Styl życia
Kto sięgnie po Puchar Mistrzów?
W finale sześćdziesiątej edycji najbardziej elitarnych rozgrywek piłkarskich w Europie 6 czerwca zagra Barcelona z Juventusem Turyn. Na stadionie w Berlinie zmierzą się dwie drużyny, które wbrew pozorom są do siebie bardzo podobne.
W tym sezonie oba te zespoły znalazły się w punkcie, w którym potrzebny był impuls do dalszego rozwoju. Juventus niemający sobie równych na krajowym podwórku zbierał regularne cęgi w rozgrywkach międzynarodowych, natomiast w Barcelonie formuła gry opartej na tiki-tace ostatecznie się wyczerpała.
Wyjście z impasu możliwe było dzięki nowym trenerom. Massimiliano Allegri, który w Turynie zastąpił Antonio Conte poluzował nieco rygor taktyczny swojego poprzednika i dał piłkarzom nieco więcej swobody. Dzięki temu tacy piłkarze, jak Tevel, Vidal czy Pogba mogli wreszcie pokazać pełnię swoich możliwości, co w połączeniu z genialną defensywą, okazało się sposobem na sukcesy w LM.
W Katalonii Luis Enrique zrewidował filozofię swojego wielkiego poprzednika, Pepa Guardioli. Nowy trener zerwał z dogmatem utrzymywania się przy piłce za wszelką cenę i prowadzenia gry. Uporządkował grę w tyłach i nauczył grać swój zespół z kontry.
Efekty pracy Enrique były doskonale widoczne w meczu z Bayernem, ale jego reforma nie przyniosłaby oczekiwanych skutków, gdyby nie geniusz Leo Messiego. Kiedy na Camp Nou pojawił się nowy szkoleniowiec huczało od plotek o jego konflikcie z argentyńskim gwiazdorem. Ile w tym było prawdy – nie wiadomo, faktem jednak jest, że od meczu z Realem Sociedad, gdy Messi siadł na ławce, wszystko w Katalonii zaczęło się układać. Barca gromiła rywali aż miło, aż do teraz.