Styl życia

“Gdzie jest narzeczony sąsiadki” (cz. 99)

Tajemniczy rytuał Pakistańczyków. Kuzyn zdobywcy Mount Everestu. Biedni emeryci do Nepalu. Yeti istnieje naprawdę. Wszyscy jesteśmy krewnymi Viktorii.

 

 
Dziwny jest ten Ahmed, podobnie zresztą jak ja – najpierw nie zostawiał na mojej sąsiadce suchej nitki, a teraz wyraża się o niej w samych superlatywach. Tyle, że ja zmieniłem opinię, kiedy miałem już więcej danych na jej temat, a on dopiero wtedy, kiedy zobaczył, że ja chwalę Węgierkę.
Wieczorem zapukała do mnie, bo internet przestał jej działać. Próbowałem coś z tym zrobić, ale ponieważ jestem informatycznym analfabetą wezwałem posiłki w postaci brata. Zjawił się szybko i równie szybko naprawił. Victoria siedziała prawie dwie godziny i nawet pozwoliła sobie zrobić zdjęcia. Jej narzeczony nie pokazuje się już od tygodnia, czyżby już całkowity rozkład pożycia narzeczeńskiego?
 
* * *
Zauważyłem, że od pewnego czasu przed pokojem, w którym mieszka Omar wraz Ahmedem i jeszcze jakimś facetem, stoją trzy pary butów. Co w tym dziwnego? Niby nic, ludzie bardzo często zostawiają obuwie przed drzwiami. Zawsze są rozrzucone po korytarzu i trudno przejść na górę, żeby się o nie nie potknąć. Ostatni mieli ramadan, więc myślałem, że zostawianie butów przed mieszkaniem, to jakiś rytuał mający z tym związek. Ale ramadan się skończył a buty nadal walały się po korytarzu. Pewnego dnia w korytarzu spaliła się żarówka i na efekty nie trzeba było długo czekać. Jak tylko nastały ciemności usłyszałem piekielny łomot i zaraz po nim kolejny. Nie miałem wątpliwości, co było przyczyną tego łomotu – buty rozrzucone po korytarzu. Wziąłem z pokoju latarkę i zszedłem piętro niżej. Leżały tam jakieś skłębione ciała, z których wydobywały się słowa w nieznanym mi języku, ale – sądząc z tonu – pełne bólu. Byli to Gessan, Syryjczyk, oraz jego współlokator z Pakistanu, ten który swego czasu udawał, że ma świńską grypę, nieco dalej leżał jakiś potłuczony talerz, sztućce, garnek i resztki jedzenia. Pomogłem podnieść się ofiarom wypadku, a później ruszyłem do sklepu. Na zmianie akurat był Ahmed, więc powiedziałem mu, że szanuję wszelkie tradycje, ale czy wymagają one rozrzucania obuwia na szlakach komunikacyjnych, do których należy również korytarz. Ahmed się zdziwił, więc zapytałem go, czy Allach lubi, gdy ludzie i to na dodatek jego współwyznawcy przewracają się na butach? Załapał i natychmiast wyjaśnił, że to żaden obrzęd religijny, lecz względy praktyczne – kupili sobie dywan do pokoju i nie chcą go brudzić, stąd to zdejmowanie butów. I tak przez jakiś czas zapewne zostanie.

 

 * * *
Od czasu, kiedy na parterze zamieszkało małżeństwo z Nepalu, kuchnia jest bez przerwy zajęta. Drażni mnie, to nieco, bo nie mogę z niej korzystać, z drugiej jednak strony ci ludzie są tak mili, że cała złość mi przechodzi, kiedy zaczynam z nimi rozmawiać. Oboje pochodzą z Katmandu, czyli stolicy Nepalu i oboje pochodzą z plemienia Szerpów. Rozsławił owo plemię Tenzing Norgay, który towarzyszył Edmondowi Hillary\’ emu w jego wyprawie na szczyt Mount Everestu. Pierwszej udanej wyprawie. I oto proszę jak rewelacja – „mój” Nepalczyk jest spokrewniony z Tenzingiem i to całkiem blisko, bo przez babkę, która była kuzynką Tenzinga. Początkowo myślałem, że zmyśla, ale opowiadał o tym z przekonaniem, a wszystko brzmiało naprawdę wiarygodnie. Nepalczyk ma na imię Orgat, a jego żona… zapomniałem. Ciekaw byłem ile trwa podróż do Nepalu, a dokładniej lot, Sądziłem, że kilkanaście godzin, tymczasem okazuje się, że 10 i to z przesiadką, albo w Delhi, albo w Abu Dhabi. A cena? To naprawdę nie do wiary – 120 funtów, czyli mniej więcej tyle, ile trzeba zapłacić średnio za lot do Polski tanimi liniami lotniczymi. Kiedyś, kiedy Katmandu było mekką hipisów z całego świata marzyłem o tym, żeby się tam znaleźć i otrzeć się na którejś z uliczek o Lennona, Harissona, czy Townshenda, ale w latach 60. 70, to dla przeciętnego Polaka było tak nierealne jak spotkanie yeti. O właśnie, nie mogłem nie zagadnąć Orgata, o „człowieka śniegu”, czyli yeti. Zarówno dla niego, jak i jego pobratymców to fakt, żadne tam fantazje. Wielu Szerpów zapuszczających się w wyższe partie Himalajów go widziało i jego istnienie jest to dla nich „oczywistą oczywistością”, tak jak to, że wszystkie wielkie szczyty tamże, są bóstwami.
Nepal, to kraj bardzo biedny – 220 dolarów, to roczny dochód na głowę mieszkańca, dzięki czemu jest to prawdziwy raj dla turystów. Pokój w dobrym hotelu z całodziennym wyżywieniem, to wydatek nieco ponad sześciu dolarów, bez wyżywienia trzy dolary. Ale jak mówił Orgat, można przenocować w salach kilkuosobowych, w przyzwoitych warunkach nawet za 30 centów! Jakby się ktoś uparł, to za 1000 funtów mógłby przeżyć tam cały rok. Według Orgata całkiem sporo europejskich emerytów, głównie Anglików mieszka sobie w Katmandu, bo wychodzi to znacznie taniej niż w ojczyźnie. Trzeba będzie, to rozważyć. – Daj mi znać, jak będziesz się wybierał – zatrzymał mnie Orgat kiedy już wychodziłem z kuchni. – Polecę z tobą!
* * *
Oglądając polską telewizję, można odnieść wrażenie, że trwają jakieś wielkie zawody w patriotyzmie. Politycy prężąc się przed kamerami na wyścigi dowalają Rosji, kto mocniej, kto ostrzej. Tymczasem Polacy, nic sobie z tego nie robią, bo sondaże pokazują, że 80 procent obywateli naszego kraju pragnie dobrych stosunków ze swoim wschodnim sąsiadem i tyle samo darzy Rosjan sympatią.
Włączam telewizor, a tu: „17 września 1939 roku Związek Sowiecki….” itd. Za godzinę kolejny program, który zaczyna się tak samo. Od rocznicy napaści ZSRR na Polskę minęło już ładnych kilka dni, a w telewizorze nadal o tym samym i tak samo. Naprawdę trudno uwierzyć, że politykom i mediom chodzi tylko o uczczenie ofiar tamtych dni. Jakżeż inaczej wyglądają obchody ważnych rocznic, choćby tu w Wielkiej Brytanii. A są obchodzone nieraz z wielką pompą, ale nigdy za długo, zawsze elegancko, bez przepychanek, bez lamentów, tak, jak właśnie być powinno.
 * * *
O tym, że jestem w ósmej części Węgrem już pisałem, ale o tym, że Słowianie, w tym – rzecz jasna – również Polacy – nie. A okazuje się, że to prawda. Okazuje się, że mamy wspólne geny, że mieliśmy wspólnych przodków, tak przynajmniej stwierdzili uczeni po przeprowadzeniu badań z użyciem najnowszych metod. No dobrze, a co w takim razie stało się z językiem węgierskim? Dlaczego nie przypomina nie tylko słowiańskiego, ale żadnego, nawet fińskiego, choć zakwalifikowano go do grupy ugrofińskiej.
Wczoraj zaprosiłem Viktorię na herbatę i okazało się, że zna całkiem sporo słów i zwrotów po polsku.
Dwa lub trzy tygodnie temu Sławek „Satelita” powiedział mi, że Węgierka powiedziała do niego po polsku: „dziękuję”, kiedy przepuścił ją na schodach. Nie uwierzyłem mu oczywiście, bo niby skąd moja sąsiadka miałaby znać polski? Nieraz ją przepuszczałem i zawsze dziękowała mi po angielsku.
Teraz nie miałem już wątpliwości: „proszę”, „przepraszam”, „dziękuję”, „dzień dobry”, „dobry wieczór” itd. i wymawiała to bardzo czysto i bez akcentu. A ja co, tylko: „lengyel” (polski) , „magyar” (węgierski) i „nem tudom” (nie rozumiem). Viktoria próbowała wbić mi do łba parę użytecznych i popularnych zwrotów, ale żaden z nich nie utrzymał się w moich zwojach zbyt długo. Oczywiście nie omieszkałem się zapytać, skąd zna te polskie słowa? Ano pracowała kiedyś z Polką.
Zaproponowałem herbatę i nadal wiedliśmy rozmowy, głównie na tematy węgierskie i odgrzebując w pamięci różne związki Polski i Węgier z przeszłości sam się dziwiłem, jak wiele wspólnego mają ze sobą nasze narody i jak bardzo się od siebie oddaliły. Miałem kiedyś kolegę Węgra, który nazywał się Peter Barna, poznałem go 1991 roku w Oksfordzie na Nuffield College, gdzie razem uczęszczaliśmy na jakieś zajęcia w ramach dziennikarskiego grantu. Zaprzyjaźniliśmy się. Odwiedziłem go później dwukrotnie w Budapeszcie, ale później straciłem z nim kontakt. Wtedy pracował w telewizji, jako komentator spraw międzynarodowych. Z głupia frant zapytałem Viktorię, czy słyszała o takim facecie? Czy słyszała? Ona go zna! Peter jest teraz profesorem na uniwersytecie w Budapeszcie, a kiedy Viktoria studiowała, to był jej wykładowcą. No proszę – kolejny zbieg okoliczności. Tam krewny Tenzinga, tu studentka mojego kumpla z Węgier. I oboje w tym samym domu!
Wypiła herbatę, była już późno, bo sporo północy.
– Jestem potwornie zmęczona, a muszę jeszcze posprzątać w pokoju, bo jutro przylatuje moja mama.
Choć nie miałem specjalnie ochoty zaoferowałem pomoc. Niestety skorzystała z mojej oferty, ale uprzedziła, że panuje u niej potworny bałagan. Odrzekłem, że u artystów (bo przecież chce studiować projektowanie mody), to normalne. Rzeczywiście, lekka stajnia Augiasza, ale po godzinie pokój był nie do poznania.
Matka przyleciała nazajutrz. Właśnie wchodziłem do pociągu, kiedy obie z niego wysiadały. Szczupła, dość zniszczona, niewysoka blondynka. Viktora zdążyła mnie jeszcze przedstawić, po czym zniknąłem we wnętrzu pociągu.
 
Cdn…
 
Janusz Młynarski
 

 

 

author-avatar

Przeczytaj również

Ekopisanki – naturalne i domowe sposoby barwienia jajekEkopisanki – naturalne i domowe sposoby barwienia jajekHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życie
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj