Życie w UK

Gorączka świątecznej nocy

Że wysoka gorączka to zasadniczo groźna rzecz, powie nam każdy lekarz. Człowiek w takim stanie potrafi bredzić, ma omamy, dostaje dreszczy i generalnie zachowuje się średnio racjonalnie.

Gorączka świątecznej nocy

Jednak czyż nie inaczej dzieje się ze zdrowym osobnikiem, któremu – wraz ze zbliżającymi się Świętami – udziela się coraz większe rozgorączkowanie? A wszystko rozpoczyna się niewinnie: zaraz po Święcie Dyni, witryny sklepowe „dyskretnie“ zaczynają przypominać nam o obowiązku nabycia prezentów. Początkowo je ignorujemy, skupiając się na podziwianiu wyszukanych wystrojów ulic lub mieszkań sąsiadów. Po jakimś czasie zauważymy jednak, że czas płynął cały czas, a my w tyle! I wtedy wpadamy w stan podgorączkowy: jak przystało na rasowych shoppersów, ruszamy do boju. Niestety, wtedy dopadają nas pierwsze omamy: mylimy np. sklep spożywczy z meblowym i do Ikei lecimy jak po świeże bułeczki. I dziwić się potem, że stojący z boku Hindusi gadają „chyba meble im się pokończyły“.
Po szaleństwach sklepowych, przychodzi czas na te porządkowe. Na samą myśl o myciu okien na mrozie i trzepaniu dywanów na śniegu dostajemy zimnych dreszczy, nie mamy jednak innego wyjścia, jako że gro polskich gospodyń za punkt honoru stawia sobie mieć odwaloną chatę na błysk. W międzyczasie dowiadujemy się, że wujek Janek kupił dla naszego potomka Playstation, więc nam jego córce nie wypada kupić nic tańszego. To zwykle w takim momencie zaczynamy bredzić, cytuję: „co on, zwariował?“. No i wreszcie gotowanie… Mówi się, że dwanaście potraw to gwarancja tradycyjnych świąt, ale i gwarancja ugrzęźnięcia w kuchni na amen. No ale „czym chata bogata…“. Dlatego niewykluczone, że bicie karpia i kręcenie do białego rana kolejnego farszu doprowadzi nas do białej gorączki. Być może zaczniemy wtedy zazdrościć brytyjskiej gospodyni, dla której szczytem kulinarnej dumy będzie podanie na świąteczny stół odgrzanych w mikrofali mrożonych kiełbasek z Icelandu.

A gdy już narobimy żarcia do rozdarcia, gdy wreszcie zasiądziemy półprzytomni do wigilijnego stołu, a temperatura przygotowań spadnie jak po podwójnej aspirynie, przystąpimy kontenci do trzydniowego maratonu. Większość nazwie go Bożym Narodzeniem, choć w rzeczywistości będzie raczej „Bożym Się Nażreniem“. Padną też wtedy jedne z najpiękniejszych wyznań wiary („Jezusmaria, ale się obżarłem!“). Co nas wtedy „rozerwie“? Ano powtórka jakiegoś telewizyjnego hitu. Ot, np. tego z Johnem Travoltą i BeeGeesami. Zgodnym chórem zachwycimy się autentycznym rozgorączkowaniem bohaterów słynnej „Gorączki“, tak wyczekujących upragnionego weekendu – dla nich świętego. „Ach, gdybyśmy tylko mogli cieszyć się naszym świętem tak jak oni…“ – westchniemy, oczywiście tylko w duchu. Może więc warto – w oczekiwaniu na nasze święto – zainfekować się nie kurzem za lodówką, a pełnią radości z bycia razem? Może warto przypomnieć sobie co to NAPRAWDĘ znaczy wyczekiwać swego święta?

Jacek Wąsowicz 
 

author-avatar

Przeczytaj również

Rząd UK wstrzyma się od dalszego podnoszenia płacy minimalnej?Rząd UK wstrzyma się od dalszego podnoszenia płacy minimalnej?Nosowska w UK – ikona polskiej muzyka zagra koncerty w Londynie i ManchesterzeNosowska w UK – ikona polskiej muzyka zagra koncerty w Londynie i ManchesterzeEkopisanki – naturalne i domowe sposoby barwienia jajekEkopisanki – naturalne i domowe sposoby barwienia jajekHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniu
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj