Życie w UK

Londyn: kurier myli się raz

Rowerowa kurierka to zajęcie niebezpieczne, stresujące i męczące. Trzeba czuć się na rowerze pewnie i bardzo uważać, bo o wypadek nietrudno, A zarobki są niewspółmierne do ryzyka. Według kurierów ta praca może jednak cieszyć.

Londyn: kurier myli się raz

W Londynie jest około pięciuset kurierów rowerowych. Niektórzy traktują to po prostu jako pracę, inni zrobili z tego filozofię życia. Jedni wytrzymują tylko kilka miesięcy, a są tacy, którzy jeżdżą po kilkanaście lat. Jest wśród nich wielu Polaków, Brazylijczyków. Jeżdżą też oczywiście Anglicy. – A to jest prawdziwa jazda – śmieje się Mikołaj, który przepracował w ten sposób trzy lata. Aby pokazać, o czym mówi, poleca zajrzeć na internetową stronę YouTube i obejrzeć filmiki z wyścigów kurierów po Londynie – London Calling Bike Race. Rowerzyści pędzą na nich na złamanie karku, nie zwracając uwagi na znaki drogowe czy sygnalizację świetlną. O milimetry mijają się z samochodami, jeżdżą po chodnikach, pod prąd, a w korkach zwinnie wciskają się między pojazdy. Wśród kurierów panuje taka moda, że jeżdżą bez kasków czy masek. – Trzeba się nauczyć tak jeździć, aby się nie zatrzymywać. Każdy postój to strata czasu – mówi Mikołaj. Twierdzi, że w miarę zdobywania doświadczenia człowiek uczy się miasta. Wie, jak długo w określonych miejscach trwa zmiana świateł. Poznaje skróty. Wie, gdzie może sobie pozwolić na szaleństwa, a gdzie lepiej uważać. Ukazał się zresztą zaskakujący raport przygotowany przez Transport for London, który wskazuje na to, że większe szanse na przeżycie mają ci, którzy przemykają na czerwonych światłach, niż ci, którzy jadą przepisowo. Trzeba jednak uważać, bo kilka lat temu wprowadzono w City oddziały policji na rowerach. Za łamanie przepisów grozi mandat w wysokości co najmniej 40 funtów. Przebąkuje się też o wprowadzeniu obowiązku rejestracji rowerów, aby piraci drogowi na dwóch kółkach nie byli bezkarni. Kurierzy rowerowi nie działają w całym Londynie, a jedynie w pewnych jego częściach. Generalnie jeździ się w rejonach o kodach pocztowych W1, EC1, EC2, EC3, EC4 i SE1. Czyli w centrum, od Notting Hill po Canary Wharf. Czasami też na Camden Town. Zakres działania kurierów rozszerza się wraz w rozwojem City.

 
Jaka firma, taka płaca
Istnieje wiele firm kurierskich. Jedne gorsze, inne lepsze. Jak początkujący kurier może je rozpoznać? – To przychodzi z czasem – twierdzi Mikołaj. – Gadasz z innymi kurierami, porównujesz warunki. Poznajesz rynek. Mikołaj zajmował się kurierką przez ponad trzy lata. W tym czasie wielokrotnie zmieniał pracodawcę. Mówi, że teraz warunki pracy są gorsze niż wtedy, kiedy zaczynał, w 2000 roku. Panuje większa konkurencja, także ze strony kurierów motocyklowych. Tymczasem stawki od lat nie poszły w górę. – Teraz, aby zarobić te 70 funtów dziennie trzeba doręczyć 30-35 przesyłek – tłumaczy. – Gdy zaczynałem, wystarczało przewieźć 18-20 paczek.
Inna sprawa to dodatkowe koszty ponoszone przez kuriera. Kaucja za radio, urządzenie GPS. Firmy mają wszystko wyliczone komputerowo. Ile firma zarabia na jednej przesyłce? – Mój znajomy robił ostatnio kurs z Victorii na Camden dla klienta, który nie miał podpisanej umowy z firmą kurierską – opowiada Mikołaj. – Zapłacił mu całą kwotę gotówką, 16 funtów i 50 pensów. Firma zrobiła potem tak zwany clawback, czyli odjęła jej zarobek od wypłaty. A odjęła 14 funtów. To przecież normalny wyzysk!
Ogólnie rzecz biorąc, pracuje się na dwa sposoby – albo płacą od paczki, albo wykonuje się stałe zlecenia. Za jedną przesyłkę kurier dostaje z reguły 2,50. W drugim przypadku pensja wynosi od 220 do 370 funtów tygodniowo. Wszystko zależy od firmy, a każda ma nieco inne warunki. Istnieje przykładowo system, gdzie płaci się od mili. Za trasy do czterech mil kurier dostaje standardową stawkę, a za każdą następną milę tzw. stawkę motocyklową, czyli przynajmniej 3,75.
– Nawet mi ciężko to wszystko ogarnąć – mówi Mikołaj. Im lepsza firma, tym trudniej dostać pracę. Do tych płacących mniej nietrudno się dostać, bo rotacja kadr jest większa. Mikołaj opowiada, jak swego czasu jedna z firm poligraficznych zorganizowała nabór ludzi do swojej wewnętrznej komórki kurierskiej. – Urządzili wyścig i przyjęli tych najszybszych – mówi.
Przesyłki są z reguły niewielkie: listy, koperty, płyty cd. Zdarzają się jednak większe i mniej poręczne rzeczy. A stawka taka sama.
 
Trudne początki
Gdy zaczynamy, nie możemy liczyć na kokosy. Średni tygodniowy zarobek dla początkującego kuriera to 150 funtów. Po kilku miesiącach zarabia się już około 300 funtów. Najlepsi mogą wyciągnąć 600.
Piotrek przyjechał do Londynu w zeszłe wakacje z konkretnym planem. Od dawna marzył o tym, żeby zostać kurierem rowerowym. Jazda na rowerze to jego pasja. Zanim tu przyjechał, od sierpnia 2005 do kwietnia 2006 samotnie zwiedził w ten sposób pół Azji. Był w Chinach, Tybecie, Nepalu i w Pakistanie. Początki pracy były trudne. Przede wszystkim nie znał jeszcze dobrze miasta. Po drugie kłopoty sprawiało mu komunikowanie się z centralą przez radio. – Nie kumasz, co on do ciebie gada – mówi Piotrek. – Nie chodzi nawet o język, a o trzaski i zakłócenia. Dodatkowo używa się skrótów i określeń znanych tylko kurierom. Dopiero z czasem zrozumiałem, o co chodzi.
Operator wywoływał jego numer. Gdy Piotrek zgłosił się, otrzymywał esemesa z adresami – stąd trzeba paczkę odebrać, a tu doręczyć. Zlecenie trzeba było potwierdzać przez radio. Po jakimś czasie radio zastąpiło urządzenie nawigacji satelitarnej GPS, gdzie wszystkich operacji dokonuje się za pomocą wbudowanego ekranu dotykowego. Na GPS przychodzi zamówienie z adresami, klient musi się podpisać także na tym touch padzie. Podpis przez satelitę wędruje do centrali i można jechać dalej. GPS jest droższy niż radio, a za oba urządzenia firma pobierała kaucje. 100 funtów za radio i 200 funtów za GPS, potrącane po odpowiednio po 20 i 10 funtów z tygodniowej wypłaty. Urządzenie nawigacji satelitarnej dostał dopiero po jakimś czasie, gdyż szef musiał się przekonać, że może mu zaufać.
Firma, dla której pracował Piotrek płaciła mu za dostarczenie jednej paczki 2,5 funta.
– Wiele zależy od układu z kontrolerem – tłumaczy Piotrek. – Czasem może on wybrać takie zamówienia, że wszystkie przesyłki są po drodze. Paczki, których rozwiezienie normalnie zajmowałoby cały dzień, można dostarczyć w godzinę. A potem zgłosić się po następne zamówienie lub zrobić sobie wolne.
Pierwsza wypłata była niewielka – coś koło 110 funtów. Potem Piotrek zarabiał więcej, średnio 250 funtów tygodniowo.
 
Rower
Prawdziwy rower kurierski to lekka kolarka bez przerzutek, z tzw. ostrym kołem, z cienkimi oponami o średnicy 1,25 cala. Ostre koło polega na tym, że pedały obracają się razem z kołem. Taki rower nie ma hamulców, a hamuje się poprzez zwalnianie pedałowania. Jest o wiele lżejszy od zwykłego roweru, bo nie ma manetek, linek, wielu zębatek ani przerzutek.
Panuje jednak pełna dowolność. Niektórzy jeżdżą na zwykłych rowerach, inni na rowerach górskich z amortyzatorami, co pozwala im łatwiej – jak mówią – „robić” chodniki. Wszystko zależy od tego, co kto lubi. Piotrek jeździ na zwykłym rowerze górskim z bardziej cienką i całkowicie gładką przednią oponą, kupionym podczas jego podróży po Azji, w Chinach. Mikołaj ma kolarzówkę bez przerzutek. Niski profil ramy, duże koła z cienkimi oponami, lekki, zgrabny rower. Przydają się buty z kolcami i pedały SPD, które sprawiają, że bardziej wykorzystuje się siłę ciągu. Co prawda Londyn nie jest górzysty, ale średnio robi się dziennie 80 – 100 km. Trzeba mieć zatem dobrą kondycję. – Nie polecam tej pracy ludziom, którzy wcześniej nie jeździli dużo na rowerze – mówi Piotrek. – Trzeba się czuć pewnie na drodze i bardzo uważać. – Ale jak już się wkręcisz, to nawet nie czujesz, jak te kilometry zlatują – dodaje Mikołaj. – Wprawny kurier, jeśli się nie zatrzymuje, może ten sam odcinek przejechać szybciej niż trwa podróż metrem!
 
Wypadki
Praca kuriera, nie dość, że ciężka i męcząca, jest też jednym z najbardziej niebezpiecznych zawodów. Raz na jakiś czas ktoś ginie podczas pracy. Najgorsze są ciężarówki, autobusy i taksówki. Kierowcy tych pojazdów szczególnie się dają we znaki kurierom. Mikołaj przytacza przykład Sebastiana, Polaka, którego kilka lat temu zabiła ciężarówka z naczepą. Do tej pory w rocznicę jego śmierci na Enbankment pojawiają się znicze i kwiaty. Odkąd w Londynie wprowadzono Congestion Charge, jeździ się znacznie bezpieczniej. Nie znaczy to wcale, że wypadki się nie zdarzają. Czasem też z winy samych kurierów. Wystarczy jeden niewielki błąd, jedna mała pomyłka, a może to skończyć się tragicznie.
Wypadek przydarzył się Piotrkowi. Na szczęście niegroźny. Facet zajechał mu drogę, skręcając nagle z przeciwległego pasa ruchu. Piotrek nie jechał szybko, ale manewr automobilisty całkowicie go zaskoczył. Uderzył w bok samochodu i przeleciał nad nim, lądując na asfalcie. – Myślałem, że coś sobie złamałem. Na szczęście to były tylko potłuczenia – opowiada. – Rower też o dziwo wyszedł z tego cało.
Facet, który zajechał mu drogę, zachowywał się arogancko. Młody, bogaty Anglik. Twierdził, że ma świadka na to, że Piotrek jechał po chodniku. O przeprosinach nie było w ogóle mowy. – Nie chciałem się wdawać w dyskusję, zapisałem tylko jego nazwisko i numer rejestracyjny – mówi kurier. – Nie byłem ubezpieczony, ale mogłem liczyć na odszkodowanie z ubezpieczenia tego kierowcy. Sprawę powierzyłem polskiej firmie. Nie polecam, minął rok i nic nie zrobili. Teraz złożyłem papiery w angielskim biurze i od razu widać różnicę w działaniu. Po prostu profesjonaliści.
Po wypadku Piotrek trafił do szpitala, potem przez tydzień nie pracował. Pojeździł jeszcze tydzień i zrezygnował. Został hydraulikiem i już w pierwszym tygodniu zarobił dwa razy tyle, co na rowerze. Teraz zajmuje się instalacją systemów alarmowych. Dalej jeździ codziennie, ale jego początkowy zapał osłabł. Pozostał uraz. Czy kiedykolwiek wróci do kurierki? Chwilę się zastanawia.
– Raczej nie wrócę. To za duże ryzyko, niewspółmierne do wynagrodzenia – mówi. – A praca jest stresująca, niebezpieczna i męcząca. Hałas, spaliny, ciągłe napięcie uwagi.

Pracuje się w deszczu, na wietrze, w zimnie. Większość kurierów jeździ rok, dwa, a potem zmienia zajęcie. Są jednak tacy, którzy pracują po kilka, a nawet kilkanaście lat. – Tyra się jak dziki osioł, ale ta praca może cieszyć. Znam człowieka, który ma trzydzieści parę lat, żonę, dzieci i dalej jeździ – opowiada Mikołaj. – Znalazł swoje tempo, wcale nie jeździ szybko i dobrze zarabia.

 

Michał Górka
 
 
author-avatar

Przeczytaj również

Huragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj