Życie w UK

Łupią na postojach

Panika wśród polskich kierowców tirów. Napadają na nich brutalne gangi i okradają z towaru. Brytyjska policja jest bezsilna, a Polacy przestają zatrzymywać się na postojach. Nawet tych strzeżonych.

Fala ataków na taksówkarzy >>

67 tysięcy funtów nagrody za ujęcie sprawcy >>

Lipiec 2007 roku, okolice Oxfordu. Na parkingu przy trasie szybkiego ruchu A34 grupa zamaskowanych mężczyzn napada w środku nocy na polskiego kierowcę tira. Zawiązują mu oczy i brutalnie biją, a następnie kradną ciężarówkę z towarem – dwadzieścia dwie tony brandy. Mężczyzna woła o pomoc, bez rezultatu. Ciężko pobity trafia do szpitala. Oczywiście, nikt nic nie widział ani nie słyszał.

Bezkarni?

Napad na Polaka wstrząsnął środowiskiem polskich kierowców w Wielkiej Brytanii. Dobrze wiedzieli, że mężczyzna nie zjechał z trasy w mało uczęszczane miejsce. Wręcz przeciwnie – zatrzymał się na nocleg tuż przy miejscowości Didcot, w pobliżu skrzyżowania autostrad A43 i M40. To miejsce znane i często okupowane przez ciężarówki. Feralnej nocy na parkingu stało jeszcze kilka innych aut. Policja była przekonana, że muszą znaleźć się świadkowie zdarzenia. Ale nikt się nie ujawnił.
Od lipcowej nocy minęło pół roku, mimo to wciąż nie wiadomo dokładnie, co się działo na zjeździe z dwupasmówki. Kierowca pamięta jedynie, że obudził się, gdy do jego kabiny wtargnęło trzech agresywnych mężczyzn. Nie chcieli rozmawiać – od razu zawiązali mu oczy i wrzucili go na tył pojazdu, tam gdzie przechowywany był towar. Na plandece były dwadzieścia cztery palety z litrowymi butelkami alkoholu. Polak nie pamięta, co się później działo. Mężczyznę znaleziono nieprzytomnego dopiero rano w miejscowości Hattersley (okolice Manchesteru). Natknęli się na niego przypadkowi ludzie – kierowca potrzebował natychmiastowej pomocy lekarskiej i trafił do szpitala.
Policja odnalazła jedynie część tira zwaną ciągnikiem. Została porzucona i podpalona w jednej z dzielnic Manchesteru, Stockport. Przyczepa z towarem zaginęła bez śladu.

– To przerażające, że ktoś zdecydował się porwać i okaleczyć kierowcę dla towaru, za który nie weźmie dużych pieniędzy
– stwierdziła w wywiadzie dla gazety „Oxford Mail” Wendy Ingham, menedżer z firmy Norbert Dentressangle, dla której jeździł Polak.
Wendy Ingham była przekonana, że znajdą się świadkowie zdarzenia i apelowała do innych kierowców, aby pomogli policji w schwytaniu sprawców. Niestety, do dziś nie wiadomo, kto stał za bandyckim napadem.

Pocięta plandeka

Kierowca tira, Mariusz Słoneczny, niemal codziennie pokonuje trasę, przy której porwano jego kolegę z branży. Uważa, że napady są notoryczne i zarzeka się, iż nigdy nie zjedzie na żaden z pobliskich postojów. – Kierowcy na parkingach specjalnie otwierają plandeki, aby z daleka pokazać złodziejom, że w środku jest pusto – zdradza fakty. I dodaje, że trzeba mieć oczy dookoła głowy, gdy wiezie się coś wartościowego.

– Niemal każdemu mojemu koledze ukradli towar. Ostatnio znajomy wiózł sprzęt AGD. Zjechał na parking i poszedł coś zjeść. Jak wrócił, nie było już połowy ładunku. I to wszystko rozegrało się na strzeżonym parkingu – mówi ze złością.

Według kierowców najgorsze są okolice Dover. Na parkingach na wzniesieniu, tuż po przejechaniu odprawy granicznej wolą się nie zatrzymywać. Unikają tych miejsc, bo nawet jeśli nie mają w aucie towaru, po paru chwilach mogą zastać pociętą plandekę. Często kierowcy nie chcą tego nagłaśniać, za to po cichu przestrzegają kolegów przed takimi atakami.

Zdaniem transportowców, uwagę złodziei przyciągają zagraniczne tablice rejestracyjne. Najczęściej polskie i francuskie. – Przestępcy dobrze wiedzą, że w razie napadu wielu z nich nie potrafi zwrócić się po pomoc. Minie sporo czasu, nim ktoś pomoże im wezwać policję – mówią zgodnie.
Kierowcy robią co mogą, by pokonywać brytyjskie trasy bez zatrzymywania się. Ale sami przyznają, że nie zawsze jest to możliwe. – Zgodnie z przepisami mogę jechać bez przerwy przez dziewięć godzin – tłumaczy jeden z nich. – Później muszę mieć na tachografie dziewięć godzin odpoczynku. Jeśli opóźni się załadunek towaru albo odprawa graniczna, jestem skazany na przymusowy postój. I potworne ryzyko.

Anglików nie ruszają

Kradzieże towaru to tylko jeden z problemów Polaków. Równie często tracą… paliwo! Na wielu brytyjskich zjazdach i parkingach pojawiły się już żółte tablice przestrzegające przed kradzieżami benzyny. Wystarczy kilka chwil i złodzieje potrafią niemal niepostrzeżenie opróżnić bak do dna. A od odpowiedzialności wszyscy umywają później ręce – bezpieczeństwa nie gwarantują już nawet płatne, strzeżone parkingi.

Mariusz Skoneczny wspomina, jak zatrzymał się na chwilę przerwy po francuskiej stronie kanału La Manche, w Calais. – Usłyszałem, jak otwierają się drzwi od mojej przyczepy. Nawet nie wyszedłem zobaczyć, co się dzieje. Wolałem przeczekać niż zostać pobity. Złodzieje zobaczyli, że mam załadowane palety z wodą mineralną. To na szczęście mało chodliwy towar, więc odeszli zniechęceni. Ale elektronika zginęłaby na bank.
Jego zdaniem, za napadami stoją prawdopodobnie emigranci. Być może sami Polacy. Nie dziwi się, że porwany pod Oxfordem kierowca nie mógł doprosić się pomocy, choć przy zjeździe z trasy stało jeszcze kilka innych aut. – Nikt nie chce oberwać – tłumaczy krótko.
O tym, że ofiarami napadów na kierowców są głównie Polacy, Mariusz przekonał się po rozmowie z szefami brytyjskiej firmy, w której pracuje. – Byli kompletnie zaskoczeni, nawet nie docierały do nich takie sygnały. Anglicy jeżdżą bez obaw i jakoś nikt ich nie rusza.
Polacy żalą się, że prasa brytyjska rzadko interesuje się problemami obcych kierowców. – Piszą, że źle jeździmy po ich drogach, ale nie obchodzi ich to,
że niemal codziennie jesteśmy ofiarami bandyckich napadów. Jeśli problem ich nie dotyczy,
to jakby zupełnie go nie było – wściekają się.

Gra pozorów?

Zaginięcie towaru z tira to nie tylko problem firmy przewozowej, ale również samego kierowcy. O ile odszkodowanie wypłaca firma ubezpieczeniowa, to podejrzenia często padają właśnie na tych, którzy prowadzili pojazd.
Polski kierowca z Anglii opowiada, jak jego kolega został posądzony o współudział w kradzieży. – Tira miał przekazać swojemu zmiennikowi. Zostawił pojazd niemal pod jego domem, ale auto zniknęło. Policja znalazła je porzucone i opróżnione z towaru. Na nieszczęście kierowcy, zamek nie był uszkodzony – od razu podejrzewano, że miał coś wspólnego z kradzieżą.
Polacy jednak znaleźli ostatnio sposób na uniknięcie kradzieży. Na parkingach parkują przyczepy „drzwi w drzwi”, aby nikt z zewnątrz nie był w stanie ich otworzyć. – Ale nie wiem, co zrobię, jeśli ktoś przystawi mi do głowy pistolet. Na pewno nie będę ryzykował swojego życia – zarzeka się polski „driver”.

Fala ataków na taksówkarzy >>

67 tysięcy funtów nagrody za ujęcie sprawcy >>

Tomasz Ziemba
[email protected]

author-avatar

Przeczytaj również

Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wody
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj