Styl życia
Kultowy “Miś”
\”Misia\” nikomu nie trzeba przedstawiać…prezes klubu sportowego \”Tęcza\”, Ryszard Ochódzki zwany Misiem, ma wyjechać do Londynu. Zostaje jednak zatrzymany, bo z jego paszportu wyrwano kilka kartek. Ochódzki podejrzewa żonę Irenę, która chciała uniemożliwić, a przynajmniej opóźnić jego wyjazd i dotrzeć do Londynu przed nim.
Stanisław Bareja i Stanisław Tym (autor scenariusza) wymyślili wnieco zawiłą historyjkę o Rysiu – Misiu rywalizującym zachłannie z eksmałżonką o grubą forsę zdeponowaną za granicą, ale opowiastka służy głównie jako pretekst do ukazania wielu nonsensów swojskiej codzienności przełomu lat 70. i 80. Są więc w filmie kpiny z nierozgarniętych milicjantów, przedrzeźnianie piosenkarzy z kołobrzeskich festiwali, szydzenie z imprez rozrywkowych dedykowanych "ludziom Do – Ro", groteskowe parodie urzędniczych rytuałów albo zachowań w placówkach zbiorowego żywienia, gdzie talerze przyśrubowane są do blatu stolika, a łyżki przykute doń wspólnym przesuwającym się w rytm jedzenia łańcuchem. Na tle tego idiotycznego świata pojawia się problem tzw. tworzenia nowej tradycji. Sztuczność tego rodzaju zabiegów nieźle uosabia w "Misiu" noworodek nazwany pokracznie Tradycja. Kapitalna jest też scena uroczystego wręczania paszportu przy folklorystycznych hopsach. Ale to już problem nie na komedię i świadomi tego realizatorzy stawiają go w finale filmu całkiem serio, w tonacji podniosło – lirycznej, łącząc piosenkowy komentarz z wizyjną fantastyką.