Styl życia

Mourinho – ty cwaniaczku!

„The Special One” – określenie to doskonale znane jest chyba wszystkim fanom futbolu pod absolutnie każdą szerokością geograficzną. Najbardziej osłuchani z nim są kibice na wyspach brytyjskich, a jeszcze konkretniej w stołecznym mieście Londynie. No a żeby być już tak do bólu dokładnym niczym wyszukiwarka Google Maps należy wskazać dzielnicę Chelsea.

Papierowe gwiazdy >>

Właśnie tak, z właściwą sobie dozą skromności, odnosił się do siebie José Mourinho – trener drużyny, z której słynie ten obszar największej brytyjskiej aglomeracji. Tak do końca nie wiedzieć czemu miano to zostało podchwycone przez wyjątkowo pazerne na rozmaite anomalie i dziwactwa brytyjskie media i… poszło w świat. 
José Mourinho od niemal zawsze jest związany z dyscypliną sportu polegającą na umieszczeniu kawałka skóry napełnionego powietrzem za plecami gościa grającego w specjalistycznych rękawicach. Bez cienia przesady można pokusić się o stwierdzenie, że związki José z futbolem – bo przecież o tym sporcie tu mowa – datują się jeszcze przed momentem jego przyjścia na ten świat z niemowlęcym krzykiem na ustach. Wszak jego rodzic płci męskiej był właśnie jednym z tych, którzy, czy to zimą, czy to latem w rękawicach stali na straży prostokąta o wymiarach 244 na 732 centymetry. Felix Mourinho jednak zbyt często musiał się odwracać, schylać po piłkę i oddawać ją kumplom z drużyny, by od środka boiska znów wprowadzili ją do gry – słowem kariery nie zrobił.
Jose postanowił powetować te rodzinne niepowodzenia i rozsławić nazwisko rodowe wśród piłkarskiej braci. Jednak bieganie za piłką także nie okazało się fachem, w którym – delikatnie mówiąc – mógłby odnieść sukces. Któż dziś na dobrą sprawę pamięta, że grał w takich „firmach”, jak Rio Ave Vila do Conde, Belenenses, GD Sesimbra czy wreszcie Comercio de Industria. Bieganie solidnie go jednak zmęczyło i postanowił posiedzieć na ławie. Zamiast przebierać nogami postanowił ruszyć głową, ale nie oddalając się od tego specyficznego „trawnika” – miejsca kultu entuzjastów futbolu na każdym niemal kontynencie, z wyjątkiem tego pokrytego wiecznym lodem, gdzie choćby kępki trawy nie uświadczysz.
Trzeba oddać sprawiedliwość, że José okazał się wcale łebskim trenerem. Ma wyjątkową smykałę, by swoim podopiecznym wskazywać, w jakich kierunkach przemierzać powierzchnie murawy i co robić z piłką, by nie przeszkadzała w grze. Słynny Portugalczyk ma też nieziemskiego wprost farta przy parafowaniu kolejnych umów o pracę. Zawsze trafia do działu kadr klubów dysponujących sporą – wróć – gigantyczną kasą. Co za tym idzie do dyspozycji ma piłkarzy, których kwoty transferowe pisze się dłużej niż ich nazwiska.
Tak było w FC Porto, którego budżet wynosił niewiele mniej niż cały dochód brutto pozostałej części kraju z Półwyspu Iberyjskiego. Następnie w blasku fleszy José trafił do wspomnianej we wstępie dzielnicy Londynu, a konkretnie do jej sztandarowego FC. Tutaj miał do dyspozycji nieprzebrane zasoby środków finansowych opatrzonych podobizną Jej Ekscelencji, dostarczane bez opamiętania przez niejakiego Romana Abramowicza. Dla garstki niezorientowanych podpowiadam, że to gość z topu listy tych, którzy mają najmniej powodów do narzekań na brak środków finansowych i na których Zjednoczone Królestwo nie musi wykładać żadnych benefitów.
Tutaj także pokazał, że jak mało kto potrafi pokierować poczynaniami jedenastu facetów w krótkich spodenkach i dwa razy z rzędu przez Międzynarodową Federację Historyków i statystyków Futbolu został wybrany na trenera Numer Jeden globu.
Po pięciu latach cokolwiek wilgotnawy klimat Wysp zamienił na słoneczną Italię. Podpisał papiery w słynnym klubie Inter Mediolan. W ciągu dwóch sezonów zmusił klubowych stolarzy do zamontowania w klubowej galerii dodatkowej półki na kolejne puchary z tym najcenniejszym – za wygranie Ligi Mistrzów.
Głodny nowych wyzwań zawitał do Realu Madryt – kolejnego klubu z gigantyczną kasą. Na tabliczce umieszczonej na drzwiach do szatni piłkarzy „królewskich” winna znajdować się adnotacja Kosmos – za tymi drzwiami same gwiazdy. Wystarczy wymienić tylko nazwisko niejakiego Cristiano Ronaldo, którego odstępne uregulowane w stosunku do klubu Manchester United wyniosło… 80 milionów (słownie: ósemka i siedem zer!) funtów. Swoją drogą to ciekawe, jak taki wydatek zdrowotnie przetrzymał główny księgowy Realu.
Lubię wygrywać zakłady, dlatego z każdym i o każdej porze i o każdą kwotę mogę założyć się, iż Mourinho mając na boisku dziesiątki, ba!, setki milionów funtów, potrafi zagarnąć kolejne najbardziej prestiżowe „michy” europejskiego futbolu. Łatwo być dyrygentem orkiestry złożonej z samych wirtuozów. A Portugalczyk bierze do ręki batutę tylko mając do dyspozycji najbardziej muzykalnych. Żadna sztuka. Niech cwaniaczek popróbuje sił i zagra symfonię z orkiestrą głuchych!
Bardzo chętnie podałbym rękę w innym zakładzie, w którym na szali byłoby kolejne wyzwanie Mourinho. Jak już zabraknie miejsca na puchary w Madrycie, to zapraszam nad Wisłę. Po którymś z kolejnych odejść z krakowskiej Wisły Henryka Kasperczaka jego miejsce mógłby zająć właśnie „The Special One”. Niech na czele „Białej Gwiazdy” spróbuje zaszurać w europejskich pucharach! Zero szans!
Ręczę, że po paru miesiącach, jak na przykład wpadną do „Wierzynka” na obiadek, to biedny José będzie musiał poprzestać na zupie. Radzę nie dawać mu do ręki nic, czym można na przykład pokroić kotleta – mógłby się pochlastać z rozpaczy. Proponowałbym też zamknąć na klucz szafę z jego ekstrawaganckimi szalikami albo nie pozwolić mu się zbliżać w nich w pobliże poprzeczki bramki.
Myślę, że i tak jestem nad wyraz humanitarny i nie proponuję, by z Grodu Kraka udał się w dół królowej polskich rzek do samej Warszawy i tam w siedzibie PZPN podpisał cyrograf na dyrygowanie naszą narodową konstelacją futbolowych gwiazd. Tego już by na sto procent nie przetrzymał.
Może się mylę? Proszę bardzo, Panie Mourinho, proszę mi to łaskawie udowodnić! Gdzie się spotkamy – w Krakowie, w Warszawie? Mogę już robić zakłady? Dobra, najpierw te dotyczące sterowania Ronaldo i spółką. A dopiero potem…, Cwaniaczku!
Jerzy Kraśnicki / Fot. Getty Images

Papierowe gwiazdy >>
 

author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj