Styl życia

“Karaluchy nie chodzą do fryzjera” (cz. 98)

Na mojej ulicy jest wszystko. Czym zarzucają laseczki? Przełom w stosunkach polsko – węgierskich.

 
Pogoda ostatnio jest drastyczna, zimno, mokro, niby wrzesień, a jednak listopad, chodzę ospały, ciągle, bez wyraźnego powodu podenerwowany. W poniedziałek niebiosa przesadziły jednak z opadami, bo lało nawet w moim pokoju. Moje lokum było kiedyś strychem, w suficie znajduje się właz, przez który można dostać się bezpośrednio na dach. Dzięki temu Sławek 2 mógł mi założyć antenę satelitarną, ale na tym dobre strony włazu się kończą. I właśnie ten właz sprawił, że nie musiałem wychodzić na zewnątrz, żeby zmoknąć. Aha, jeszcze jedna dobra strona – deszczówka do podlewania kwiatów i płukania włosów. Wiadro podstawione pod dziurą w dachu napełniało się w 10 minut. Byłem tym deszczem tak podenerwowany, że nie mogłem się skupić na pisaniu, czytaniu, czy oglądaniu telewizji. Tej ostatniej zresztą i tak nie mógłbym oglądać, bo kiedy pada, to znika sygnał, co zresztą przejawia się na ekranie w postaci napisu: „signal is weak”. Tylko w łeb sobie strzelić! Poprawić nastrój mogło mi jedynie zjedzenie czegoś, ale niestety ostatni posiłek mogę jeść nie później niż o 20.00., a była pierwsza. Ssanie w żołądku było równe temu, które opisywał Knut Hamsun w „Głodzie”, ja byłem jednak w lepszej sytuacji niż on, bo mogłem sobie zejść do kuchni i wziąć coś z lodówki. I tak zrobiłem. Ktoś tam był, dobiegła mnie bowiem konwersacja w dziwnym języku i jakieś śmiechy. Zastałem tam Nepalczyka z żoną, każde z nich trzymało w dłoni pojemnik z jakimś sprejem, więc inteligentnie domyśliłem się, że zajmują się zwalczaniem insektów, z którymi od roku był spokój. Kiedy podszedłem bliżej zauważyłem, że to co Nepalka trzyma w ręku, to nie jakiś trujący sprej, lecz lakier do włosów. Z tego co mi wiadomo karaluchy, nie posiadają owłosienia, w związku z czym konieczność dbania o fryzury ich nie dotyczy. Być może w Nepalu są inne karaluchy, ale na pewno nie w UK. Nie omieszkałem poinformować o tym Nepalczyków. Od kobiety usłyszałem wyjaśnienie, że w tym przypadku lakier nie służy do utrwalania „karaluszych” fryzur, lecz do zwalczania tych niesympatycznych insektów. Rzeczywiście, potraktowany lakierem owad niemal natychmiast przewracał się na plecy i bezradnie przebierał odnóżami, wtedy to Nepalczyk zbliżał się do niego z szatańskim uśmiechem i traktował go zapalniczką, karaluch zamieniał się w skwarek. Nie muszę dodawać, że apetyt na jedzenie zniknął bez śladu. Nie spałem całą noc, bo musiałem opróżniać wiadro i podstawiać na nowo. Nazajutrz, o przeciekającym włazie i „come backu” karaluchów zameldowałem Omarowi. Poradził, żebym się nie przejmował i podstawił wiadro, dodał jeszcze, że deszcz w Anglii jest zjawiskiem normalnym i częstym i nie powinno mnie to dziwić. Sprawę karaluchów też zbagatelizował: – Jest ich tak mało, że nie ma o czym mówić.
Jest ich mało, ale jeszcze miesiąc temu nie było ich w ogóle, czas więc – zasugerowałem – powtórzyć akcję likwidacyjną. Omar obiecał, że pomyśli o tym, jak będzie ich więcej. Bardzo mnie, to cieszy.
 
* * *
 
I gdzie ja będę chodził na kawę? Bar zamknięty na tydzień. Od brata właściciela dowiedziałem się, że obaj wyjeżdżają na urlop do Las Vegas. Ale jest alternatywa – 200 metrów dalej, niemal przy samej stacji Acton Central jest inny, podobny bar. Zachodziłem tam przeważnie wtedy, kiedy czekałem na jakiś pociąg. Od pewnego czasu pracuje tam bardzo sympatyczna blondynka. Nie miałem pojęcia o tym, że jest Polką, aż pewnego dnia Patrycja, bo tak ma na imię ta dziewczyna, zagadała do nas po polsku. Skojarzyłem sobie wtedy, że od czasu, kiedy zaczęła tam pracować, wzbogaciło się menu. O polskie potrawy. I teraz, przy ulicy, przy której mieszkam jest naprawdę wszystko łącznie z tureckim barem serwującym polskie potrawy.
                         
* * *
 
Deszcze ustały, ale moja antena satelitarna nie odzyskała pewnej sprawności, chyba jeszcze niedokładnie wyschła, w związku z tym TVP Kultura mój ulubiony program, to się pojawiał, to znikał, szczególnie wtedy, kiedy było coś interesującego. Przeleciałem pilotem po kanałach w poszukiwaniu innych ojczystych stacji. Na „Pulsie” transmisja z odmawiania różańca, na TVN Warszawa, jacyś faceci kroją warzywa i wrzucają je do garnka, na ITV – nie mylić z brytyjską stacją o tej samej nazwie – disco-polo. Jakiś wymuskany chłoptaś oparty o błyszczący kabriolet, w towarzystwie podkasanych laseczek wyśpiewuje: „Bądź dzisiaj w domu, przyjdę do ciebie, nie mów nic nikomu”. Laseczki tańczą, zarzucają włosami i tyłkami i znów: „bądź dzisiaj w domu…”.
Adresatka tych słów jest w domu i czeka na chłoptasia. Dom nie byle jaki, bo z basenem, nad którym owo dziewczę się wyleguje czekając na chłoptasia. Disco-polo się kończy i po reklamach sekwencja wróżbiarska. Za 40 złotych wysłane esemesem można poznać przyszłość – panie na żywo wróżą z kart. Właśnie dzwoni kobieta, która chce się dowiedzieć, czy mąż ją nadal będzie kochał, czy dzieciom uda się dostać na studia, a jeśli już się dostaną, to czy je skończą, czy teściowa wyzdrowieje i czy w przyszłym roku skończą budowę domu. Wróżka rozkłada tarota, później karty cygańskie, później jeszcze jakieś inne i po tej całej karcianej sesji zadaje klientce pytania. Klientka mówi dużo i chętnie, a wróżka udziela odpowiedzi korzystając z wiedzy, którą nabyła przed chwilą od samej klientki. Ta druga jest zachwycona i mówi: „Nigdy nie wierzyłam w żadne wróżby, ale teraz wierzę. To wszystko prawda. Skąd pani, to wie?” Od ciebie durna babo! Ale wróżka odpowiada, że karty jej to wszystko powiedziały. „Polonia 1” – telewizja kopulacyjna, oralna, analna, douszna, „dooczna”. Czy już naprawdę innej nazwy nie można było wymyślić? Myślałem, że to stacja dla Polaków za granicą, że dowiem się z niej czegoś o Polakach z USA, Australii, Kazachstanu. Jest jeszcze kanał „Polonia” – wiadomości i powtórki seriali. Te seriale, to naprawdę żenada – infantylne, kretyńskie, amatorskie, szkoda gadać. Czy naprawdę tak trudno zrobić dobry program dla Polaków za granicą, a jeśli już te powtórki, to czy nie można powtarzać czegoś ambitniejszego?
                               
* * *
 
No i mamy przełom w stosunkach polsko – węgierskich. Muszę z tego powodu splunąć w gębę i to, niestety, w swoją własną. Za te różne ploty, domysły, których tu namnożyłem. Prawdę oczywiście też pisałem, ale mogłem sobie darować pewne – że posłużę się eufemizmem – nadinterpretacje.
Deszcze ustały wyjrzało słońce, więc popędziłem na kawę. Ahmed akurat skończył swoją zmianę w sklepie, zobaczywszy mnie przy stoliku dosiadł się i zapytał o sąsiadkę. Tak się złożyło, że kiedy wychodziłem z domu znalazłem na schodach jej fotografię, było to zdjęcie formatu legitymacyjnego. Viktoria wyglądała na nim zupełnie inaczej niż w rzeczywistości – uśmiechnięta, pełna buzia, może nawet nieco pyzata, włosy długie, ale jaśniejsze niż obecnie. – Ona jednak nie jest zbyt piękna – stwierdził Ahmed przyglądając się fotce. I tak od słowa do słowa przeszedł do szczegółów na jej temat. Ona nie pracuje w żadnym hotelu, lecz w dużym sklepie z odzieżą, gdzieś w centrum Londynu. Z Arabem jest już ponad dwa lata. Mieszkała z nim prawie cały czas. Ostatnim ich lokum był budynek sąsiadujący z „naszym angielskim domem”. Jak twierdził Ahmed, Arab miał już dosyć Węgierki i pod jakimś pretekstem zrezygnował ze wspólnego mieszkania. – Sam mu to odradzałem. Związek mahometanina z kobietą innego wyznania, nawet jeśli ona je zmieni na islam, nie będzie udany, Viktoria jest wychowana w innej kulturze, ma inną mentalność, a poza tym jest niezrównoważona, to nie jest dobry materiał na żonę. Ahmed powiedział też coś, w co nie bardzo chciało mi się wierzyć, stwierdził otóż, że moja sąsiadka zaproponowała mu, żeby on z nią… zamieszkał!
– Odmówiłem jej, oczywiście – powiedział z przechwałką w głosie.
Zapytałem go, dlaczego mnie tego nie zaproponowała? Po pierwsze mieszkam bliżej, po drugie sam, po trzecie jestem znacznie od niego wyższy, poza tym mam bardziej interesującą twarz, dzięki wypadkowi samochodowemu w przeszłości, no i jestem starszy, a przez to dojrzalszy. Ahmed odrzekł, że Viktoria ma jakiś respekt przede mną, a w ogóle, to uważa mnie za intelektualistę, bo słucham muzyki poważnej, mam dużo książek i noszę okulary. Niezłe he, he.
Arab nie przychodził od kilku dni i wcale mi go nie brakowało. Któregoś wieczoru ktoś cichutko zapukał do drzwi. Ponieważ byłem niekompletnie ubrany uchyliłem lekko drzwi nie wystawiając się pukającemu na widok w całości. To była sąsiadka. Spięta do granic możliwości. Żeby dodać jej odwagi uśmiechnąłem się, zapominając o tym, że mam uśmiech raczej debilny i nie powinienem tego robić. Ale Viktoria nie uciekła, tylko zapytała, czy mógłbym jej pomóc – kupiła sobie laptopa, ale nie wie jak zainstalować „Office”. Nie wie też, co trzeba zrobić, żeby móc korzystać z internetu. Skompletowałem niekompletny strój i udałem się do jej pokoju. Zainstalowałem, to co należało obiecując, że sprawę internetu załatwimy następnego dnia, bo do tego potrzebny kabel. Obiecałem, że kupię go jutro. Kupiłem, ale jak się okazało nie był potrzebny. W każdym razie, kiedy Węgierka przyszła następnego dnia do mnie wezwałem na pomoc brata, który jest biegły w sprawach komputerowych. Kabel okazał się niepotrzebny, bo ode mnie można „ciągnąć” internet bezprzewodowo – odbiór w promieniu 30 metrów. Poprosiłem ją, żeby przyniosła swojego laptopa do mnie od pokoju, a brat go skonfiguruje, czy jak się to tam nazywa. Była zmarznięta, więc bez pytania poczęstowałem ją herbatą. Popatrzyła na mnie z wdzięcznością. Wtedy pierwszy raz zrobiło mi się głupio. Zobaczyłem w niej bezradne, zagubione dziecko, które nie radzi sobie z samotnością. Na początku zachowywała się dość nerwowo, ale po chwili się uspokoiła i zaczęła normalnie rozmawiać. Od Ahmeda wiedziała, że pracuję jako dziennikarz i pochwaliła się, że ukończyła studia dziennikarskie w Budapeszcie, z którego pochodzi, że miała staż w telewizji i w kilku najważniejszych brytyjskich gazetach, pracuje w dużym, ekskluzywnym sklepie odzieżowym na Knightsbrigde. Zaczęliśmy rozmawiać o Węgrzech, o Budapeszcie, który znam dość dobrze i o innych miastach, powiedziałem jej też, o tym, że moja babcia była pół Węgierką (naprawdę), a jej matka, czyli moja prababka była córką notariusza z Nyiregyhaza (też prawda). Opowiedziałem jej swoich znajomych z Debreczyna, Miszkolca i Egeru i, o tym, jak Węgrzy pomagali Polakom podczas II wojny światowej a Polacy Węgrom w 1956 roku. Viktoria rozluźniła się już całkowicie i sama zaczęła zadawać mi pytania, dość osobiste – nota bene. Nie, nie o status cywilny, lecz o to jak się tu czuję, czy emigracja mi odpowiada, czy nie czuję się samotny. Odpowiedziałem jej, że samotność nie jest dla mnie niczym dolegliwym, a wprost przeciwnie, że w takich „okolicznościach przyrody” czuję się najlepiej. Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i powiedziała, że samotność ją zabija, że jest bardzo nieszczęśliwa z tego powodu. Poczułem naprawdę wielki wstyd. Przeprosiłem ją za awanturę w sprawie łazienki, a sobie obiecałem w duchu, że jeśli tylko będę mógł, to zawsze jej pomogę, bo przecież to jeszcze dziecko – niespełna 25 lat (a nie jak ściemniał Ahmed – dobrze po trzydziestce. Sposobność do rehabilitacji nadarzyła się już następnego dnia.
Cdn
 
Janusz Młynarski
author-avatar

Przeczytaj również

Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoRusza śledztwo w sprawie Polaka, który zabił siebie i dwie córki. Czy można było uniknąć tragedii?Rusza śledztwo w sprawie Polaka, który zabił siebie i dwie córki. Czy można było uniknąć tragedii?Holenderski senat odrzucił przepisy antydyskryminacyjne w miejscu pracyHolenderski senat odrzucił przepisy antydyskryminacyjne w miejscu pracy
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj