Styl życia

“Jak obrazić szczura” (cz. 79)

Rondel na głowie, nitka na biodrach. Węgierska zagadka. Noc z prostytutką Sandy.

 

 
Pułapką na wąsatego intruza był biały, papierowy prostokąt posmarowany jakąś substancją klejącą. Assif położył na nim kawałek chleba i stwierdził, że szczur chcąc chleb skonsumować, będzie musiał wejść na ten prostokąt i wtedy się przyklei. No tak, ale nadal będzie żył, a chodzi o to, żeby go wyeliminować z grona żyjących.
– Nie będzie mógł się ruszyć, więc zdechnie z głodu – uznał Assif.
Zauważyłem, że to niehumanitarne.
– A szczury są humanitarne? – zapytał Assif.
No, niby nie są, ale konający przez wiele dni gryzoń, i to jeszcze w kuchni, nie bardzo nam, lokatorom odpowiada.
Przez kilka dni chleb leżał na swoim miejscu nietknięty, aż spleśniał. Wtedy Assif położył kolejną pułapkę, tym razem jednak przynętę stanowiły czipsy. Przez kilka dni tkwiły na swoim miejscu, w związku z czym uznaliśmy, że szczur nie lubi czipsów. Akurat w tym nie ma nic dziwnego – szczury są inteligentne i wiedzą, że czipsy są niezdrowe. Ponadto częstowane czymś, czego nie lubią, obrażają się i opuszczają niegościnne sadyby.
Prawdę mówiąc, to od początku nie wierzyłem w tego szczura. Miał przecież wokół różne kebab-bary, koreańską restaurację, kawiarnie, puby i sklepy z żywnością. Po jakie licho miałby „logować” się w kuchni, w której panuje sterylna czystość? Chyba że był to jakiś młody, niedoświadczony osobnik.
Tymczasem Assif ciągle miał nadzieję, że szczur jednak nadal mieszka w kuchni. Jego nadzieja nie wynikała z miłości do zwierząt, lecz z tego, że chciał zobaczyć przyklejonego gryzonia. Wyjaśnił przy okazji, że jak się już przyklei, wtedy wystawi go na zewnątrz. Minęło jeszcze kilka dni, ale na pułapce nie było żadnych śladów działalności intruza, więc uznaliśmy, że jednak nas opuścił.
 
* * *
 
Pewien incydent, który wydarzył się ostatnio przy kasie biletowej na stacji Acton Central, mógł mieć dość niemiłe dla mnie skutki, zaszło bowiem zagrożenie mojej nietykalności cielesnej, a wszystko to przez białą nitkę.
Pojawiłem się na stacji około południa, na trzy minuty przed przyjazdem pociągu. Niestety, przed okienkiem zastałem sporą kolejkę. Starszy mężczyzna z siwą, długą brodą, w czapce przypominającej rondelek, pięć kobiet w czarnych płaszczach, głowy owinięte białymi chustami i do tego kilka małych, identycznie odzianych dziewczynek. Kasjer nie za bardzo wiedział o co im chodzi, ponieważ klientki nie znały ani jednego słowa po angielsku, a ten z kolei nie znał ani słowa w ich egzotycznym języku. Kolejka tymczasem wydłużała się, ludzie nerwowo spoglądali na zegarki, a kobiety nadal trajkotały, konsultując się co jakiś czas z brodaczem w niby-rondelku na głowie. Stałem za jedną z tych kobiet, która próbowała dogadać się z kasjerem. Zauważyłem na jej płaszczu kawałki białej nitki. Przypuszczam, że każdy jak widzi coś takiego, ma nieodpartą ochotę to zdjąć. Ta drażniąca mnie nitka znajdowała się akurat na prawym biodrze. Bezwiednie sięgnąłem ręką w celu jej usunięcia. Niestety, przywarła ona dość mocno, w związku z czym musiałem zagłębić palce w tkaninie. Kobieta odwróciła się, zaczęła coś do mnie wrzeszczeć i – jak sądzę – wygrażać. Rozwrzeszczały się też pozostałe baby oraz bachory, które wcześniej pałętały się po stacji. Odepchnąłem brodacza, a stojący za mną facet zaszedł go od tyłu i unieruchomił mu ręce. Ktoś inny chciał zadzwonić po policję. Wszyscy byli mocno zaskoczeni tą napaścią.
– My ich utrzymujemy, a oni na nas napadają – powiedział ten, który trzymał brodacza w żelaznym uścisku. – Oto wdzięczność emigrantów.
Brodacz chyba zrozumiał słowo „policja”, bo krzyknął wskazując głową na mnie:
– Nie ja policja, on policja!
Nie pozostało mi nic innego jak wyjaśnić jemu i kolejkowiczom przyczyny incydentu. Na dowód, że chodziło jedynie o oczyszczenie płaszcza, pokazałem pozostałe nitki na odzieniu i posiłkując się językiem migowym wskazałem brodaczowi, co mną kierowało. Brodacz, o dziwo, przyjął moje wyjaśnienie i nawet się uśmiechnął. To samo uczyniły jego towarzyszki, a dwie z nich rzuciły się zbierać nitki z płaszcza ofiary mojego molestowania.
 
* * *
 
Węgrzy, którzy od niespełna trzech tygodni są moimi sąsiadami – mieszkają za ścianą – to ludzie dość dziwni. Młodzi, na oko 20-25 lat. Para, ale dziwna. Nie mówią np. „dzień dobry”, więc pozostali lokatorzy przestali się z nimi witać. Ja natomiast, zaintrygowany ich zachowaniem, powtarzam ów grzecznościowy zwrot po kilka razy i zdarza się, że któreś z nich odburknie mi wreszcie coś w rodzaju „bry”. Dziewczyna jest bardzo zgrabna i ładna, uroda niewyzywająca, lecz subtelna, do tego gustownie i z duchem współcześnie obowiązującej mody ubrana. Facet z kolei szczupły, dość wysoki, ale jego powierzchowność i ubiór kojarzą się z epoką wczesnego Gierka. No, ale nie szata zdobi człowieka, lecz to, co – jak mawiają niektórzy – człowiek ma pod szatą. Dziewczyna sprawia wrażenie wystraszonej. Kiedy skądś wraca, szybko przemyka się do swojego pokoju. Gdy ją mijam, opuszcza głowę. Początkowo myślałem, że jestem tak porażająco przystojny, ale skojarzyłem sobie, że koleżanki w pracy czy kobiety na ulicy nie reagują w ten sposób, a przecież nie są ociemniałe. Ten facet też się przemyka, tyle że na jego twarzy nad przestrachem góruje bezczelność, ale to może być już nadinterpretacja z mojej strony. Dziwna to para. Dziwna, ponieważ ani razu nie słyszałem odgłosów jakie wydają pary, gdy zostają w sytuacji sam na sam. Nie, wcale nie muszę podsłuchiwać – ściana jest cienka i przez to bardzo akustyczna, słychać każde pociągnięcie nosem, ciche chrząknięcie, tym bardziej słyszałbym więc „coś takiego”. Zauważyłem też, że prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiają. Zresztą nie wiem, może są oziębli albo zmęczeni. W sumie do zmęczenia to mają prawo – pracują prawie na okrągło, ale chyba w różnych miejscach, bo nie wychodzą razem do pracy. Wracają bardzo późno, zazwyczaj przed północą, a nierzadko po. Dziewczyna w trakcie dnia pojawia się dwukrotnie, więc pewnie pracuje dość blisko. Z drugiej strony to dobrze, że nie dochodzi do zażyłości sąsiedzkiej – zbytnia fraternizacja z lokatorami odbywa się zawsze kosztem prywatności – ktoś chce pogadać, ktoś pożyczyć sól i przy okazji pogadać albo się napić i też pogadać. Pozytywnie odbieram fakt, że nie trzaskają drzwiami, nie drą się i nie puszcząją hip-hopów czy innego badziewia, w ogóle nic – że tak powiem – nie puszczają. I co ważne, zostawiają porządek w łazience, a ostatnio różnie z tym bywało. Może jestem za bardzo wścibski, ale inaczej być nie może, bo o czym bym wtedy pisał, nie chcąc zmyślać.
Ostatnio znów spotkałem się z bratem na kawie i miałem okazję pokazać mu Węgierkę, bo właśnie przechodziła obok nas. Odebrał ją pozytywnie na podstawie cech zwanych w biologii drugorzędnymi. Opowiedziałem mu pokrótce całą zagadkową historię moich sąsiadów. Brat stwierdził, że mogą być rodzeństwem lub przyjaciółmi. Ponadto – według niego – facet sprawia wrażenie geja. Możliwe. Minęła godzina od naszego spotkania kiedy zadzwonił telefon. To brat. Zaraz po naszej kawie poszedł do sklepu kupić papierosy i spotkał tam Węgierkę i jej towarzysza. Brat wiedział, że to on, bo facet wyglądał dokładnie tak, jak go opisałem, poza tym wchodząc do sklepu rozmawiali ze sobą. Mój młodszy, z ciekawości, przedłużył nieco swój pobyt w sklepie, co zaowocowało interesującym spostrzeżeniem: dokonywali zakupów osobno i osobno płacili, co raczej się parom nie zdarza. Może to jakieś węgierskie zwyczaje?
 
* * *
 
Któregoś dnia w trakcie pisania zrobiłem sobie przerwę, by pograć na gitarze. Wzmacniacz dałem na cały regulator. Pora była przyzwoita, bo późne popołudnie, więc nie martwiłem się, że komuś przeszkadzam. Bawiłem się w jakieś heavymetalowe improwizacje, ale przerwałem na chwilę, żeby włączyć efekt „chorus” i wtedy usłyszałem, że w drzwiach sąsiadów zazgrzytał klucz. Miałem zamiar zaprzestać znęcania się nad gitarą, ale przypomniałem sobie, jak w latach 70. polskie radio katowało mnie węgierskim rockiem – Omegą, Illeś, Locomotive GT czy Katią Kovacs. Zew zemsty okazał się nieprzejednany. Nie odkładałem gitary przez dwie godziny, a przez kolejną dzwoniło mi w uszach, ale sąsiedzi znieśli to dzielnie. Około drugiej w nocy wychodząc do łazienki niemal zderzyłem się w niej z sąsiadką. Powiedziała „cześć” i spojrzała na mnie z czymś w rodzaju podziwu. A następnego dnia poznałem niemal przed wejściem do naszego angielskiego domu prostytutkę Sandy, która – jakżeby inaczej – znalazła się, po pewnym czasie, w moim pokoju.
Cdn.

 

author-avatar

Przeczytaj również

Eurostar o usprawnieniu ruchu podróżnych na granicy – Entry Exit SystemEurostar o usprawnieniu ruchu podróżnych na granicy – Entry Exit SystemDlaczego oliwa z oliwek jest aż taka droga?Dlaczego oliwa z oliwek jest aż taka droga?Nauczycielka szkoły podstawowej zabiła partnera i zakopała go w ogródkuNauczycielka szkoły podstawowej zabiła partnera i zakopała go w ogródkuPoradnik: Kary dla rodziców za nieobecność dzieci w szkolePoradnik: Kary dla rodziców za nieobecność dzieci w szkoleFirma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj