Styl życia

Kolejna wyprowadzka Victorii (cz. 47)

Co się stało rankiem. Zła osobowość mojej sąsiadki. Rozmowy religijne. Jak keyboard się wygiął. Mój przyjaciel Bill.

Kolejna wyprowadzka Victorii (cz. 47)

Poprzedni odcinek: Pech północno-wschodni (cz. 46) >>

Podobno Victoria znów się wyprowadza. Przyszła do mnie wieczorem, żeby mnie o tym poinformować. Wyraziłem żal z tego powodu, choć muszę przyznać, że w dużym stopniu był on udawany, albowiem rzecz w tym, że mam ochotę na jej pokój. Jest prawie dwa razy większy od mojego i znacznie lepiej wyposażony, że nie wspomnę o olbrzymim lustrze nad tapczanem. Inną sprawą jest, że Victoria straszy Omara wyprowadzką mniej więcej co miesiąc.

Rano stwierdziłem, że zabrakło mi mleka. Użyłem więc jakiejś śmietanki w proszku, ale ta nie chciała się rozpuścić i zamieniła się w kamień, tak twardy, że można nim było wbijać pale pod budowę mostu. Zszedłem więc do Omara do sklepu, a ten od razu – czy Victoria się wyprowadza? Odpowiedziałem, że prawdopodobnie, ale pewne to nie jest, ponieważ nieraz już się odgrażała, że to zrobi, ale nigdy tak się nie stało. Omara to jednak nie przekonało i zaczął biadolić:
– Czego ona chce, dlaczego jej się nic nie podoba? Przecież nie ma już karaluchów, generalne porządki trzy razy w tygodniu, płaci mi tylko 75 funtów za tydzień, a za ten pokój mógłbym wziąć nawet 120. O co tu chodzi?

 

Wtedy sobie przypomniałem, co wydarzyło się wczoraj rano. W sumie nic nowego, bo sam tego doświadczałem wielokrotnie: po prostu kiedy brała prysznic, zabrakło wody i to w chwili kiedy zaczęła się spłukiwać. I coś, co znane jest powszechnie jako czara goryczy, przelało się. Zapukała do mnie i powiedziała, że ma tego dosyć. Najpierw chciałem jej odpowiedzieć, żeby odwaliła się ode mnie, bo to nie moja wina, że z prysznicem coś nie tak, ale natychmiast się uspokoiłem, bo uznałem, że ona chce się tylko poskarżyć. Zdjąłem z fotela stertę gazet wymieszaną z ciuchami i poprosiłem, by usiadła. Skąpej wielkości ręcznik rozchylał się tu i ówdzie, ale udawałem, że mnie to nie interesuje. Dowiedziałem się, że ostatnio po czymś takim przyrzekła sobie, iż jeśli jeszcze raz coś podobnego się wydarzy, to się wyprowadzi. I wydarzyło się, a ona spieszy się do pracy! Sławek, sąsiad z dołu, pokazał nam kiedyś pewien patent, jak sobie z tym radzić. Victoria zapomniała, ale ja pamiętałem. Po chwili znów była ciepła woda. Kiedy wieczorem wróciła z pracy powiedziała, że znalazła jakiś super pokój na White City i za tydzień już jej tu nie będzie.
– Ona nie jest złym człowiekiem, tylko ma taką trudną osobowość – te słowa wypowiedział Omar, a ja, kiedy to usłyszałem, zacząłem się szczypać we wszystko co tylko możliwe – przecież jeszcze do niedawna słyszałem z jego ust opinie, że kobiety w ogóle nie mają mózgów. Będę musiał zbadać skąd ta metamorfoza.

W piątek wieczorem spotkałem koleżankę i poszliśmy do pubu. W pubie, jak to w pubie, poza alkoholem nic ciekawego. Kiedy więc nadeszła godzina zamknięcia, w pobliskim sklepie kupiliśmy butelkę whisky i poszliśmy do mnie. Między jedną szklaneczką a drugą wyjąłem zza tapczanu swoją „jamaszkę” i zagrałem „Autum Leaves” Cosmy, a póżniej jeszcze „Killing me softly” Roberty Flack, ale w tym momencie, ktoś zastukał do drzwi. Był to kuzyn Omara, który zwrócił mi uwagę, że jest już późno i żebym przestał grać. Spojrzałem na zegarek, rzeczywiście – dochodziła trzecia, nad ranem rzecz jasna. Odstawiłem instrument na miejsce i poprosiłem go do środka. Już nie bardzo pamiętam o czym rozprawialiśmy, na pewno dominowała tematyka religijna i zdaje się, że osiągnęliśmy jakiś consensus, bo przypominam sobie, iż rozstawaliśmy się w atmosferze wzajemnego zrozumienia.

 

Kiedy mój gość wyszedł, bez zastanowienia wyrwałem ponownie swój keyboard zza tapczanu i próbowałem coś zagrać, ale nie dało się i – co dziwne – był on wygięty w pałąk, jak łuk Wilhelma Tella. Koleżanka, daleko trzeźwiejsza ode mnie, stwierdziła, że widzi to samo co ja, tzn. instrument z niezrozumiałych względów wygięty w pałąk i to dość solidnie. Zagadka wyjaśniła się dopiero po chwili. Wszystko przez tę moją znajomą. Powiedziała, że trochę jej zimno, a przypomniałem sobie, że mam za tapczanem termowentylator. Włączyłem go zapominając, że jest nakierowany na moją „jamaszkę”. I właśnie tym sposobem musiałem się pożegnać z instrumentem, którym jeszcze na dobrą sprawę nie zdążyłem się nacieszyć.

Dzień był pogodny, więc postanowiłem zejść na kawę do Kemala. Zauważyłem, że od kilku dni nie widać jego nepalskiej kelnerki, w ogóle jakoś personel się przerzedził. Okazało się, że zwolnił wszystkich pracowników i zostawił tylko tych, którzy byli jego rodziną, ale stwierdził, że zbytniej krzywdy zwolnionym nie zrobił, bo oni i tak zamierzali z Anglii wyjechać. Trochę smutno, bo ciekawie mi się z tą Nepalką rozmawiało. Usiadłem sobie na zewnątrz przy stoliku i wystawiłem twarz na słońce, przymknąłem oczy i wtedy usłyszałem:
– Ijanuś?
Patrzę, a nade mną stoi mój serdeczny przyjaciel Bill, którego nie widziałem od 1998 roku.

Janusz Młynarski

Następny odcinek już za tydzień
 


Wszystkie zdarzenia i osoby przedstawione w opowiadaniu, są fikcyjne, a zbieżność z osobami i zdarzeniami rzeczywistymi jest lub może być w pełni przypadkowa

author-avatar

Przeczytaj również

Awantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiAwantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiKursy budowlane w UK – jak zdobyć kartę CSCS?Kursy budowlane w UK – jak zdobyć kartę CSCS?AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasy
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj