Życie w UK

Kraj skarg i zażaleń

Nie ma, co ukrywać – na Wyspach wypada się skarżyć. Anglicy sztukę tę opanowali do perfekcji, a składanie skarg i zażaleń jest na porządku dziennym. I chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, skarżyć można się dosłownie na wszystko.

Kraj skarg i zażaleń

 

 
– Znajoma Angielka poskarżyła się na sztukę teatralną, którą obejrzała. Napisała skargę na dwie strony A4. Że poziom był skandaliczny, że nie było żadnego przesłania, że generalnie jakaś chała i że straciła tylko czas, kiedy tam siedziała – wspomina Aldona Chrzanowska, która mieszkała przez 5 lat w Anglii.
– Domagała się rekompensaty. Dostała gratis bilety na kolejną sztukę, a całość opatrzono pisemnymi przeprosinami. Mi by coś takiego do głowy nie przyszło – dodaje. Ale jak widać Anglikowi przyszło i jeszcze mu to na dobre wyszło. Na Wyspach klient to Bóg i jakby tego było mało zawsze, albo prawie zawsze ma rację.
 
Wkurzyło go metro
Każda szanująca się firma posiada w swoich szeregach specjalny oddział do spraw bardzo delikatnych. Jest nią komórka opiekująca się niezadowolonymi klientami. Traktuje się ich z uwagą, dokładnie przestrzegając poszczególnych szczebli zależności. Warto o tym pamiętać, bo pominięcie któregoś z nich może spowodować, że sprawa utknie w martwym punkcie. Zwykle przygoda zaczyna się od złożenia skargi za pośrednictwem telefonu. Kolejnym krokiem jest spisanie wszystkich żali na kartce papieru i wysłanie jej do wysoko postawionego menadżera. A jeśli i to zawiedzie, zawsze można poskarżyć się do Ombudsmana – odpowiednika rzecznika praw obywatelskich, lub prosto do prasy. A kiedy oni wkraczają do akcji, kończą się przelewki.
Poskarżyłem się na niedziałającą w weekendy nitkę Jubilee Line – mów Raju Chandran, właściciel restauracji, mieszkający w Anglii ponad 30 lat. Powód? Po prostu stracił cierpliwość, kiedy po raz kolejny okazało się, że metro nie działa w sobotę. Miał dość spędzania w metrze 60 minut zamiast 10 i marnowania czasu. Na domiar złego zaczął przez to tracić klientów.
– Najpierw złożyłem skargę na stacji metra. Potem telefonicznie w Transport for London. Próbowałem nawet skontaktować się w tej sprawie z burmistrzem Londynu, ale cały czas gdzieś mnie przełączali – dodaje. Kiedy to nie pomogło, poinformował o problemie lokalne gazety, które nagłośniły sprawę. Zorganizował spotkanie mieszkańców i małych przedsiębiorców z udziałem gazet i lokalnych działaczy. W efekcie powstały dwie petycje do władz miasta – tradycyjna papierowa, oraz druga – on-line. W efekcie włodarze wreszcie zainteresowali się częstymi zamknięciami srebrnej nitki, a sam burmistrz Boris Johnson publicznie stwierdził, że remont już dawno powinien się zakończyć.
 
Bo lekarz nie zauważył
W przeciwieństwie do Anglików, Polacy cierpią na Wyspach z pokorą. Dzielnie znosimy niekompetencję lekarzy, naburmuszone kelnerki w restauracjach czy niemiłą obsługę w banku. Krótko mówiąc, lubimy być męczennikami. Polak ponarzeka przy wódce, ale oficjalnego zażalenia nie wniesie. Lepiej przecież wylać swoje smutki i żale wśród znajomych, niż poświęcić chwilę na napisanie skargi z prawdziwego zdarzenia.
Na co najczęściej narzekają polscy Wyspiarze? Podobnie jak w kraju, na lekarzy. – Denerwuje mnie służba zdrowia i brak kompetencji – mówi Aldona. – Mojej koleżance zostawili po porodzie łożysko. Przez dwa miesiące miała krwawienia. Powiedzieli jej, że to normalne i dali antybiotyk. Niewiele brakowało, a kobieta by zmarła.
Co ciekawe, ofiara błędu lekarskiego sama jest pielęgniarką. Choć jej zdrowie i życie było poważnie zagrożone, a dochodzenie do zdrowia zajęło kilka miesięcy, skargi przeciwko szpitalowi nie wniosła.
Polacy często wychodzą z założenia, że dochodzenie swoich praw nie ma większego sensu, bo i tak nic z tego nie wyjdzie. Nic dziwnego – w Polsce decyzji lekarskich z zasady się nie kwestionuje, a oficjalne skargi należą do rzadkości. Takie zachowanie wywołuje wśród rodowitych mieszkańców Wysp w najlepszym przypadku zdziwienie, a w najgorszym posądzenie o głupotę. Bo jeśli się nie poskarżyłeś, to widocznie nic złego cię nie spotkało. Właśnie dlatego Anglicy nie wahają się skarżyć na swoich lekarzy, a tylko w latach 2007 i 2008 wpłynęło do NHS ponad 87 tysięcy donosów na szpitale. Z usług lekarzy rodzinnych i dentystów nie było zadowolonych kolejnych 45 tysięcy osób.  
 
Zły sąsiad
Powodów, dla których Polacy w Anglii nie wnoszą skarg, jest wiele. Czasami mają taki zamiar, ale na drodze staje bariera językowa. Zdarza się, że jest to strach o własne zdrowie i życie, a do tego brak wiary, że interwencja u odpowiednich służb może przynieść oczekiwany efekt.
– Odkąd wprowadziliśmy się do nowego domu na Ealingu, jesteśmy skandalicznie traktowani przez swoich sąsiadów – mówi Ela, która boi się nawet wyjawić swojego nazwiska. W Anglii mieszka od 20 lat, mimo to nie nauczyła się radzić z przykrymi sytuacjami. – Sąsiedzi rzucają nam z okien śmieci, butelki, a czasami nawet zużyte pampersy. Były też rozbite jajka na drzwiach – wspomina. I przyznaje, że nawet nie zawracała sobie głowy pisaniem jakichkolwiek zażaleń. – Nie wniosłam oficjalnej skargi do councilu. Kiedyś zgłosiłam kilka incydentów, ale nic nie pomogło – mówi Ela.
Brak reakcji i poczucie bezkarności ze strony sąsiada o mało nie doprowadziły do tragedii. Jednego dnia sąsiad poszedł na całość i rozpalił ognisko pod drzwiami wejściowymi do domu Polki. Gdyby w porę nie dojechała straż pożarna, jej dom poszedłby z dymem. I choć sprawą wreszcie zainteresowała się policja, Polacy są na tyle przerażeni, że odmawiają składania zeznań. Jak mówią, boją się o własne życie, wychodząc z domu czują lęk, a stresy leczą tabletkami uspakajającymi. – Nasze bezpieczeństwo się dla nikogo się nie liczy. Kolejne skargi tylko pogorszą sytuację – wzdycha polskie małżeństwo.
 
Klient nasz pan
Osobną kategorię wśród zażaleń stanowią skargi konsumenckie w restauracjach i kafeteriach. Tutaj wydarzyć może się dosłownie wszystko. – Mieliśmy klienta, który zamówił bardzo ostre jedzenie. Kelnerka pytała się dwa razy czy jest pewien, co go czeka. Zjadał prawie wszystko, łącznie z zieloną papryką chili, a po chwili zrobił się czerwony i zaczął kaszleć. Powiedział, że nie zapłaci za jedzenie, bo było za ostre i mu nie smakowało – wspomina restaurator Raju, który tym razem stanął po drugiej stronie barykady i musiał uważnie wysłuchać narzekań niezadowolonego gościa. Ale przyznaje po cichu, że osoby takie nazywane są w branży gastronomicznej naciągaczami. Z góry wiedzą, że za posiłek nie zapłacą, a potem szukają dziury w całym.
Zdarza się, że klienci zapomną o stojącej przed nimi kawie i po kilkudziesięciu minutach skarżą się, że dostali zimny napój. Niektórzy próbują nawet iść na całość i zamówić jajecznicę bez jajek – nie obchodzi ich, że żądają niemożliwego. – Klient nasz pan, zawsze ma rację – wzdychają restauratorzy. – Na szczęście zawsze możemy napluć niepokornemu do talerza – dodają.
 
Zwycięski triumf
Jak bohater poczuł się 62-letni Andrzej z Londynu, który wywalczył ze swoim operatorem komórkowym umorzenie kosmicznie wysokiego rachunku. Pod koniec roku Polak zgubił swój telefon. Gdy się zorientował, było już za późno – nie do końca uczciwy znalazca zdążył obdzwonić pół świata i uciąć najdroższe pogawędki, jakie przewidywały telekomunikacyjne taryfy. Rachunek opiewał na ponad tysiąc funtów.
– Od razu poszedłem na policję i zgłosiłem reklamację – mówi Andrzej, pokazując plik papierów potwierdzających jego niewinność. Na wszelki wypadek skasował nawet na koncie bankowym usługę direct debit, aby operator nie mógł pobrać tej sumy. Jak się okazuje – niepotrzebnie, bo po kilku dniach przyszło pismo z informacją o umorzeniu zaległości.
– Napisali, że nigdy nie wykorzystywałem nawet darmowych minut, więc tym bardziej rozmowy nie mogły być moje. A jednak się udało – nie kryje radości nasz bohater.
 
 
Anna Lambryczak
 
 
                                                                                                    
 
 
ramka:
 
Idziemy na skargę
 
 
Rzecznik praw konsumenta (Office of Fair Trading)
tel. 08454 04 05 06
www.oft.gov.uk
 
 
Rzecznik praw obywatelskich (Parliamentary and Health Service Ombudsman)
tel. 0345 015 4033
www.ombudsman.org.uk
 

 

author-avatar

Przeczytaj również

Polscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieOrędzie Karola III na Wielki Czwartek – czym jest Royal Maundy?Orędzie Karola III na Wielki Czwartek – czym jest Royal Maundy?Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Dieta na Wielkanoc. Jak uniknąć dodatkowych kilogramów?Dieta na Wielkanoc. Jak uniknąć dodatkowych kilogramów?Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wody
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj