Życie w UK

Intuicja jest moim największym darem i talentem

Z Katarzyną Figurą – wybitną polską aktorką, znaną z niebanalnych filmowych kreacji, grającą również jedną z głównych ról w filmie „YUMA” rozmawia Ilona Korzeniowska.

Intuicja jest moim największym darem i talentem

Ilona Korzeniowska: Ostatnio kilku polskich aktorów o bardzo znanych i zasłużonych dla polskiego kina nazwiskach skarży się w mediach, że polskie kino nie produkuje już dobrych filmów, a scenariusze powstają niejako „na kolanie” i mają zaspokoić gust niewyrobionego widza. Pani również tak uważa?

Katarzyna Figura: To bardzo indywidualna sprawa – nie można wrzucać artystów i ich dzieł do jednego worka… Żyjemy rzeczywiście w dziwnych czasach, kiedy kultura (nie tylko naszego narodu) została zepchnięta na margines i nie jest traktowana serio, została stłamszona przez  politykę, newsy i panoszący się, łatwy w odbiorze showbiznes. Ale mam wrażenie, że ta trudna dla artystów sytuacja może być bardzo stymulująca, że ten niekorzystny dla kultury i sztuki czas ma szansę wyzwolić zarówno w twórcach jak i odbiorcach potrzebę prawdy, piękna, autentycznego przeżycia, poznania historii czy wejścia w nieznane obszary wyobraźni… Jestem pełna nadziei  – dlatego, że wciąż powstają bardzo interesujące projekty, tworzone zarówno przez starszą jak i nową generację artystów, która próbuje się określić, objąć rzeczywistość, co było dawniej i co będzie dalej… Jak mówi stare przysłowie: „obyś żył w ciekawych czasach…!”. Liczę na to!
 
I. K. Ile scenariuszy odrzuciła Pani w ostatnim roku i jakie role Pani proponowano?

K. F.
Nie robię  takich kalkulacji. Żyję intensywnie i jeśli propozycja roli mnie porwie, zainspiruje – rzucam się w przygodę! Rzeczywiście kocham moją profesję.
Przyznam jednak, że najbardziej mnie pociąga nieoczekiwane, coś co mnie zadziwi… Jak mówi jedna z moich teatralnych bohaterek – Paula Strasberg w „Personie” K. Lupy – „Zdziwienie jest potrzebne!”. Im rola sięga dalej niż to, co odbiorca (i ja sama!) spodziewa się po mnie, tym lepiej! Lubię zaskakiwać. 

I. K. Czym kieruje się Pani przy wyborze filmu, w którym Pani zagra – intuicją, chęcią przeistoczenia się w kogoś, kogo chciałaby Pani poznać, ale jest zupełnie inny niż Pani?

K. F. Szczerze? Intuicja jest moim największym darem i talentem. Dotyczy to nie tylko wyborów, ale kreacji w ogóle. Czuję, że mam wręcz zwierzęcą intuicję i zaczynam popełniać błędy kiedy jej wystarczająco nie ufam.

I. K. W „Yumie” gra Pani nie tylko burdelmamę. Halina widzi świat inaczej niż większość kobiet w miasteczku, w którym mieszka. Postać przez Panią wykreowana chce świata kolorowego, pełnego przepychu i nie godzi się na to, co wystarcza innym kobietom: mąż, dzieci i powtarzalność każdego dnia niemal co do minuty.

K. F. Halinka, moim zdaniem, jest jakaś nadnaturalna, jakby urwała się z innej planety i przez przypadek trafiła w przeobrażające się realia Polski lat 80. i 90. Bardzo sprawnie się w tych ciekawych czasach porusza – wraz z innymi bohaterami filmu dąży do wymarzonego celu – bogactwa za wszelką cenę – a kiedy nie ma już odwrotu, jak straceniec ginie w płomieniach swego dobytku… Jest postacią rozpaczliwie samotną.

I. K. W filmie „Yuma” mężczyznom wydaje się, że rządzą światem, a tak naprawdę każdy z nich – czy to burmistrz czy hydraulik odwiedza przybytek rozkoszy granej przez Panią postaci. Halinka jest kolorowym ptakiem, ale i nowoczesną businesswoman – swoją „firmą” rządzi twardą ręką i ciężko ją „wykiwać”…

K. F. To mnie zafascynowało w propozycji reżysera Piotra Mularuka, który nie ukrywa, że tworzył postać Halinki od początku z myślą o mnie – fakt, że ta kobieta jest nieprawdopodobnie silna i przez to groźna, jakby rywalizuje z mężczyzną, wyprzedza go w wyścigu o władzę… To bardzo rzadkie ujęcie kobiety Polki w filmie czy innych formach sztuki. To był element roli, który najbardziej mnie zainspirował.

I. K. Halinka łamie wszelkie konwencje i tabu małego PRL-owskiego miasteczka. Nie tylko zarządza coraz większą „firmą”, ale też bierze pod swoje skrzydła bratanka Zygę, któremu najpierw zleca szmuglowanie lewych papierosów na Zachód, a potem angażuje się w romans z własnym bratankiem…

K. F. Halinka jest dla mnie kobiecym wcieleniem gangstera – Marlona Brando w „Ojcu Chrzestnym” czy Al Pacino w „Człowieku z blizną”… Naturalnie na miarę polskich realiów. Jest zdolna do największych przekrętów i przekroczeń w imię niespełnionych ambicji, niezaspokojonych namiętności… Rzadko mam szansę wchodzić w tak pokrętną i tragiczną postać.

I. K. Z filmowym Zygą, którego gra Jakub Gierszał, który jest prawie w tym samym wieku co Pani syn – zagrała Pani sceny mocno erotyczne. Czy grając je przekroczyła Pani jakieś własne tabu czy było to tylko kolejne profesjonalnie i z pasją wykonane zdanie aktorskie?

K. F. Nie ukrywam, że te sceny były dla mnie najtrudniejsze. Od momentu przeczytania scenariusza bałam się tego, ale jednocześnie czułam, że jeśli nie nastąpi w filmie to przekroczenie, ten porażający akt – cała historia straci siłę… Jak w westernie; musisz dostać w gębę , żeby otworzyć oczy tuż przed śmiercią.

I. K. Jak Pani wspomina lata 80.? Właśnie wtedy kończyła Pani studia aktorskie, miała Pani na koncie już kilka ról filmowych, a w 1987 roku zagrała Pani Mariolę Wafelek w „Pociągu do Hollywood”, która marzy o karierze w prawdziwie amerykańskim stylu.

K. F. Zabawny był powrót w „YUMIE” do kostiumów z tamtych czasów – ostre, kontrastowe kolory, przerysowana sylwetka, konwencja westernowa… To pozwoliło i pomogło mi stworzyć postać bardzo wyrazistą i mocną w odbiorze. Ale pamiętajmy, że jest to przede wszystkim zapis tamtych czasów, ludzkich potrzeb wyrażenia swojej osobowości, zapis buntu i niezgody na szarość i biedę w jakiej byliśmy pogrążeni, próby ucieczki od tych realiów… To dla mnie stanowi wielką wartość „YUMY”. Podobnie świat mojej Mariolki Wafelek z „Pociągu do Hollywood” zapisany w 1987 jest niezwykle cenny. Kiedy Polska była szarobura – moja Marilyn  mieni się wszystkimi kolorami tęczy, stąpając po cienkiej linii między płaszczyzną marzenia i rzeczywistości. W tamtych czasach była jakimś zjawiskiem, wybrykiem nie do objęcia… Myślę, że ten film miał duży wpływ na wewnętrzną, naturalną dla każdego potrzebę wolności.

I. K.
Ubiera się Pani niebanalnie i nie stroni od eksperymetów modowych. Jak Pani sobie radziła jako młoda dziewczyna zaczynająca dopiero karierę w latach 80. z miłością do ciekawych i kolorowych ciuchów? Polki znane były z umiejętności robienia „czegoś z niczego”. Farbowały pieluchy i szyły z nich spódnice, dekatyzowały dżinsy w wybielaczu, robiły oryginalne swetry z wełny z odzysku. Miała Pani dostęp do markowych ubrań?

K. F. Dokładnie tak wtedy było – wszystko działo się za sprawą rękodzieła, przetworzeń – to było bardzo kreatywne: naturalnie farbowałam tkaniny, żeby uzyskać tonujące kolory, zszywałam poszczególne fragmenty materiałów, żeby mieć t-shirt w pasy lub zwijałam jedwab, aby osiągnąć efekt pogniecenia, swetry oversize robiłam sama na drutach, łacząc różne rodzaje wełny i skórę… Jedynie „markowe” musiały być dżinsy i szpilki oraz espadryle. Myślę, że świetnie się wtedy ubierałyśmy. Poza tym miałam superfigurę i wówczas niewiele potrzeba było, by dobrze wyglądać ! Tak naprawdę wystarczy dobre samopoczucie, wyobraźnia i trochę dystansu.

I. K.
Wielu naszych czytelników właśnie od marzeń o lepszym życiu zaczyna zmieniać swoje życie i emigruje do Wielkiej Brytanii. Tutaj, na Wyspach, różnie nam się układa, jedni z nas borykają się z tęsknotą za krajem, brakiem znajomości języka, wyobcowaniem –  inni doskonale aklimatyzują się w nowym miejscu: studiują, pracują na wysokich stanowiskach, spełniają swój „London Dream”. Pani również mieszkała zagranicą. Jak Pani wspomina ten czas? Za kim i za czym Pani wtedy tęskniła?

K. F.
Zawsze wychodziłam z założenia, że warto próbować. Pociąga mnie nieznane, dlatego pewnie  „rzucało” mnie po świecie, ale gdzieś była to ucieczka od szarej Polski, jaką znałam z dzieciństwa, może też do pewnego stopnia ucieczka od samej siebie… jak moje bohaterki… To były czasy eksperymentów i nie żałuję jednej sekundy, nawet jeśli pojawiały się dramaty.
Jeśli nie spróbujesz, nie poznasz. Jeśli nie poznasz, pozostaniesz w tęsknocie za tym, czego nie poznałeś.

I. K. Często bywa Pani w Londynie?

K. F. Chciałabym bywać częściej, ale jakoś się nie zdarza… Więcej związków mam z Paryżem.
Ale tym razem to niezwykła okazja –  premiera polskiego filmu YUMA w Londynie i na Wyspach – to absolutny precedens!

I. K. Które z miejsc Pani najczęściej i najchętniej odwiedza, kiedy jest Pani na Wyspach?

K. F. Londyn jest fascynującym miejscem! Czasem żałuję, że moje życie nie ułożyło się inaczej – moja rodzina jest bardzo związana z Anglią, ale teraz jest już za późno…

I. K. Nasi czytelnicy na pewno chcą się dowiedzieć czy będą mieć szansę spotkania z Panią podczas premiery filmu „YUMA” w Londynie.

K. F. Naturalnie – czekam na Was!!!

I. K. Dziękuję serdecznie za rozmowę.

 

fot.  Zuza Krajewska Bartek Wieczorek

 

author-avatar

Przeczytaj również

Trwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieOrędzie Karola III na Wielki Czwartek – czym jest Royal Maundy?Orędzie Karola III na Wielki Czwartek – czym jest Royal Maundy?Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Dieta na Wielkanoc. Jak uniknąć dodatkowych kilogramów?Dieta na Wielkanoc. Jak uniknąć dodatkowych kilogramów?Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wody
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj