Życie w UK

Jakie powroty, jakie zwolnienia?!

„Czy to prawda, że w Moskwie na placu Czerwonym rozdają zegarki? Tak, to prawda, ale nie zegarki, lecz rowery i nie rozdają, lecz kradną”. Poza tym wszystko się zgadza. Hiobowe wieści rozpowszechniane przez krajowe media o masowych zwolnieniach Polaków na Wyspach i gremialnych powrotach rodaków z emigracji mają jedną cechę wspólną – obie kojarzą się z dowcipami z serii „Radio Erywań nadaje”.

Jakie powroty, jakie zwolnienia?!

Boots: Będą zwolnienia >>

Zwolnienie z pracy zgodne z prawem >>

Zwalniają się sami…

Od kilku miesięcy prowadzimy nierówną walkę z przekłamaniami dotyczącymi emigracji, publikowanymi przez niektóre ważniejsze tytuły prasowe w kraju. Pisano więc o tym, jak to Polacy masowo porzucają tonącą w kryzysie Wielką Brytanię i wracają do Polski. Podczas wakcji domniemane powroty wchodziły nierzadko na czołówki gazet. Po wakacjach na chwilę ucichło, ale nie na długo, bo już w połowie września ruszyła kolejna medialna akcja pod hasłem: „Masowe zwolnienia Polaków w UK”.
„Nawet …set tysięcy Polaków może stracić pracę w wyniku masowych zwolnień planowanych przez pracodawców”. Firma taka a taka, w związku z kryzysem na rynku nieruchomości zamierza zwolnić tylu i tylu pracowników. Dzwonimy tam i pytamy czy to prawda?

– Ze 100 pracowników ubyło nam 36, w tym 24 obcokrajowców, ale to nie my ich zwalnialiśmy, lecz sami się zwolnili. Byli na kontraktach i nie chcieli ich przedłużyć. Pracują teraz na innych budowach, a my rekrutujemy nowych – mówi Tobias, szef jednej z londyńskich firm. Prosi, żeby nie podawać jej nazwy, bo ewentualni chętni do pracy mogą zrezygnować kiedy dowiedzą się, że ich poprzednicy nie chcieli przedłużyć kontraktów.
Tobias zaprzecza, jakoby mieli mniejszą niż zwykle liczbę zleceń.
– Nic się nie zmieniło, a za rok planujemy znaczne zwiększenie zatrudnienia, bo bierzemy udział w budowie obiektów olimpijskich.
Krzysztof Micał z Rzeszowa jest jedną z tych osób, które nie przedłużyły kontraktu.
– Zadzwonił do mnie kolega, że ma dla mnie lepiej płatną pracę w „Murphy’m” w Leicester. Nawet się nie zastanawiałem. Dzięki temu zarabiam więcej, a wydaję mniej, bo tu i mieszkania, i życie jest o wiele tańsze niż w Londynie.

Zamówień więcej niż rok temu

Artur przyjechał do Anglii trzy lata temu, pracę naraił mu kolega z jego wioski, który mieszka i pracuje w Londynie siedem lat. Jeden i drugi zatrudniony jest u Polaka, który prowadzi swoją firmę od blisko 20 lat. Artur narzeka na szefa, że bierze każdą robotę i przez to muszą skakać po różnych budowach, więc bywa, że pracują po 12 godzin.
– Tu kafelki, tam plastrowanie, jeszcze gdzie indziej malowanie – narzeka Artur, ale nie na zarobki, bo te są dobre, żonie i dzieciom wysyła miesięcznie tysiąc funtów. Roboty ma co najmniej na pół roku.
– Jeśli chodzi o mnie, to mogę powiedzieć, że zamówień mam teraz więcej niż rok temu. Mam sporo remontów, bo pomimo kryzysu ludzie kupują jednak jakieś domy i remontują je lub przerabiają. Właśnie ostatnio zatrudniłem dodatkowo dwóch Polaków. Podobnych przykładów można przytaczać w nieskończoność.

 

Oferty na każdym słupie

Brytyjska prasa nadal jest pełna ogłoszeń, w których mniejsze lub większe firmy budowlane oferują nie tylko pracę, ale również szkolenia i pomoc w wyrobieniu różnego rodzaju certyfikatów, licencji itp. Nie brakuje też ofert w prasie polonijnej, w której ogłaszają się nie tylko pracodawcy polscy, lecz również brytyjscy.
Wbrew utartym opiniom, nie w sektorze budowlanym, lecz w usługach pracuje najwięcej emigrantów z Polski. To sprzątaczki, kelnerki, ekspedientki, pokojówki, ale też różne biura rachunkowe, doradcze, podróży, agencje pośredniczące w transferze pieniędzy do Polski, salony kosmetyczne, fryzjerskie.
Tam też nie widać masowych zwolnień.

Siostry Elżbieta i Bożena Węcławskie przyjechały z Pomorza do pracy w fabryce słodyczy w północno-wschodnim Londynie, ale okazało się, że takiej fabryki nie ma. Nie znając języka próbowały znaleźć pracę w którymś z pensjonatów na Shepperd’s Bush i po tygodniu znalazły. Sprzątają, choć zarobki dość marne, bo po 150 funtów tygodniowo i tylko jeden dzień wolny. Mimo to da się przeżyć, ale już mają na oku pracę w pralni i tam będą zarabiać po 250 funtów na tydzień.
Edyta obroniła licencjat z kosmetologii, jednak na studia magisterskie nie ma już pieniędzy. Żeby zarobić przyjechała do Londynu. W drodze z Gatwick na Tottenham znalazła w jednej z darmowych gazet kilka ofert, dwa dni później już pracowała. Tu też przykłady można by mnożyć w nieskończoność.

Tylko banki nie potrzebują

„Rullion Recruitment” – agencja pracy działająca na terenie całej Wielkiej Brytanii – w samym tylko Londynie ma 450 ofert pracy, z czego najwięcej w budownictwie.
– Potrzebujemy inżynierów budowlanych, architektów, geodetów, kierowników projektów, elektryków, mechaników, pracowników administracji, telemarketerów – mówi Chris Bedhusanne, jeden z menedżerów „RR”, zajmujący się rekrutacją. – A kontrakty są całkiem niezłe, od 25 tys. do 55 tys. rocznie.
Przyznał natomiast, że od dwóch miesięcy coraz mniej ofert pracy wpływa z banków, ale wszyscy wiedzą dlaczego.

 

Trudności z nieznalezieniem pracy

Oprócz portali internetowych specjalizujących się w pośrednictwie pracy, pełno ofert jest na portalach „ogólnych”. Można wybierać pomiędzy pracą na farmie, w charakterze sprzątaczki czy niani, kosmetyczki, plastrarza, hydraulika, parkingowego stróża, dozorcy w apartamentowcu, pakowacza sałatek, pracownika supermarketu, kasjera, masarza, rozbieracza mięsa, pakowacza płyt DVD, ekspedientki w coffe shopie, są oferty pracy w myjni, w metrze. W ostateczności można znaleźć pracę w McDonaldzie lub tysiącach barów oraz większych sklepach spożywczych przy sortowaniu jarzyn i rozładunku samochodów, w zakładach rybnych i na kutrach rybackich, w szpitalach, aptekach, piekarniach, warsztatach samochodowych, cukierniach. Legalnie i na czarno.

Ściema, ale po co?

– Sam jakoś nie odczuwam kryzysu – mówi Konrad Molenda, który pracuje w firmie urządzającej i porządkującej tereny zielone. – Nikt mnie z pracy nie zwalnia ani pozostałych pięciu Polaków z mojej brygady. To jakaś ściema, tylko nie wiem o co tu chodzi.
Według danych Institute for Public Policy Research, od 2004 roku w Inland Revenue zarejestrowało się 80 tysięcy polskich emigrantów. W ciągu ostatniego półrocza wyrejestrowało się około 1500, ale ciągle przybywa nowych.
– Ja się wyrejestrowałem, żeby nie płacić podatków, dzięki czemu jestem tańszy dla moich klientów – mówi Krzysiek, który wraz czwórką kolegów pracuje przy remontach budynków.
„Masowe zwolnienia Polaków” to kolejny mit z niezrozumiałych powodów tworzony przez krajowe media. Jeśli zdarzają się jakieś zwolnienia, to na pewno poza sektorem bankowym nie mają charakteru masowego, w każdym razie z pewnością nie dotyczy to Polaków, bo jak wiadomo, pracują dużo, wydajnie i za niewielkie pieniądze.

Boots: Będą zwolnienia >>

Zwolnienie z pracy zgodne z prawem >>

 

author-avatar

Przeczytaj również

Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Pracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoPracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Holenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnejHolenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnej
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj