Życie w UK

Kariera w Anglii tylko dla szczęściarzy?

Tomek jest żywym przykładem na to, że nie jest łatwo. W Polsce ukończył studia ekonomiczne, mówi biegle po angielsku, ma kilkanaście lat doświadczenia zawodowego, a jego CV wygląda całkiem nieźle – niektórzy twierdzą nawet, że imponująco.

Kariera w Anglii tylko dla szczęściarzy?

Zero tolerancji dla przestępców! >>

Zapracuj na swój zasiłek >>

Na Wyspach od sześciu lat. Mimo to wciąż nie może znaleźć dobrego pracodawcy, a na życie zarabia myjąc toalety, sprzątając piekarnie lub pracując łopatą w młynie gipsowym.
– Nie chciałbym przeżyć jeszcze raz tych sześciu lat, które mam już za sobą; to cokolwiek smutny i nerwowy okres. Mimo jednak całej serii kiepskich przeżyć wciąż głęboko wierzę w to, że Anglia jest krajem dużych możliwości i dlatego wciąż tu jestem. I jestem tu też z przyczyn bardziej prozaicznych niż wiara – do Polski nie mam już po co i do czego wracać – mówi Tomek.
Tomek od lat szuka lepszej pracy, regularnie i na wszelkie możliwe sposoby. Od roku robi to codziennie.
– Są dni, gdy wypełniam około 30 aplikacji. I nie poddaję się mimo mizernych efektów. Bo telefon milczy z reguły jak zaklęty, a odzewy potencjalnych pracodawców są niewspółmierne do podejmowanych wysiłków. Może to świadczyć o dwóch sprawach – albo zwyczajnie nie dopisuje mi szczęście albo, po prostu, jest zbyt dużo osób szukających pracy. Sam nie wiem. Ale, mimo że wiara w sukces słabnie z upływem czasu, wciąż walczę i wciąż próbuję wybić się na powierzchnię. Choć znam takich, którzy się już poddali. Pewien znajomy Anglik powiada, że już dawno przestał próbować zmian na lepsze, bo po każdej nieudanej próbie popada w coraz większe zwątpienie. Woli więc zachować swoje smutne status quo niż psuć sobie nastrój kolejną odmową pracodawcy.

Loteria czy średnia statystyczna?
Lista zawodów, które zdarzyło mu się wykonywać w ciągu ostatnich lat jest długa. W Polsce był kolejno: cieciem dziennym w sklepie meblowym, korepetytorem i wykładowcą języka angielskiego, referentem w wyższej, prywatnej szkole językowej, sprzedawcą w sklepie monopolowym i specjalistą ds. marketingu w drukarni. A w Anglii: barmanem, kucharzem, kelnerem, sprzątaczem w luksusowym domu starców, robotnikiem trzyzmianowym w fabryce różnych świństw gipsowych, recepcjonistą w hotelu, inkasentem gazowo-elektrycznym, pakowaczem i operatorem maszyn w fabrykach przetworów mlecznych, czyścicielem piekarni i operatorem karuzeli w wesołym miasteczku, a także konferansjerem i prowadzącym bingo.
– Zdaje sobie sprawę, że ten zestaw zajęć wygląda jak paranoja. A niektórym może się wydawać, że aplikuję jedynie na kiepskie i słabo opłacane posady. Ale to nie tak: robię to, żeby przeżyć, bo rzeczywistość bywa brutalna, a w międzyczasie próbuję znaleźć jakieś ambitniejsze zajecie. Mógłbym się już doktoryzować z tematu szukania pracy na Wyspach – śmieje się Tomek.
– W ciągu ostatnich 9 miesięcy wysłałem ponad 500 aplikacji do pracodawców z różnych miast w Anglii. Niektóre z nich to prawdziwie twardy orzech do zgryzienia; czasami trzeba spędzić dobrych parę godzin rozwiązując rozmaite testy i pisząc wypracowania na zadany temat. W rezultacie zaproszono mnie na 13 interview. A zwycięsko wyszedłem tylko z trzech rozmów o pracę. Czy to jest dobry wynik czy po prostu norma, taka średnia statystyczna? Nie wiem, ale jakoś nie jestem zadowolony z efektów. I cały czas próbuję dociec sedna takiego stanu rzeczy.

Przyczyny porażki
– Niektórzy moi znajomi twierdzą, że sprawa ma podłoże rasowe i że Polacy są traktowani jako pracownicy drugiej kategorii. Absolutnie w to nie wierzę i w ogóle nie biorę tego pod uwagę. Zjednoczone Królestwo to kraj wielokulturowy i jakoś w głowie mi się nie chce pomieścić, żeby jedna z nacji je zamieszkujących stała się nagle obiektem dyskryminacji. Bo niby czemu? Nie mówiąc już nawet o tym, że Polacy mają świetną markę na rynku. Inni z kolei twierdzą, że mam zbyt wysokie wyksztalcenie i kwalifikacje, a pracodawcy po prostu boją się, że będę cwaniakował lub starał się być mądrzejszy od nich. Coś w tym jest, bo kiedy po całej serii porażek wyciąłem z mojego CV informację o wyksztalceniu wyższym, od razu zadzwonił telefon i zaproszono mnie na rozmowę. To jeszcze potrafię zrozumieć – być może chodzi tu o mentalność Wyspiarzy – wolą po prostu ludzi wąsko wykwalifikowanych w danej dyscyplinie i dość podejrzliwie patrzą na człowieka z tytułem magistra, który na dodatek kiedyś np. sprzątał kible. Tak jak ja. Pachnie im to dziwną ekstrawagancją.
– Bywają jednak sytuacje, których nie pojmuję. Pracodawca, po skończonym interview, klepie mnie po ramieniu, mówi, że jest pod wrażeniem mojego doświadczenia zawodowego i że szalenie miło mu się ze mną gawędziło. Ba! Byli nawet tacy, którzy już w trakcie rozmowy obwieszczali, że jestem właściwym kandydatem na stanowisko. Wychodziłem zadowolony, po czym po paru dniach dostawałem list z podziękowaniami i informacją, że tym razem mi jednak nie wyszło. To naprawdę zagadka.
– Wertowałem poradniki dla szukających pracy, uczyłem się jak poprawnie napisać CV i list motywacyjny, przeglądałem odpowiednie kolumny w gazetach i na portalach internetowych – cały czas bowiem gnębiła mnie myśl, że coś robię nie tak. Któregoś dnia poszedłem do Jobcentre i poprosiłem o rozmowę z konsultantem ds. zatrudnienia. Pokazałem moje listy motywacyjne, CV i opowiedziałem z detalami, jak zachowuję się w czasie rozmów o pracę. I poprosiłem o fachową poradę bo, jak rzekłem, efekty, póki co, mam bardzo słabe. A człowiek ten przejrzał moje dokumenty, wysłuchał z uwagą tego, co mam do powiedzenia i kiwając łysą głową, rzekł: „Robisz wszystko jak należy. Po prostu brakuje ci szczęścia”.
– To naprawdę przygnebiające, że jedynym katalizatorem sukcesu okazuje się zwykły łut szczęścia. Chociaż, coś w tym jest… Znam przykłady osób, które dostawały świetną pracę zaraz po wysłaniu pierwszej aplikacji. Znam też takich, którzy nie robili dosłownie nic, żeby znaleźć zatrudnienie, a jakoś zawsze udawało im się dostać etat! Niebywałe! Rodzi się zatem pytanie: jak długo będę musiał jeszcze szukać nim dopisze mi szczęście? Następnych sześć lat? – pyta Tomek.

 

Najgorsi pracodawcy
– Zdarzyło mi się wykonywać w Anglii siermiężne i katorżnicze prace – opowiada. – Przez pewien czas pracowałem w młynie gipsowym. Młyn był częścią olbrzymiego kompleksu fabrycznego i, jak sama nazwa wskazuje, odbywały się w nim rozmaite procesy technologiczne, w efekcie których uzyskiwano gips. Jeśli ktoś chciałby mieć wyobrażenie na temat wyglądu piekła to polecam wycieczkę do młyna. To olbrzymi budynek wypchany po sam dach plątaniną urządzeń; jest tam cholernie gorąco i śmierdzi zbukami – to efekty uboczne normalnej produkcji. W powietrzu unosi się pył, a z góry, często, gęsto, spada nam na głowę zbrylony gips w postaci sporych kamieni. Bywało, że stawiałem się w pracy o szóstej rano i z punktu wręczano mi łopatę – bo oto gdzieś w młynie był jakiś miał czy inne świństwo akurat wysypało się ze zbiornika i trzeba posprzątać. Trudno to było wytrzymać – praca w maskach była równie uciążliwa jak praca bez nich, a temperatura, smród i pył robiły swoje.
– Przez prawie dziesięć lat pracowałem w Polsce, więc mam dość sporo spostrzeżeń na temat polskich pracodawców. I widzę, bez dwóch zdań, że kultura pracy w Anglii jest o niebo wyższa niż ta w ojczyźnie. Angielscy pracodawcy, z reguły, traktują pracownika w sposób kulturalny i cywilizowany. Choć zdarzają się wyjątki. Pracowałem przez jakiś czas dla firmy sprzątającej sieć supermarketów. Sprzątałem piekarnie. I aż przecierałem oczy ze zdziwienia – bo oto nagle poczułem się jak w domu: szefowie i management traktowali podwładnych z wyjątkowym lekceważeniem zakrawającym na normalne chamstwo. A wieczne pretensje i niekończące się zarzuty pod naszym adresem to był stały punkt dnia. Plus ta nędzna pensja…
– Pamiętam pewną angielską firmę z branży mleczno – jogurtowej. Siermiężna i okrutnie męcząca praca przy taśmie plus niebywałe stosunki w zakładzie pracy! Można zaryzykować twierdzenie, że cała fabryka donosicielstwem stała, a bycie kapusiem wydawało się być naturalnym elementem procesu produkcyjnego. Uciekłem stamtąd przy pierwszej nadarzającej się okazji.
– Olbrzymia fabryka butelkująca mleko i niekończące się, kilkunastogodzinne zmiany. Wyobraźcie sobie: po 13 godzinach wykańczającej harówki wciąż nie można iść do domu, bo produkcja jeszcze trwa… W chwilach absolutnego zmęczenia człowieka popada w inne stany świadomości, a bywa, że robi się najzwyczajniej w świecie agresywny i rzuca dookoła butelkami z mlekiem. A wychodzących z fabryki wita wschodzące słońce, poranny świergot ptaków i świadomość, że za parę godzin trzeba tu będzie wrócić.

Wola walki
– Mimo całej serii falstartów wciąż wierzę w happy end. Powiadają, że nadzieja jest matką idiotów, ale ja wiem, że nadzieja to często jedyna rzecz, która trzyma nas w pionie. Mam ręce, nogi i głowę i póki zapału starczy będę próbował dalej – mówi Tomek. – Wiara ta wynika poniekąd stąd, że Anglia w odróżnieniu od Polski jest krajem równego i sprawiedliwego startu. Słowem, bardzo często zdarza się, że w ojczyźnie ludzie robią kariery „po znajomości”, a tu, takie mam wewnętrzne przekonanie, wystarczy mieć odpowiednie umiejętności, żeby zostać dostrzeżonym. Poza tym – jestem dość silny wewnętrznie i nie łamię się, mimo całej serii porażek. Mam cichą i dużą nadzieję, że ta twardość ducha kiedyś wreszcie zaprocentuje.
Tomek nie jest chorobliwie ambitnym karierowiczem – chciałby tylko znaleźć wreszcie taką pracę, w której mógłby używać mózgu, a nie tylko mięśni, i która dawałaby mu choć odrobinę satysfakcji. To byłoby idealne, ale zdaje sobie sprawę, że to bardzo trudne zadanie. – Coraz bardziej skłaniam się ku temu, co powiedział facet z Jobcentre – liczy się lut szczęścia. Trzeba być we właściwym miejscu i we właściwym czasie, żeby wszystko zagrało. Ot i tajemnica.
Radosław Purski / Fot. Thinkstock
Imię bohatera i niektóre dane zostały zmienione

Zero tolerancji dla przestępców! >>

Zapracuj na swój zasiłek >>

 

Miałeś wypadek? Możesz dostać odszkodowanie >>

author-avatar

Przeczytaj również

Mężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i majuZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i maju46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją Rosjanie46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją RosjanieRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla UkrainyRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla Ukrainy23 kwietnia obchodzimy Dzień Świętego Jerzego, bohaterskiego patrona Anglii i… multikulturalizmu23 kwietnia obchodzimy Dzień Świętego Jerzego, bohaterskiego patrona Anglii i… multikulturalizmuZasady podróży z psem lub kotem z UK do PolskiZasady podróży z psem lub kotem z UK do Polski
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj