Życie w UK
Irak: Bezpieczni Brytyjczycy
W marcu 4 tysiące brytyjskich żołnierzy stacjonujących w Basrze stało biernie i przyglądało się jak Amerykanie walczą z szyickimi bojówkami. Brytyjczycy nie garnęli się do walki, bo dogadali się z rebeliantami.
Nie powiedzieli: stać, będziemy strzelać >>
Jak pisze dziennik „The Times”, Brytyjczycy dogadali się z milicją szyickiego przywódcy Muktady as-Sadra i nie interweniowali w trakcie szalejącego przez kilka dni regularnego powstania. Liczyli, że w ten sposób, idąc na ustępstwa, stępią zapał radykalnych szyitów, a przy okazji zminimalizują straty własne.
Żaden żołnierz nie mógł wkroczyć do Basry bez zgody ministra obrony Desa Browne\’a. Londyn wydał zgodę dopiero po stłumieniu trwającego tydzień powstania. W efekcie, gdy w walkach z sadrystami zginęło 60 Irakijczyków i jeden Amerykanin, żadnemu Brytyjczykowi włos z głowy nie spadł.
Ogromnie jednak ucierpiała reputacja brytyjskiej armii. „The Times” cytuje wypowiedzi amerykańskich oficerów, którzy wyrażają swoje wyraźne zniesmaczenie. Przywołują też niezadowolenie, z jakim brytyjskie uniki spotkały się w irackim rządzie.
Brytyjska armia nie przyznaje się do umowy z sadrystami. Ministerstwo Obrony tłumaczy, że żołnierze nie interweniowali, bo operacja w Basrze była "zaplanowana, dowodzona i wykonywana przez Irakijczyków".
Brytyjczycy od początku wojny wzięli odpowiedzialność za południowy region Iraku z Basrą włącznie. Jesienią 2007 roku wycofali się jednak z Basry, przenosząc się na jej obrzeża, oddając kontrolę nad miastem irackim władzom.