Styl życia

Marihuana bez specjalnego nadzoru

Amsterdam w weekendowy wieczór tętni życiem, jakby był wielomilionową metropolią, a nie średniej wielkości stolicą niewielkiego kraju. Rozochocona młodzież z całego świata przelewa się z pubu do pubu. Gdzie tu można kupić trawkę? – Wszędzie! – wykrzykuje rozbawiony chłopak.

Czy nowe prawo położy kres narkotykowemu rajowi? >>

Narkotyki – kolorowe guziki >>

Rzeczywiście, w centrum miasta trudno znaleźć ulicę, na której jakaś kawiarnia nie zaprasza na roześmiany dymek. Niektóre w istocie są kameralnymi miejscami dobrymi na zrelaksowaną pogawędkę ze znajomym. Siedzi się, skręca jointy i leniwie popija na przykład kawę. W większości tego typu przybytków alkoholu się nie sprzedaje. Inne dudnią muzyką i mrugają światłami jak nocne kluby. Są też miejsca, które można by nazwać „fast joint”, bo wyglądają jak bary McDonaldsa. Skręcić, zapalić, wyjść. W środku menu, jak to bywa w barach. W ofercie wybór marihuany i haszyszu – luzem lub w od razu skręconych jointach. – Ja bym wziął „czerwoną mgiełkę” albo „sputnika”. Po prostu nazwy mi się podobają – poleca chichocząc John, na oko 50-letni Amerykanin, który mieszka już tu od kilku lat, bo lubi atmosferę tego miasta. W ramach relaksu wpadł na skręta z żoną i synem. Poleca „wulkan”. To maszyna, która – jeśli nie umiesz lub nie lubisz palić – zrobi to za ciebie i wypełni specjalny balon ziołowymi oparami. Potem metodą wziewną należy dokonać inhalacji. Ostatecznie można zjeść nadziewane radosnym materiałem ciasteczka. Albo zamówić na śniadanie jajecznicę z haszyszem. Czy niektórym zdarza się przedawkować jak alkohol w pubie? – Rzadko, ale jeśli ktoś wypali za dużo na pusty żołądek, może dostać mdłości – informuje obsługujący za barem chłopak w dredach. – To dlatego, że drastycznie spada poziom cukru we krwi. Podajemy wtedy szklankę wody z cukrem. Po dziesięciu minutach delikwent znowu może usiedzieć – uśmiecha się.

Wizje do wyboru

W sklepie obok, oprócz orientalnych gadżetów lodówka wypełniona dziesiątkami opakowań powodujących halucynacje grzybów. Obok tablica z objaśnieniami: dla początkujących meksykańskie – wizje umiarkowane, dobry humor. Kamienie filozofa – dla pragnących zanurzyć się w zrelaksowanych refleksjach nad otaczającą ich rzeczywistością. Hawajskie – dają dużo energii i zapewniają silne efekty wizualne. Ekwadorskie – tylko dla tych, którzy wiedzą, co robią. – A jak bym chciała kupić trochę na prezent i wywieźć za granicę, to mogę? – pyta obsługującego dziewczyna.
– Obawiam się, że może być to nielegalne – zaznacza ekspedient. – Chociaż właściwie nikt nie szuka na granicy akurat grzybów. Ostatecznie możesz wkroić je do kanapek lub sałatki – doradza. Zawsze można jeszcze kupić zestaw do ich hodowli. Niewielkie pudełko może stanąć w każdym pokoju, a wygląda jak pojemnik ze żwirkiem dla kota.
Według danych Erjama Roskama z holenderskiego Związku Sprzedawców Marihuany w jego kraju regularnie pali ją około 300 tysięcy osób. W proporcji do 16 milionów mieszkańców jest to procent nawet mniejszy niż w większości krajów europejskich. – To co nie jest zakazane, nie jest już tak kuszące – tłumaczy. Skąd więc te tłumy w amsterdamskich coffee shopach? – Szacujemy, że około czterdziestu procent klientów to turyści – wyjawia. Niektóre źródła podają jednak, że regularnych palaczy jest nawet dwa i pół razy więcej.

Rembrandt zamiast haju

Mimo że najwyraźniej zainteresowanie paleniem trawki jest duże, spadła w ostatnich latach liczba miejsc, gdzie skręta można nabyć i zapalić w swobodnej atmosferze. W szczytowym okresie lat 90. w całej Holandii było ich 2 tysiące, dziś ostało się 700. W samym Amsterdamie liczba ta spadła z 450 do 250. To skutek „czyszczenia biznesu”, jak nazywa to Erjam. Kiedyś coffee-shop mógł założyć każdy i wszędzie. Sytuacja wymknęła się więc nieco spod kontroli. Lokalne władze na własną rękę zaczęły wprowadzać wymóg licencji. Teraz biznes prowadzić mogą tylko osoby, które spełnią odpowiednie wymogi. W niektórych rejonach kraju tego rodzaju działalności zabroniono w ogóle. Zwłaszcza w rejonach przygranicznych, gdzie mieszkańcy uskarżali się na hordy „narkotycznych turystów”, którzy przyjeżdżali tylko po to, żeby się „naćpać i narozrabiać”. Stąd też pojawiają się pomysły, aby konopie sprzedawać można było tylko obywatelom Holandii po okazaniu przez nich dowodu tożsamości. – Mamy do zaoferowania światu znacznie więcej, niż tylko narkotyki. Mamy swoją kulturę, tradycję i wielkich artystów, takich jak Rembrandt – nawołuje Cisca Joldersma, posłanka do holenderskiego parlamentu z ramienia Chrześcijańskich Demokratów. Właściwie to jej partia chciałaby w ogóle zdelegalizowania marihuany.

To mała eksternistyczna grupa, która przypadkiem znalazła się w rządzie – replikuje Erjama. – Chcieliby zabronić wszystkiego: marihuany, aborcji, prostytucji – wylicza. – To niebezpieczni fundamentaliści, jak Osama Bin Laden – porównuje. Według niego zwalczanie marihuany jest też elementem amerykańskiego imperializmu. – Większość krajów europejskich, jak Niemcy, Wielka Brytania, czy Francja, praktycznie zniosło w ostatnich latach kary za posiadanie marihuany na własny użytek – argumentuje.

Apetyt na zdrowie

O ile posiadanie, spożywanie i sprzedawanie marihuany jest legalne, to nie można jej hodować. Nie wchodzi też w grę oficjalny import, bo w krajach pochodzenia jest to substancja zakazana. Skąd więc bierze się w rynkowym obrocie? Problem ten nazywany bywa „tajemnicą drzwi na zapleczu”. – Różne coffee-shopy różnie sobie z tym radzą. Jednym ktoś podrzuca przez otwarte okno, do innych spadają wprost z przelatujących nad nimi samolotów – ironizuje przedstawiciel zrzeszenia przybytków tego typu. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że większość roślin pochodzi z nielegalnych plantacji w samej Holandii. – Oczywiście jesteśmy za legalizacją tego typu upraw – zaznacza rozmówca.
Zagłada coffee-shopów nadejść może z zupełnie niespodziewanego kierunku, z Brukseli. Dyrektywa europejska nakazuje wprowadzenie w krajach członkowskich zakazu palenia w miejscach publicznych, także w kawiarniach, pubach i klubach. Jednak aktywiści biznesu już szukają dziury w całym. – Prawo to dotyczy palenia tytoniu, nie konopi indyjskich – wskazuje Erjam. Problem polega jednak na tym, że do holenderskiej tradycji należy robienie słabszych skrętów z tytoniu zmieszanego z marihuaną lub haszyszem. Ale i na tę kwestię znaleziono już radę.
Prawo to ma chronić pracowników, nie palaczy. W ostateczności sprzedawcom zainstalujemy więc specjalne kabiny izolujące ich dymu – obwieszcza z satysfakcją. Holenderskie ministerstwo zdrowia proponuje rządowi, aby dla coffee-shopów uczynić w zakazie wyjątek i wskazuje na podstawową przyczynę, dla której konopie indyjskie zalegalizowano. Głównym argumentem w 1976 roku było odizolowanie palaczy trawki od świata przestępców i dilerów narkotykowych, którzy mogliby im zaoferować również te twardsze substancje. Stąd liczba uzależnionych od heroiny ma być dziś w Holandii jedną z najniższych w Europie, gdy kiedyś problem ten był prawdziwą plagą. – Dla zdrowia wszystkich najlepiej więc będzie, jeśli coffee-shopy przetrwają – pointuje Erjam.
 

Czy nowe prawo położy kres narkotykowemu rajowi? >>

Narkotyki – kolorowe guziki >>

Jaromir Rutkowski
[email protected]

author-avatar

Przeczytaj również

Awantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiAwantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiKursy budowlane w UK – jak zdobyć kartę CSCS?Kursy budowlane w UK – jak zdobyć kartę CSCS?AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasy
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj