Styl życia

Latający pracownik „Overgroundu” (cz. 19)

Racja Victorii. Dobry produkt musi być drogi. Komu się nie dziękuje. Marokańczyk tęskni za śniegiem. Są plemiona, gdzie baby mają duże tyłki. Sklerotyczne wycieczki. Latający pracownik „Overgroundu”.

Poprzedni odcinek: Szczur z małpą na stole (cz. 18)

Muszę przyznać, że Victoria miała rację z tym czynszem. Płacąc raz na tydzień, zamiast raz na miesiąc, przepłacamy. Jest tak, jakby rok miał 13 miesięcy, bo płacimy za trzynasty miesiąc. Wyjaśnił mi to Leszek, kolega z pracy. Nie wspomniałem o tym Victorii, by nie doszło do kolejnej awantury. Zresztą umawiałem się na początku z Omarem, ze co tydzień i „pacta sun servanta”.

Średnio co tydzień kupuję u Omara w sklepie brazylijską kawę. Jest co prawda tania – 90 pensów, ale naprawdę świetna. Powiedziałem to Omarowi i kiedy tydzień później przyszedłem po zakup kolejnego słoiczka, kawa kosztowała już półtora funta.
– Dlaczego ta kawa tak cholernie podrożała? – zapytałem Omara.
– Towar wysokiej jakości nie może być tani – stwierdził Omar.
– Wysokiej jakości? O czym ty mówisz?
– O kawie. Sam powiedziałeś, że jest ona doskonałej jakości. Ja się bardzo liczę z twoim zdaniem. Jeśli twierdzisz, że coś jest dobre lub bardzo dobre, to ja ci wierzę. A dobre nigdy nie może być tanie.

Zaniemówiłem, no ale pretensji mieć nie mogę, bo sam zachwalałem tę cholerną kawę. Będę musiał sprawdzić, czy to działa w drugą stronę – powiem, że papierosy są do dupy. Skoro mi tak wierzy, to powinien obniżyć ich cenę.

Niedziela wielkanocna, południe, jak zwykle piję kawę w „Poco Loco”, a właściwie przed, i obserwuję ludzi. Tłumów nie ma, ale pusto też nie jest, choć pogoda nieciekawa.
Niedaleko mnie zatrzymało się dwóch facetów, trudno powiedzieć w jakim wieku, bo ogoleni na łyso, sądząc po dresach, byli to nasi, choć mogłem się mylić. Nie, nie myliłem się.
– No gdzie masz k… te zapalniczke?
– No nie wiem, musiałem ją odje…ć u Damiana.
– To idź do tego ch… co tam kawę wciąga, powinien mieć, bo pali.
Tym „ch…” mogłem być tylko ja, bo przy drugim stoliku siedziały trzy panie, niepalące na dodatek.
Osobnik, który podszedł do mnie nie wyglądał na gościa, który czytuje eseje Novalisa do poduszki. Prawdę mówiąc to nawet nie wyglądał na takiego, który czyta cokolwiek.
– Hew ju fajer? – zapytał.
Podałem w milczeniu zapalniczkę. Przypalił.
– Tenkju – powiedział.
– Ch…om się nie dziękuje – odpowiedziałem.
Zgłupiał i wraz z towarzyszem szybko się oddalili.
Kiedy byłem już w domu, ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju. To był Paul. Trzymał w ręce słuchawki.
– Kupiłem je, żeby ci nie przeszkadzać, bo chyba trochę za głośno słucham telewizji.
– Człowieku – pomyślałem sobie – akurat to mi nie przeszkadza, tylko twoje trzaskanie drzwiami, twoje ciężkie kroki, otwieranie okien w hallu kiedy wychodzę z łazienki po kąpieli.
Ale nie powiedziałem tego co pomyślałem, bo i tak by to nic nie dało.
Zamknąłem drzwi, ale ktoś znów zapukał i znów był to Paul.
– Chodź coś zobaczysz!

Podeszliśmy do okna. Sypał śnieg, wiatr kręcił nim fantastyczne spirale, widok był naprawdę niezwykły.
Tęsknię za śniegiem – odezwał się po dłuższym milczeniu.
Nie zdzwiłbym się, gdyby Paul był Eskimosem lub co najmniej Jakutem, ale Marokańczyk?
Okazało się, że Paul jest Marokańczykiem alzackim. Mieszkał we francuskiej Alzacji wiele lat, a w tamtejszych górach śnieg w zimie to normalka.
Kamil siedzi w kuchni i pije piwo. Ma wbity wzrok w dolną partię ciała naszej czarnej współlokatorki, która właśnie zmywa naczynia. Kiedy chrząknąłem, odwrócił się.
– A, to ty! Trochę za mały tyłek ma ta dziewczyna. Gdyby miała trochę większy…
– To co? – zaciekawiłem się.
– To nic – i po chwili dodał: – Są w Afryce plemiona, gdzie baby mają tyłki małe i są plemiona, gdzie baby mają tyłki duże.
– Jeśli uważasz, że Victoria ma za mały tyłek to znaczy, że lubisz baby z tyłkami dużymi – raczej stwierdziłem niż spytałem.
– Z dużymi nie, ale ze średnimi tak.
Victoria usłyszała swoje imię i zapytała czy mówimy o niej. Potwierdziłem.
– A co?
– Kamil uważa, że masz trochę za wąskie biodra.
– Że mam tyłek za mały? Wiem, ale jak urodzę z pięcioro dzieci, to będę miała większy.
– Niestety, musisz trochę poczekać, bo z tego co wiem, Victoria przez najbliższe dziesięć lat nie planuje dzieci – powiedziałem Kamilowi zgodnie z prawdą. Znałem plany Victorii.
– A co mnie to obchodzi… jakiś tyłek.
– Sam zacząłeś.

Kamil dokończył piwo i poszedł spać. Ja też nie byłem zbytnio nastrojony do rozmów, żeby zrozumieć Victorię trzeba być mocno skoncentrowanym, a ja już byłem mocno zmęczony.
Kiedy wdrapałem się do swojego pokoju, stwierdziłem, że nie mam nic do jedzenia i do picia. Wziąłem pieniądze i udałem się do sklepu, w cienkich spodniach i podkoszulku. Zacinał śnieg z deszczem, a wiatr mało co mnie nie przewrócił. Kupiłem co trzeba. Stanąłem przed drzwiami i szukam klucza. Nie mam. Zgubiłem. Zacząłem szukać, ale nigdzie go nie ma. Wiem, pamiętam, zostawiłem w pokoju. Naciskam dzwonek u drzwi, trochę podzwonił i się zepsuł. Zostawiłem zakupy pod drzwiami i wracam do sklepu. Proszę Omara, by wydelegował swojego kuzyna do otwarcia drzwi. Kuzyn otworzył, wyszedłem na górę i przypomniałem sobie, że nie wziąłem zakupów z dołu. Schodzę, a zakupów nie ma. Powiał wiatr i na skutek przeciągu drzwi się zatrzasnęły. Znów jestem przed drzwiami, znów bez klucza. No nic, trzeba znów do Omara. I znów idę z jego kuzynem, i znów otworzył mi drzwi, ale ja wchodząc przypomniałem sobie o zakupach i zapytałem go czy nie widział. Widział, zabrał do sklepu, bo nie wiedział czyje to. OK, wracam z nim do sklepu, biorę zakupy i znów do domu. Stoję przed drzwiami. No tak, k…, nie mam przecież klucza. Znów do sklepu, kuzyn itd. Na górę wlazłem totalnie skonany. Nie chciało mi się już pić ani jeść. Byłem tak okropnie zły na wszystko i na wszystkich, że kiedy ktoś zapukał do drzwi miałem ochotę rzucić doniczką. To była Victoria. Przyszła zapytać czy to ja dzwoniłem dzwonkiem u głównych drzwi. Mój wzrok padł na dwa świeżo zakupione, duże ostre noże – dość miałem krojenia jarzyn nożem tępym jak noga stołowa. Przez chwilę zastanawiałem się czy ich nie użyć. Victoria wyczuła, że coś jest nie tak, bąknęła jakieś „sorry” i oddaliła się. I bardzo dobrze.

Powielkanocny wtorek. Willesden Junction, pociąg do Richmond opóźnia się. Najpierw trzy minuty, później kolejne trzy i w sumie zrobiło się 47 minut. Na peronie robiło się coraz tłoczniej. Wśród tłumu oczekujących biegał jakiś długowłosy mężczyzna i wykrzykiwał: „Fu…ing joke!”, „Fu…ing joke”. Dorwał jakiegoś pracownika „Overgroundu”, który wychodził akurat z pomieszczenia służbowego, złapał go za krawat i usiłował przewrócić. Krawat musiał być z solidnego materiału, bo wcale nie chciał się urwać. Policjanci wyrośli jak spod ziemi i uwolnili ofiarę. Z napastnikiem zamienilli kilka słów, co zaskutkowało przeprosinami i złagodnieniem. Do przyjazdu pociągu mężczyzna stał już spokojnie wykazując oznaki rezygnacji. Prawdę mówiąc rozumiałem go, sam chętnie też bym powywijał kimś z „Overgroundu”.

Janusz Młynarski

author-avatar

Przeczytaj również

Zakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i majuZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i maju46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją Rosjanie46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją RosjanieRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla UkrainyRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla Ukrainy23 kwietnia obchodzimy Dzień Świętego Jerzego, bohaterskiego patrona Anglii i… multikulturalizmu23 kwietnia obchodzimy Dzień Świętego Jerzego, bohaterskiego patrona Anglii i… multikulturalizmuZasady podróży z psem lub kotem z UK do PolskiZasady podróży z psem lub kotem z UK do PolskiCzy Thames Water radykalnie podniesie rachunki za wodę?Czy Thames Water radykalnie podniesie rachunki za wodę?
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj