Życie w UK

Jak kiedyś zdobywaliśmy Wyspy

Był taki czas, kiedy wjazd na teren Zjednoczonego Królestwa był sporym osiągnięciem. Nowa fala Polaków, która zalała Wyspy po naszym akcesie unijnym, nie zna tej gamy uczuć, której doświadczali „starzy” emigranci: dreszczyku emocji, gdy przesłuchiwał nas oficer emigracyjny, ani tej szalonej radości, gdy okazywało się, że oto otrzymaliśmy wizę turystyczną na całe pół roku.

Jak kiedyś zdobywaliśmy Wyspy

Polki w aborcyjnym eldorado >>

Oddajcie nasze dzieci >>

Anglia i Londyn przed majem 2004 roku były postrzegane nieco inaczej przez Polaków niż są obecnie. Dzisiaj loty do ojczyzny na święta i wakacje to norma. Niedbale machamy paszportem przed nosami znudzonych urzędników, a przejście przez bramkę na lotnisku czy dworcu autobusowym nie budzi żadnych emocji.
Kiedyś Wielka Brytania jawiła się jako upragniony Eden i Eldorado z obfitością pracy, dobrego życia i dobrego zarobku. I jako takie, Zjednoczone Królestwo strzegło czujnie swoich bram, bo chętnych, by się na nie dostać były tysiące. Praca z wizą turystyczną była nielegalna i trzeba się było nieźle nagłowić, by sprytem, brawurą lub bezczelnością oszukać czujnych stróżów angielskich granic. Byli tacy, którym się to udawało – ale byli też nieszczęśnicy, którzy po dwudziestokilkugodzinnej jeździe autokarem całowali złotą klamkę i wracali z podkulonym ogonem do domu.

Sposoby na wjazd

Najprostszym sposobem na wjazd do raju było wykupienie kursu językowego. Była to jednak metoda cokolwiek kosztowna i nie gwarantowała, niestety, stuprocentowego sukcesu. Urzędnicy kontroli paszportowej sprawdzali dokładnie wszelkie dane i zdarzało się, że nabierając z rozmaitych przyczyn podejrzeń, odsyłali nas z kwitkiem. Kurs językowy, z reguły, przepadał, tak jak i pieniądze zainwestowane w przedsięwziącie.
Byli tacy, co próbowali wjeżdżać „na rodzinę”. Długo i barwnie opowiadali na granicy, jakie to czułe i zażyłe stosunki łączą ich ze stryjeczną babką ze strony ojca, a przesłuchujący cierpliwie zadawali pytania, ustalając stopień pokrewieństwa i fakt, czy rzeczona babka w ogóle istnieje. Rezultaty stosowania tego sposobu też bywały różne.

Zagrywka „va banque”
Zdarzali się ryzykanci, którzy nie bacząc na piętrzące się przeszkody, opracowywali misterne fortele, które skutecznie wyprowadzały Wyspiarzy w pole. Nasz rozmówca bywa w Anglii od wielu lat. – Pamiętam jak wjechałem tutaj w roku 2000. To była taka nasza, mała bitwa o Anglię. Było nas dwóch – ja i mój kolega. Ja znałem język, a on ni w ząb. Prócz tego, poważnym defektem wydawał się fakt, że byłem żonaty. Urzędnicy emigracyjni, widząc obrączkę na palcu, a nie widząc w okolicy współmałżonka, od razu nabierali podejrzeń, że oto ktoś chce finansować swoją rodzinę zza granicy. Ściągnięcie obrączki też nie ułatwiało sprawy – dwóch, samotnych chłopów w wieku produkcyjnym z punktu postrzeganych było jako kandydaci do nielegalnego zarobkowania. Sprawa wymagała obmyślenia precyzyjnego planu: zadzwoniłem do jednego z londyńskich hoteli i zarezerwowałem na dziesięć dni dwa pokoje, na moje nazwisko, prosząc o przesłanie potwierdzenia rezerwacji faksem do Polski. Następnie wykupiłem dwa bilety autokarowe z datą powrotu, po dziesięciu dniach od momentu wjazdu do Wielkiej Brytanii. Plus zaopatrzyłem się w przyzwoitą ilość angielskiej waluty – była to jedna z pierwszych rzeczy, którą sprawdzano Polakom na granicy. A potem popatrzyłem na moją obrączkę i zacząłem się mocno zastanawiać. I wymyśliłem taką oto wersję: życie małżeńskie to piękna rzecz, ale od czasu do czasu ludzie widujący się codziennie i latami, powinni złapać trochę oddechu i odpocząć od siebie nawzajem. W związku z tym, ja i mój przyjaciel jedziemy sobie na wakacje do Anglii, podczas gdy moja żona i dziewczyna przyjaciela (która, notabene, w ogóle nie istniała) jadą w tym samym terminie na wakacje do Włoch. Powtórzyliśmy swoje role i pełni optymizmu ruszyliśmy w podróż. Na granicy trochę ścierpła mi skóra: kolega został zaprowadzony do osobnego stanowiska, gdzie prowadził rozmowę za pośrednictwem tłumacza. Mnie natomiast przywitał kpiąco uśmiechnięty urzędnik emigracyjny i, po jego przelotnym spojrzeniu na moją obrączkę, usłyszałem pierwsze pytanko: „Co, żonaty? I żona została w domu, tak?” Wyrecytowałem wyuczoną kwestię, a on zmarszczył brwi i podszedł do mojego towarzysza by ją zweryfikować. Było to kilka sekund, w czasie których targały mną silne emocje, słowo daję. Urzędnik wrócił, i nie pytając o deklarowany czas pobytu, miejsce zakwaterowania i ilość gotówki, wbił mi do paszportu półroczną wizę turystyczną! Choć wybierałem się na urlop jedynie dziesięciodniowy! Niebywałe!

Raj zdobyty
– Po paru godzinach powitaliśmy Londyn. Pierwszą sprawą do załatwienia była wizyta w najbliższym biurze podróży i zmiana daty powrotu do Polski – po paru minutach trzymałem w łapie autokarowy bilet „open”. W hotelu, w którym zarezerwowałem pokoje, nie pojawiliśmy się, oczywiście, nigdy. Udało nam się natomiast, w ciągu dwóch godzin, znaleźć kwaterę u polskich landlordów, do których namiary dostałem od pewnej znajomej w ojczyźnie. Teraz pozostawała tylko kwestia znalezienia pracy. Zajęło mi to całe trzy dni, nim trafiłem do pewnej restauracji, w której nikt nie zadawał pytań. Warunkiem mojego zatrudnienia była jedynie znajomość angielskiego i fakt, że posiadałem białą koszulę i czarne spodnie. Kolega, ponieważ nie znał angielskiego szukal nielegalnego etatu całe trzy tygodnie! Aż w końcu załapał się gdzieś przy rozbiórce i wyburzaniu domów.

Bądź czujny!
Polski Ośrodek Społeczno Kulturalny na King Street w dzielnicy Hammersmith w Londynie był świetnie znany Polakom w okresie przedunijnym. Tuż obok POSK znajdowało się miejsce zwane „ścianą płaczu”. Była to szyba wystawowa pewnego sklepu „u Hindusa”, oplakatowana do granic możliwości ofertami pracy i mieszkania w języku polskim. Było to tradycyjne i ulubione miejsce spotkań nielegalnych pracowników szukających nielegalnego zatrudnienia. Tłumy kłębiły się na chodniku od wczesnego rana, a dym papierosowy mieszał się z polskimi przekleństwami w promieniu dobrych kilku jardów.
– To nic, że udało się wjechać. Trzeba było być cały czas czujnym – opowiada jeden z emigrantów z tego okresu. – Rozmaite urzędy angielskie dokonywały czasami wyrywkowych kontroli paszportowych w tzw. polskich osiedlach. jak Ealing bądź Acton Town. Pracując, też trzeba było uważać, żeby nie wpaść. Pamiętam taką dość stresującą sytuację: znalazłem zajęcie przy odnawianiu wnętrz i wynosiłem akurat spory worek gruzu na ulicę – w kombinezonie ochronnym i zakurzony po sam czubek głowy. I traf chciał, że nieopodal zjawiła się para brytyjskich policjantów, którzy czepili się właśnie tych worków ze śmieciami leżących na chodniku. Szczęście, że jakiś dziarski staruszek zajął policjantów pogawędką, a ja ulotniłem się z ich pola widzenia.
– Nie wolno było przeholować z długością pobytu na terenie Wielkiej Brytanii. Przy wyjeździe też kontrolowano uważnie paszporty i jeśli ktoś się zasiedział to dostawał „miśka” w papierach i utrudnienia w związku z ponownym przekroczeniem granicy – dodaje rozmówca. – Tamte czasy były inne. Inaczej się czuło i inaczej przeżywało. Cały czas bywam w Anglii, a ilekroć tu przyjeżdżam, to mam uczucie powrotu do Edenu. Tyle, że ten Eden stoi teraz dla nas otworem, a kiedyś było to miejsce dla wybranych.
Radosław Purski / Fot. Thinkstock
 

Polki w aborcyjnym eldorado >>

Oddajcie nasze dzieci >>

author-avatar

Przeczytaj również

Poradnik: Kary dla rodziców za nieobecność dzieci w szkolePoradnik: Kary dla rodziców za nieobecność dzieci w szkoleFirma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Pracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoPracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj