Styl życia

Landlord, podlandlord i podpodlandlord (cz. 21)

Landlord, podlandlord i podpodlandlord. Nieboszczyk w kuchni. Jeden z 323 języków. Brygada kuzynów. Mchy i porosty. Bez Victorii i bez Paula. Żyd, ale porządny. Internet z firmy „Cockney”. Nie widzimy zmian w Polsce.

Poprzedni odcinek: Po czym klepałem Victorię (cz. 20)

Szykują się zmiany w naszym domu – Victoria się wyprowadza na White City. Nie może dogadać się z landlordem, który jak się okazało, wcale nie jest landlordem, lecz „podlandlordem”, a dokładniej „podpodlandlordem”. Chodzi o to, że Omar wynajmuje dom od faceta, który wynajmuje go od jeszcze innego faceta i wcale nie można wykluczyć, że ten facet wynajmuje od jeszcze innego, a ten inny od kolejnego. W każdym razie przyszedł chyba ten najwyższy rangą landlord, też Pakistańczyk i się mocno zdenerwował, choć właściwsze byłoby tu mocniejsze określenie na jego reakcję.

Zmarły na blacie


Nastąpiła po tym, gdy w kuchni zobaczył nieżywego karalucha na blacie szafki. Jak się nietrudno domyślić, landlord nie sztorcował Omara za to, że karaluch jest nieżywy. Jestem również pewien, że landlorda nie interesowała przyczyna zgonu, ani to, czy zmarły karaluch wcześniej chorował. Omar wziął szufelkę i zmiotkę chcąc go zmieść, ale landlord z niewiadomych powodów nie pozwolił mu obejść się tak ze zmarłym. Kompletnie nie rozumiałem o co chodzi, bo rozmówcy posługiwali się jednym z 323 dialektów używanych w Pakistanie. Zagadka z nieboszczykiem nie została rozwiązana, ale po wyjściu landlorda właściwego z niezliczonych „czeluści mieszkalnych” naszego domu powychodziła równie niezliczona ilość pobratymców Omara i wzięła się do generalnego sprzątania. Mnie też odbiło i zacząłem myć lodówkę, którą dość intensywnie pokryły różne mchy i porosty. Kiedy zastanawiałem się, czy nie warto byłoby zawołać jakiegoś botanika, żeby im się przyjrzał, do kuchni wtargnął Omar wraz z brygadą kuzynów. Tak dokładnego mycia i sprzątania w życiu nie widziałem. Myślałem, że zbliża się jakaś pakistańska Wielkanoc albo Boże Narodzenie. Ale nie – jeden z członków brygady kuzynów Omara powiedział mi po wyjściu Omara, że w domu ma wszystko lśnić i żadnych innych żywych lub martwych stworzeń oprócz ludzi on sobie nie życzy. Tak się rozpędzili, że zaczęli sprzątać ogródek, którego nie ma! To znaczy jest, ale należy do sąsiada, a ten ostro zareagował i przegonił intruzów.

Przeprowadzka Victorii

Wieczorem Victoria smażyła banany i tradycyjnie przynudzała na temat Omara. Nic nowego, poza tym, że już naprawdę się wyprowadza. Za dwa tygodnie na White City. Za te same pieniądze większy pokój. Jedyny ból to 500 funtów depozytu. No i dobrze, bo prawdę mówiąc trochę mi się znudziła. Przyszedł Kamil ugotować parówki.
– Jak można banany smażyć? – zdziwił się po polsku. – Trzeba mieć świra.
Victoria zrozumiała, że chodzi o banany i powiedziała z uśmiechem:
– Yes, bananas – po czym zachichotała.
– Bardzo śmieszne – stwierdził Kamil i wyszedł.
Jak się okazało, nie tylko Victoria się wyprowadza, lecz również mój hałaśliwy sąsiad Paul. W lipcu wraca na stałe do Francji. I daj mu Boże zdrowia!

Coraz więcej porządnych ludzi

Kiedyś w Polsce, opowiadając o jakimś znajomym Żydzie, Arabie Ukraińcu, Niemcu czy Rosjaninie mówiło się: To żyd – i szybko się dodawało – ale to naprawdę bardzo porządny człowiek. Albo: poznałem pewnego Ukraińca (Niemca, Rosjanina), ale gość jest w porządku. Obecnie to zastrzeżenie dotyczy niemal wszystkich nacji. Jak zaczęliśmy częściej i na dłużej wypuszczać się za granicę, to okazało się, że „porządni” ludzie zdarzają się również wśród Rumunów, Czechów, Nigeryjczyków, Mongołów, Brazylijczyków i innych. Niedawno spotkałem kolegę, który właśnie podjął pracę w jednym z londyńskich banków.
– Mam szefa Polaka, ale to naprawdę bardzo porządny człowiek.
Tego jeszcze nie grali. A ostatnio to samo usłyszałem o jakimś Węgrze.

Firma „Cockney”


Przyjechała ekipa, żeby założyć mi telefon i internet. Sympatyczny, łysiejący blondyn zasuwał cockneyem. Niewiele zrozumiałem: kabel, dach, brak sygnału, czarny kabel, BT. Kiedy poprosiłem, żeby spróbował mówić wolniej, to on akurat przyspieszył. Może w cockneyu jest na odwrót? Poprosiłem, żeby zadzwonił do szefa i z nim dogadałem się bez problemu. Jakieś problemy z kablem i trzeba przeciągnąć nowy. Przed przyjazdem ekipy wysprzątałem pokój, żeby nie było, że Polacy mieszkają w jakimś syfie. Na tapczan położyłem odświętną narzutę, bardzo jasną. Nad tapczanem znajduje się okno. Monter wlazł brudnymi buciorami na tapczan i otworzył je, a na narzucie pozostał ślad po jakiejś czarnej oleistej cieczy. Odjechali mówiąc, że niedługo wrócą, ale minęło pięć godzin i nic.

Tim i Polska

Zszedłem na dół do baru napić się kawy. Usiadłem na zewnątrz. Słońce zaczynało nieźle przygrzewać. Przysiadł się do mojego stolika mężczyzna około sześćdziesiątki, elegancki i powiedział, że ładny dzień dziś mamy. Potwierdziłem. Wiedziałem, że zaraz powie o tym, iż w Anglii najgorszy jest przełom marca i kwietnia, bo pogoda wtedy niestabilna. Postanowiłem go uprzedzić i powiedziałem pierwszy. Wyraźnie się ożywił. W takich sytuacjach mam przygotowaną gadkę o tym, jak zmarzłem w Bristolu 7 kwietnia 2007 roku i o tym jak na tamtejszym molo, w olbrzymim salonie gier, do którego schroniłem się przed chłodem, czekając na przyjaciół, przegrałem na automatach 200 funtów, i o tym jak po ich przegraniu było mi gorąco. Zapytał skąd jestem, a kiedy dowiedział się, że z Polski, bardzo się ucieszył, powiedział „dzien dobry”, „co słychać”, „jak zdrowie?”. Odpowiedzi już nie rozumiał. Okazało się, że jego narzeczona jest Polką i zajmuje się fotografią artystyczną, jest gdynianką i miała, ma lub będzie miała wystawę w Londynie. Tim, bo tak miał na imię mój rozmówca, posiadał imponującą wiedzę o Polsce: historyczną, geograficzną i ekonomiczną. Chwalił nas za bohaterstwo, za kulturę, i za to, że nasza gospodarka tak dynamicznie się rozwija. Robił to niewymuszenie i szczerze. W Polsce bywa od 10 lat raz do roku i jest przekonany, że za 10 lat będziemy jednym z bogatszych krajów Unii, co zresztą uważa za naturalną kolej rzeczy. Powiedział, że nie doceniamy zmian w swoim kraju, który zmienia się na korzyść niemal w oczach. Miło usłyszeć coś takiego. Tim jest moim sąsiadem, ma dom po drugiej stronie ulicy, na co dzień mieszka w Norfolk, ale często bywa Londynie, górę swojego domu wynajmuje, a dół zostawił dla siebie. Zatrzymuje się tam, kiedy przyjeżdża do Londynu. Miło będzie się spotkać z nim znowu.

Janusz Młynarski

Przeczytaj również

To tu w UK najemcy mają największe szanse na mieszkanie w nieodpowiednich warunkachTo tu w UK najemcy mają największe szanse na mieszkanie w nieodpowiednich warunkachBanksy stworzył nowy mural w Londynie? Fani nie mają wątpliwościBanksy stworzył nowy mural w Londynie? Fani nie mają wątpliwościPopulacja Londynu bije nowe rekordy. Ile wynosi?Populacja Londynu bije nowe rekordy. Ile wynosi?Szef DNB mówi o “społecznych kosztach” zatrudniania imigrantów w HolandiiSzef DNB mówi o “społecznych kosztach” zatrudniania imigrantów w HolandiiBariery językowe przyczyną błędnych diagnoz lekarzyBariery językowe przyczyną błędnych diagnoz lekarzyBlisko 7 mln ludzi w UK ma kłopoty finansoweBlisko 7 mln ludzi w UK ma kłopoty finansowe
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj