie dotykał.

U nas za długo i za drogo

Być może właśnie to, że kursy w Polsce są stosunkowo długie odstrasza potencjalnych wolontariuszy. Ale nie tylko to, bo również fakt, że najczęściej są odpłatne, od 65 do 250 złotych. Od czasu do czasu bezpłatne kursy pierwszej pomocy organizuje Polski Związek Motorowy i Polski Czerwony Krzyż. Tak czy owak, ratowników-wolontariuszy jest w Polsce bez porównania mniej niż w Wielkiej Brytanii. Nie tylko w liczbach bezwzględnych, ale i w stosunku do liczby ludności – na 38-milionowy kraj jest ich zaledwie 30 tysięcy, a nie zapominajmy, że Polska, w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii, to światowa czołówka jeśli chodzi o wypadki komunikacyjne.
Skoro w Polsce jest drożej i dłużej, to może niech nasi rodacy nabywają ratowniczych umiejętności tu, na Wyspach, bo za darmo i krócej.

Janusz Młynarski
[email protected]

author-avatar

Przeczytaj również

Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kobieta zginęła potrącona przez własny samochódKobieta zginęła potrącona przez własny samochódUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UKUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UK
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj