Życie w UK

Ministra Mucha na polowaniu

Rywale zaordynowali naszym orłom spod znaku olimpijskiej biało-czerwonej prawdziwą „jesień średniowiecza”. Określenie to wydaje się ze wszech miar trafne, a to z tego powodu, że kiedy jeszcze znajdowały się w powietrzu aeroplany zwożące z Londynu nad Wisłę skromniutką grupkę naszych medalistów oraz rzeszę pozostałych nieudaczników, już w najlepsze trwało polowanie na czarownice.

Ministra Mucha na polowaniu

Byłem pełen obaw o stan zdrowia żurnalistów specjalizujących się opisami rywalizacji na stadionach, pływalniach, czy w sportowych halach. Ogólna histeria groziła odwodnieniami ich organizmów! Tak fatalnego startu polskich olimpijczyków nie notowano od 1956 roku – płakali rzewnymi łzami. Natychmiast też pojawiła się niezliczona liczba recept, by za kilka, w porywach do kilkunastu lat, olimpijski urobek metali szlachetnych godny był naszych górnolotnych ambicji.  

Katastrofy przecudnej urody

A klęski zanotowaliśmy przecudnej urody. Agnieszka Radwańska na kortach wimbledońskich rakietą wymachiwała jakby opędzała się od fruwających insektów, a nie chciała przy pomocy włochatej piłeczki skarcić rywalki.

Gładziutko odpadła we wszystkich możliwych konkurencjach, nie kryjąc faktu, że borykanie się o olimpijskie krążki znajduje się z dala od szczytu na liście jej priorytetów. Korzystniej jest przykładać się do forhendów i bekhendów na okoliczność turniejów, w których obok nazwy znajduje się adnotacja „z pulą nagród wynoszącą…”.

Nasi mistrzowie przerzucania piłki na drugą stronę siatki, ze szkodą dla konkurentów, również wracali z podkulonymi ogonami. Rozbawili mnie do łez pismacy upatrujący przyczyn spektakularnej klapy w porażce z Australią. Pokonanie przybyszów z Antypodów miało nam zagwarantować podróż po złoto z biletem ulgowym. Fakt, ekipa Andrei Anastasiego winna uporać się z „Kangurami” w garniturach i lakierkach.

Jeśli jednak ktoś dostaje obfitego ślinotoku na myśl o medalu z najcenniejszego kruszcu, to zamiast kombinować jak „koń pod górę” winien bezlitośnie karcić każdego, kto stanie na drodze do realizacji założonego celu. Nietaktem będzie pominąć milczeniem tercet naszych zasłużonych sportsmenek-celebrytek: Monika Pyrek, Sylwia Gruchała, Otylia Jędrzejczak. Panie urozmaicające sobie okres przygotowań pląsaniem na parkiecie w ramach „Tańca z gwiazdami” najzwyczajniej na świecie się zblamowały.
 

Niedoszły złoty medalista w dźwiganiu setek kilogramów żelastwa Marcin Dołęga zasłużył tym razem na pseudo „niedołęgi”. Nie zdołał pokonać siły grawitacji już przy pierwszym zaordynowanym na sztandze ciężarze.
  

Można by tak jeszcze długo ciągnąć tę mało chlubną wyliczankę, tylko po co? Za sprawą telewizyjnych przekazów mieliśmy aż nadto okazji, by przełykać gorycz porażek. I pomyśleć, że spece z szacownego „Przeglądu Sportowego” na krótko przed odpaleniem znicza prorokowali nam bagatela 26 cennych krążków…

Duperele* miast antidotum

Pani ministra (każe się tak tytułować, nie bacząc, iż wystawia się na drwiny) Joanna Mucha ma już za sobą pierwszą konferencję medialną, podczas której była łaskawa podzielić się z nami swymi „odkrywczymi” przemyśleniami na temat skutków degrengolady naszego sportu, a także zapoznała nas z opracowanymi duperelami mającymi uzdrowić chorą sytuację.

Bo jak inaczej określić mętny trójczłonowy dokument, w którym nadmieniono coś o sporcie powszechnym, finansowaniu projektów związków sportowych, czy też wyborze dyscyplin i konkurencji strategicznych. Ba, powołano nawet zespół ekspertów, w poczet którego weszli Sebastian Chmara, Kajetan Broniewski, Paweł Januszewski, Grzegorz Kotowicz, Witold Roman i Artur Partyka. Uff, sporo ich.

Ten ostatni już podzielił się swymi przemyśleniami, radząc, by „postawić na dzieciaki, na masowość”. Wszystko super, tylko trudno oprzeć się wrażeniu, że już od czasów powstania węgla biadoli się o zbyt skromnej liczbie lekcji wychowania fizycznego w szkołach i zbyt obfitej ilości zwolnień lekarskich z nich leciutką rączką parafowanych przez pożal się Boże medyków.

O żałosnym ogłupieniu rodzicieli nawet nie warto wspominać. Mam drobne pytanko do pana Partyki: kiedy ostatnio na przykład widział młodych chłopców, kreślących na podwórkach kredą trasy Wyścigu Pokoju i pstrykających po nich kapslami? Albo kiedy widział zgraję młokosów uganiających się za piłką i identyfikujących się jak kiedyś z naszymi gwiazdami mundiali?
 

Tamte czasy niestety, ale bezceremonialnie odesłane zostały do lamusa historii. Teraz małolaty korzystają z tego, że mają więcej niż jedno życie i ślęcząc godzinami przed monitorami komputerów mordują z zimną krwią wszystko co się na nich rusza. A jak odrobinę odbiją się od ziemi, chętniej niż na boiskach spędzają czas snując się po rozmaitych galeriach handlowych.      

Wyschnie źródełko dowcipów?

 Żeby nie było, że potrafię tylko zrzędzić i narzekać, proszę bardzo – oto diagnoza kompletnej degrengolady naszego sportu. Nie da się ukryć, że jest on przez polityków traktowany cokolwiek po macoszemu. W dobie PRL-u powszechna była praktyka przynoszenia rozmaitych decydentów w tzw. teczkach z KC. A dziś? Przecież pani ministra Mucha weszła w posiadanie ministerialnej teki z partyjnego rozdania premiera Tuska. Tak się złożyło, że pochodzę z Lublina, podobnie jak pani ministra. W Kozim Grodzie jakoś nikt nie może przypomnieć sobie, by widział panią Muchę na jakiejkolwiek imprezie sportowej, nim dumnie wkroczyła na rządowe salony rzecz jasna. Jak tu się dziwić, że zanotowała kilka spektakularnych wpadek?

Oprócz fryzury bez zastrzeżeń, prezentuje oszałamiające kreacje. Tylko czekać, jak tym razem jej osobisty krawiec otrzyma w zarząd jakiś ważny urząd. Zastanawia nowy organ w postaci wspomnianego wyżej zespołu doradców mających dokonać wyboru sportów strategicznych. To kogo właściwie zatrudniała pani ministra za podatki Polaków w swoim urzędzie?
  

Może dzięki nowym doradcom pani ministra po zakończeniu sezonu zimowego nie wyśle jak ostatnio listu gratulacyjnego do Adama Małysza za udany sezon i nie będzie życzyć mu sukcesów w rywalizacji z Marit Bjoergen. Przynajmniej przestanie się kompromitować i dawać pożywkę twórcom podobnych anegdot!
 

Jerzy Kraśnicki

 

* Duperele
drobiazgi, głupstwa, sprawy, których nie powinno się brać poważnie. Określenie wiedzie się (wg A. Kroha) od urzędnika Namiestnictwa we Lwowie, Austriaka o francuskim rodowodzie, de Pereille’a. „Zacny ów mąż, niemałym obdarzony talentem, wydawał zarządzenia tak oryginalne, tak niesłychane pod względem merytorycznym i językowym, że wdzięczny lud dla upamiętnienia ich twórcy nazwał je duperelami”. („Austriackie gadanie czyli encyklopedia galicyjska")

 

author-avatar

Przeczytaj również

Eurostar o usprawnieniu ruchu podróżnych na granicy – Entry Exit SystemEurostar o usprawnieniu ruchu podróżnych na granicy – Entry Exit SystemDlaczego oliwa z oliwek jest aż taka droga?Dlaczego oliwa z oliwek jest aż taka droga?Nauczycielka szkoły podstawowej zabiła partnera i zakopała go w ogródkuNauczycielka szkoły podstawowej zabiła partnera i zakopała go w ogródkuPoradnik: Kary dla rodziców za nieobecność dzieci w szkolePoradnik: Kary dla rodziców za nieobecność dzieci w szkoleFirma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj