Życie w UK

Jak Polacy radzą sobie z kryzysem?

Kiedy w 2007 r. kryzys dopadł kolebkę współczesnego kapitalizmu, czyli Stany Zjednoczone, od początku było wiadomo, że prędzej czy później dotrze on również do Europy. Przed kryzysem ekonomicznym nie udało się uciec nawet tak stabilnej gospodarczo – jak się mogło wydawać – Wielkiej Brytanii.

Jak Polacy radzą sobie z kryzysem?

Od kilku lat Wyspy zmagają się z rosnącym bezrobociem. W tak niepewnych czasach, w jakich przyszło nam żyć, najważniejsze jest to, żeby mieć pracę, bo bez niej na dłuższą metę nie da się normalnie funkcjonować. 

Czy kryzys wpłynął na pogorszenie standardu życia Polaków, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii? Porozmawiałam na ten temat z kilkoma osobami, które zgodziły się podzielić swoimi spostrzeżeniami.

Widziane oczami pracowników NHS

Alicja od prawie 10 lat jest zatrudniona w państwowej służbie zdrowia jako administrator i recepcjonistka. Jest samotną mamą, ma dwóch dorosłych synów w wieku 20 i 22 lat.
– Przyznam, że chociaż moja pensja jest stosunkowo niska, to jednak kryzys ekonomiczny niczego nie zmienił w moim życiu. Moje dzieci są już dorosłe, a więc i tak nie przysługuje mi dofinansowanie od państwa.

Młodszy syn zrobił sobie roczną przerwę w nauce i pracuje w sklepie Timberland, żeby zarobić na swoje wydatki. Chciałby rozpocząć studia jesienią, ale jeszcze się zastanawia, biorąc pod uwagę koszty.

Starszy studiuje w Bristolu i pomimo, że dostał od państwa grant i pożyczkę, zabrakło mu pieniędzy na wszystkie studenckie wydatki. Musiał więc poszukać jakiegoś zajęcia, żeby dorobić. Pracuje jako statysta filmowy, co niestety wiąże się z długimi godzinami pracy. Nie jest to idealne rozwiązanie, bo na wypłatę można czasami czekać do trzech miesięcy, ale jak mówi przysłowie:  „lepszy rydz, niż nic”.

Niektórzy studenci zaciągają pożyczkę z banku, uradowani, że jest bezprocentowa, ale dla mojego syna nie jest to rozwiązanie, ponieważ po czterech latach studiów i tak bedzie miał 36 000 funtów długu do spłacenia, dlatego nie chce jeszcze bardziej siebie pogrążać – opowiada.

Alicja wspiera finansowo swojego syna, ale uważa, że lepiej jest zacisnąć pasa i starać się jakoś przetrwać następne parę lat do momentu, aż syn skończy studia i znajdzie pracę.  -Być może brzmi to optymistycznie, gdy mówię, że syn znajdzie pracę zaraz po studiach, kiedy w obecnych czasach jest taki problem z pracą i to bez wzglądu na zawód, wiek czy wykształcenie.

Zawsze jednak byłam optymistką i wychodzę z założenia, że nawet w tym trudnym klimacie finansowym, dla chcącego nie ma nic trudnego, ponieważ kto szuka ten znajdzie, może nie od razu, ale na pewno determinacja może w tym pomóc. Jeśli chodzi o atmosferę w pracy, jak Alicja mówi, bywało różnie, w zależności od przychodni i klinik medycznych w jakich pracowała. Każdy do pewnego stopnia obawia się zwolnień.

Gaba pracuje na bloku operacyjnym w jednym z londyńskich szpitali. Jak sama przyznaje, kryzys nie ma wielkiego wpływu na standard jej życia, ale głównie dlatego, że mieszka na terenie szpitala prawie za darmo i nie dojeżdża.

– Czynsz miesięczny wzrósł, ale nie na tyle, żebym to bardzo odczuła. Zauważyłam wzrost cen żywności, ale nadal licząc na jedną osobę, to nie zwala z nóg, co najwyżej drażni. Zdaję sobie z tego sprawę, że utrzymując rodzinę w Polsce nie jestem w stanie mieszkać tu „normalnie”, bo to pochłonęłoby wszystko, choć zarabiam dobrze. 

W moim przypadku kryzys wpłynął bardziej na mój nastrój i zwiększył poczucie niepewności czy nawet zagrożenia, ale mój strach tak naprawdę najbardziej dotyczy kursu funta względem złotówki. Paradoksalnie cały skandal cypryjski raczej mnie uspokoił, natomiast na pewno bardzo dotknął wszystkich zarabiających w euro. Moja praca jest stabilna, bo nikt jeszcze nie słyszał o zwalnianiu personelu bloku operacyjnego, ale sądzę, że kryzys wymusi zmianę organizacji naszej pracy.

Operujemy od 7.30 do 17.30, ale uważam, że normalne godziny pracy powinny być od 6.00 do 22.00,  ponieważ wszystko czego używamy do pracy jest coraz bardziej wyspecjalizowane, a co za tym idzie droższe, bo wymaga np. klimatyzacji oraz specjalistycznych serwisów, szkoleń personelu etc. Wtedy dopiero ten drogi sprzęt oraz ludzie byliby właściwie ekonomicznie wykorzystani. W Indiach tak właśnie jest,  przynajmniej w mojej specjalności i tam zaczyna sie operować już o 5 rano.

Gabrysia podkreśla, że nie jest obiektem nadmiernej zawiści jako cudzoziemka, ponieważ w szpitalu, w którym pracuje, brakuje odpowiednio wykwalifikowanego personelu.
– Jakoś nie widać tłumów wykształconych Anglików, którzy zechcieliby wykonywać tę ciężką pracę. Zresztą personel mojego szpitala rekrutuje się z całego świata.

Cały czas natomiast mam uczucie, a kryzys to pogłębił, że my z Europy Środkowowschodniej nadal mniej zasługujemy na akceptację, a przez to pewną asymilację, niż mieszkańcy dawnych kolonii brytyjskich – chociaż są zdecydowanie bardziej obcy kulturowo białym Anglikom niż my. Kryzys jak dotąd nie poprawił jakości pracy moich kolegów i większość brzydko mówiąc wszystko „olewa”, bo zwolnienie kogoś z NHS graniczy z cudem, więc się nie przejmują.

Widać drobne zmiany na korzyść w gospodarowaniu sprzętem, materiałami i lekami – wszędzie jest presja, żeby nie marnować. Wprowadzamy specjalne systemy do poprawnego liczenia kosztów – to jest bardzo dobre. Równocześnie jednak obcina się ilość osób obsługująch dyżury i to jest głupie, bo nie tędy droga.

Co słychać w branży budowlanej?

Arkadiusz jest inżynierem budownictwa i ma w Londynie swoją firmę konstrukcyjno-budowlaną.  -Myślę, że każdy z nas odczuwa ten kryzys, bo jest to jeden z największych kryzysów współczesnego świata, dotyczy on praktycznie każdej strefy życia. W naszej branży w szczególny sposób widać olbrzymi zakres związany z tym kryzysem, a mianowicie banki przestały udzielać kredytów.

Budownictwo jest głównie finansowane z  kredytów bankowych i bez pomocy banków budownictwo po prostu leży, a firmy budowlane, które wykonują zlecenia dla prywatnych klientów przestają funkcjonować. Widzę to po swoich ludziach, którzy nie otrzymują nawet najprostszych zleceń, ponieważ nawet tych najprostszych budów nie ma. Ludzie nie kupują ani mieszkań, ani domów.

Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że robimy zlecenia w tzw. grupie high end residential czyli dla bogatych klientów, a w obecnym kryzysie bogaci ludzie muszą gdzieś lokować swoje pieniądze. Jak pokazały wydarzenia ostatnich tygodni, lokowanie pieniędzy w takich miejscach jak Cypr, czy innych strefach offshore, jest niebezpieczne, wiąże się z dużym ryzykiem.

Ci ludzie, którzy mają duże zasoby finansowe lokują pieniądze w nieruchomościach, a Londyn jest absolutnie idealnym miejscem do tego. Arek zatrudnia na budowie samych Polaków.

Ostatnio odbiera coraz więcej telefonów z prośbą o pracę. – Bardzo dużo ludzi dzwoni do mnie z zapytaniem czy mam dla nich jakąś pracę i to naprawdę świetnych fachowców. Nie mają pracy, dlatego próbują sobie radzić obniżając swoje stawki czy robiąc rzeczy, których by normalnie nie robili.

Najlepiej na swoim

Asia jest właścicielką polskiego sklepu we wschodnim Londynie. Chociaż nie narzeka na obroty, zauważyła, że niektórzy klienci ograniczają swoje wydatki. – Trochę odczuwam ten kryzys. Wiadomo, że jeżeli ludzie nie mają pracy, mniej kupują, zaopatrują się tylko w najbardziej potrzebne produkty. Oczywiście to nie dotyczy wszystkich, są też tacy, którym bardzo dobrze się powodzi. Ogólnie mam coraz więcej klientów i nie jest źle.

Cieszę się, że zrobiłam ten krok i pracuję u siebie. Nikt mi nad głową nie marudzi, nie krzyczy na mnie i chociaż raz jest gorzej, a raz lepiej, jestem na swoim. Kryzys dotknął bardziej mojego męża, który pracuje na budowie. W grudniu i styczniu był bez pracy. Żyjemy w miarę oszczędnie. Staramy się dzieciom wszystko zapewnić, ale sami nie myślimy o wyszukanych przyjemnościach.

Kryzys nie jest związany z polityką obecnego rządu

Mirka mieszka w Londynie i pracuje w mediach. Jest w szczęśliwym związku, planuje niedługo zajść w ciążę.  – Nie mogę powiedzieć, że nie odczułam kryzysu, ale dla mnie nie jest to związane z cięciami benefitów, czy bezpośrednią polityką obecnego rządu. Jest to po prostu związane z kryzysem ekonomicznym, który objął cały świat.

Ceny wszystkich podstawowych produktów, w tym żywności poszły w górę, gdy dwa lata temu podniesiono VAT. Płace do pewnego momentu były zamrożone, a inflacja poszła w górę i w związku z tym wydaje się więcej i mniej można zaoszczędzić niż kiedyś.

To na pewno jest widoczne, ale z drugiej strony wydaje mi się, że rynek brytyjski – wszelkie usługi, sklepy i restauracje – stara się temu zaradzić i szybko reaguje na zmiany. Można znaleźć ciekawe oferty, np. kupony ze zniżką na kolację albo kino dla dwojga, zniżkę na ubrania, czy kupon rabatowy na zakup jakiegoś sprzętu.

Oczywiście takie szukanie ofert, żeby zaoszczędzić pieniądze wymaga wysiłku i nakładu czasu. Kiedyś nie zwracało się uwagi na to, ile wyda się w restauracji, byliśmy przyzwyczajeni do pewnego standardu życia, wyjazdów na wakacje, częstego kupowania nowych produktów. Sądzę, że teraz bardziej uważamy na co wydajemy pieniądze.
 

 

Alicja Borkowska

Przeczytaj również

W którym brytyjskim supermarkecie zarabia się najwięcej?W którym brytyjskim supermarkecie zarabia się najwięcej?To tu w UK najemcy mają największe szanse na mieszkanie w nieodpowiednich warunkachTo tu w UK najemcy mają największe szanse na mieszkanie w nieodpowiednich warunkachBanksy stworzył nowy mural w Londynie? Fani nie mają wątpliwościBanksy stworzył nowy mural w Londynie? Fani nie mają wątpliwościPopulacja Londynu bije nowe rekordy. Ile wynosi?Populacja Londynu bije nowe rekordy. Ile wynosi?Szef DNB mówi o “społecznych kosztach” zatrudniania imigrantów w HolandiiSzef DNB mówi o “społecznych kosztach” zatrudniania imigrantów w HolandiiBariery językowe przyczyną błędnych diagnoz lekarzyBariery językowe przyczyną błędnych diagnoz lekarzy
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj