Życie w UK

Marsz, marsz do UK

Większość polskich emigrantów w Hiszpanii straciła pracę, traci lub straci, a ci, którzy niedawno wybrali się tam za chlebem do pracy sezonowej, mają trudności z jej uzyskaniem. Co ma Hiszpania do UK? Ano to, że ci, którym się nie udało, przybywają masowo na Wyspy.

Jakie powroty, jakie zwolnienia? >>

Powroty reaktywacja? >>

 

Z powodu recesji rząd Hiszpanii radykalnie zmienił politykę wobec imigrantów. Od lipca ubiegłego roku zaczął ich zachęcać, by wracali tam, skąd przyjechali.
Boom gospodarczy, który przypadł Hiszpanii w udziale na wiele lat sprawił, że imigranci masowo napływający do Hiszpanii do pracy grzali się w słońca blasku przez wiele lat. Dość powiedzieć, że od 2000 roku przyjechało tam za pracą 4,5 mln ludzi z całego świata. Doszło nawet do tego, że rząd w Madrycie legalizował masową imigrację, zwłaszcza z Afryki, zachęcając przedsiębiorców do zawierania umów o pracę z kandydatami na przybyszów w krajach ich pochodzenia, w tym z Polakami.
Obecnie imigranci, również ci z UE, są pierwszymi ofiarami recesji.
 
Polski pech zasiłkowy
Jeszcze na początku ubiegłego roku premier Jose Luis Zapatero unikał jak mógł słowa „kryzys”, nazywając stan gospodarki swojego kraju „przejściowym spowolnieniem wzrostu gospodarczego”, ale już w połowie roku przygotował całkowitą zmianę polityki wobec imigrantów. Polega ona na skłanianiu ich do powrotu „na ojczyzny łono”. Na pierwszy rzut, zgodnie z projektem, miał iść milion przybyszów pochodzących spoza Unii, którzy mają w Hiszpanii prawo pobytu lub pozwolenie na pracę. Doszło nawet do tego, że rząd chce zaproponować bezrobotnym budowlańcom spoza UE, by odebrali z góry cały swój zasiłek dla bezrobotnych w zamian za wyjazd z Hiszpanii. Niejeden daje się skusić, szczególnie ten, którego miesięczny zasiłek jest równy rocznemu dochodowi na głowę mieszkańca – to norma w wielu krajach afrykańskich.
Zasiłek miałby zostać podzielony na dwie części – 40 proc. do wzięcia od razu, 60 proc. po powrocie do ojczyzny. Imigranci mieliby się zrzec prawa pobytu i pracy oraz zobowiązać, że nie wrócą do Hiszpanii w najbliższych trzech latach.
Potem mogliby ponownie przyjechać, ale o prawo pobytu i pracy będą musieli starać się od nowa – bez gwarancji, że je dostaną. Po pięciu latach od wyjazdu ich wniosek o ponowną legalizację pobytu i pracy zostanie rozpatrzony w pierwszej kolejności.
– Ucieszyłem się, gdy o tym usłyszałem, bo jeszcze nie wiedziałem, że Polaków to nie dotyczy. Co za pech! – mówi Konrad, który kilka dni temu przyjechał na Wyspy szukać szczęścia po czterech latach pracy na hiszpańskich budowach. Ale Konrad to przybysz z nieco innej puli niż ta, która „desantuje” się właśnie na Wyspy.
 
Polakom już dziękujemy
Ta większość, oceniana na razie na kilka tysięcy, to ci, którzy przyjechali do Hiszpanii do pracy sezonowej na farmach oraz do zbiorów owoców i warzyw. Dodajmy, że chodzi głównie o pracę legalną, zakontraktowaną przez polskie urzędy pracy lub agencje. Problem jednak w tym, że pracę kontraktowano jeszcze dwa, trzy miesiące temu, kiedy wydawało się, że jej wystarczy. Niestety, wielu farmerów na skutek suszy spodziewa się znacznie mniejszych zbiorów niż w latach poprzednich. Niektórzy ograniczyli produkcję, inni zrezygnowali lub zbankrutowali, a jeszcze inni pod presją współobywateli zamiast zakontraktowanych cudzoziemców zatrudnili swoich.
– Bo jak przyszedł kryzys, to Hiszpanie przestali gardzić tak „niegodną” pracą jak machanie łopatą, sprzątanie czy zbieranie płodów rolnych. Teraz biorą wszystko w ciemno, teraz pachnie im każda praca – mówi Konrad nie bez złośliwej satysfakcji.
Tymczasem burmistrzowie wielu hiszpańskich miast i miasteczek, wokół których położone są farmy i plantacje, zastanawiają się co zrobić z przybyszami z Polski, którzy dopiero na miejscu dowiedzieli się, że nie ma dla nich pracy. Włodarze miast i podległe im służby ruszyły w teren i na własną rękę szukają pracy zakontraktowanym pracownikom. Myli się jednak ten, kto sądzi, że jest to przejaw bezinteresownej pomocy – kontrakty były zawierane za pośrednictwem hiszpańskich urzędów pracy podległych władzom lokalnym i niewywiązanie się z umów może mieć konsekwencje prawne. Większość Polaków o tym nie wie, ale urzędnicy też nie wiedzą, że Polacy o tym nie wiedzą i stąd ich aktywność. Ale są tacy, co wiedzą, tyle że nie mieli na to czasu i pieniędzy, choć jednego i drugiego mieli na tyle, by wyruszyć na Wyspy.
 
Kierunek – Wyspy
Dominika miała pracować przy zbieraniu truskawek na plantacji pod Madrytem. Bywała tam już wcześniej i nigdy nie było takich problemów. Ale teraz były, a ona nie zamierzała czekać, aż będą większe. To większe, to powrót do domu i czekanie na kolejną okazję, która może się nie powtórzyć. Dominika znalazła promocyjny lot z Madrytu do Bristolu, skąd autobusem przyjechała do Londynu. Ma tu grono koleżanek, z których jedna załatwiła jej pracę. Na czarno, u jakiegoś Hindusa w hotelu. Pracuje 10-12 godzin, zawsze za tę samą stawkę – tygodniowo 140 funtów. Na tzw. rękę dostaje jednak tylko 90, bo resztę Hindus odciąga za lokum. Mieszka z Bułgarką i obie płacą po 50 funtów za zapluskwiony pokój.
– Ale nie narzekam – hotelowi goście płacą po 60 funtów za dobę, a też mają pluskwy. Ważne, że nie siedzę bezczynnie, a że jestem oszczędna, to jakoś przeżyję i może doczekam się lepszej pracy.
 
Gąbka już nasiąkła
Ale w Wielkiej Brytanii też nie jest tak łatwo o zatrudnienie jak kiedyś. Ktoś, kto nie zna języka i realiów powinien raczej zapomnieć o pracy. Tak jak Damian. Pracował przez dwa lata w Holandii, później dwa lata w Hiszpanii. Obkupił się różnymi dobrami, na które w Polsce, jako dziecko biednych rodziców nie mógłby sobie pozwolić. Naskładał na małą plazmę, laptop, komputer stacjonarny, wieżę.
– Nie pomyślałem o tym, że mogę stracić pracę, że będę musiał sprzedać to wszystko za bezcen, bo przecież do Anglii bym tego nie miał jak zabrać.
Damian koczuje już trzeci dzień na Victorii. Nie przyjechał tam bezpośrednio z Hiszpanii, bo najpierw wpadł do Polski. Usłyszał od ojca sporo gorzkich słów, ale w końcu rodzic dołożył mu do biletu i dał jeszcze coś na drogę.
– Podobno jutro przyjedzie facet, który zabierze nas na jakąś farmę – mówi z nadzieją w głosie Damian.
Na farmach też nie jest łatwo znaleźć pracę tak jak kiedyś. Minęły już czasy, kiedy właściciele plantacji „wchłaniali” każdego kto się pojawił.
– Gąbka napiła się wody i na razie wystarczy – mówi Les Lambert, właściciel plantacji kapusty, położonej niedaleko Oksfordu. Przyjeżdżają do mnie ludzie, których już znam, którzy pracowali wcześniej. Nowych na razie mi nie potrzeba.
Łukasz też ma za sobą Hiszpanię i Holandię.
– W Hiszpanii dobrze, w Holandii źle – mówi.
Dobrze, bo tam ciepło, a wypłatę dostawał co do minuty.
– A w Holandii zimno i raz płacili, raz nie, albo płacili za mało, ale teraz to tam nawet i o taką robotę ciężko.
Łukasz opowiada, że przyjechał do Londynu, bo został omamiony opowieściami kolegów, którzy pracują w Anglii.
– Pisali mi na „gadulcu” (komunikator Gadu-Gadu – red.), jak to im dobrze – same menedżery, koordinatory, pokazywali na „Naszej Klasie”, jakie wypasione fury mają. Przyjechałem, zobaczyłem, że mieszkają w jakichś ruinach, wszyscy na kupie – ja tak żył nie będę.
Na razie próbuje znaleźć jakąś pracę wystając koło POSK-u. Sypia w parku, żyje z pieniędzy, które przywiózł ze sobą, ale jutro ma dwa dni pracy przy porządkowaniu ogrodu i liczy na to, że na tym się nie skończy.
Każdy z moich rozmówców, który zaliczył już pobyt w Hiszpanii twierdzi, że jest tam coraz gorzej. Wielu Polaków, którzy tam pracowali, straciło pracę i wyjechało, bo znikąd nie było już nadziei, że uda się ją gdzieś dostać. O swój los spokojne mogą być opiekunki do dzieci, kobiety wynajęte do prowadzenia gospodarstw domowych, opiekunki ludzi starych, niedołężnych – Hiszpanie uważają, że nasze rodaczki są w tych zawodach niezastąpione.
Wzrastające w Polsce bezrobocie grozi nie tylko nową falą wyjazdów z Polski, lecz również migracją Polaków z krajów ogarniętych kryzysem – do tych, którym jeszcze nie daje się on tak we znaki. Według nich, takim krajem jest Wielka Brytania.

Janusz Młynarski

 

author-avatar

Przeczytaj również

Mężczyzna uniewinniony za jazdę „pod wpływem”. Powód zaskakujeMężczyzna uniewinniony za jazdę „pod wpływem”. Powód zaskakujePięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billPięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i majuZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i maju46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją Rosjanie46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją RosjanieRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla UkrainyRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla Ukrainy
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj