Styl życia

Felieton: Mundial w oparach gazu łzawiącego

Miliony, ba, miliardy miłośników futbolu jak co cztery lata ma znów mokro w majtkach. Doczekaliśmy się wszak kolejnego mundialu.

Felieton: Mundial w oparach gazu łzawiącego

Z racji swego organizacyjnego, a także finansowego rozpasania, bez cienia przesady imprezę można nazwać bachanaliami na miarę w sumie nie tak dawno zapoczątkowanego stulecia.

Stulecia wyrażającego się gigantycznym postępem, wymiernym oszałamiającą wprost ilością najwymyślniejszych elektronicznych technologii, tudzież szaleńczej pogoni za mamoną. Ranga tzw. czynnika ludzkiego powoli, acz systematycznie idzie w odstawkę.

Nigdy nie kryłem swego dość ambiwalentnego stosunku do dyscypliny sportu, która jest w stanie dokonać niejednokrotnie gigantycznego spustoszenia w sposobie myślenia nieprzebranych rzesz ludzkości, mimo swej porażającej wprost prostoty.

Wodą na młyn targających mną wątpliwości okazał się już mecz zaserwowany nam jako przystawka piłkarskiej uczty, czyli spotkanie otwarcia, w którym Brazylijczycy zmierzyli się z tym co najlepszego w futbolu ma światu do zaoferowania Chorwacja. Pierwszy mecz i od razu wielka wpadka.
Fred jak Fred Astaire

Arbiter z Kraju Kwitnącej Wiśni Yuichi Nishimura zadbał, by dać do ręki broń wszystkim oponentom utrzymującym, iż zmagania piłkarzy na boisku tak naprawdę pozbawione są większego sensu. Jedno dmuchnięcie w gwizdek potrafi z gracją słonia w składzie porcelany rozwalić cały misterny plan gry.

Jeden dźwięk wydobyty z przedmiotu znajdującego się w otworze gębowym sędziego jest w stanie sprawić, że litry potu wydzielone przez organizmy piłkarzy na treningach, tudzież grach kontrolnych, także kwoty liczone w setkach milionów, a wyrażane w najrozmaitszych walutach świata, wędrują na śmietnik.

Potomek samurajów był mianowicie łaskaw nabrać się na aktorski gest piłkarza drużyny miejscowej niejakiego Freda.

Problem w tym, że Brazylijczyk zachował się niczym Fred Astaire na polu karnym rywali, co skutkowało omówionym wyżej wydaleniem z sędziowskich płuc stosownej dawki powietrza wprost w sędziowski atrybut generujący określone dźwięki…

Podyktowaną „jedenastkę” Neymar w sobie właściwym stylu zamienił na bramkę, dzięki której drużyna gospodarzy globalnych futbolowych bachanalii objęła prowadzenie w meczu.

Fanatyk futbolu mógłby wzruszyć ramionami i na odczepnego wspomnieć coś o powtarzalności sędziowskich wpadek, do których „był czas przywyknąć” – jak rzekłby z kolei niezapomniany Kargul. Ktoś kiedyś powiedział, że futbol jest grą błędów. Nie jestem jednak do końca pewien, czy chodziło mu o błędy sędziowskie. Problem w tym, że mamy XXI wiek.

Kamery towarzyszą nam na każdym kroku, niemal każdy nosi je już przy sobie – w nafaszerowanym elektroniką gadżecie zwanym nie wiedzieć czemu jeszcze telefonem.

Powtórkami ruchomych obrazów zapisanych przy pomocy kamer posiłkują się już niemal na co dzień rozjemcy prowadzący mecze siatkówki, tenisa, żużla. Gdyby nie spodenki, to dzięki nowoczesnym technologiom audiowizualnym można by zajrzeć i skontrolować, czy piłkarze nie mają hemoroidów.

Dlaczego zatem mocodawcy światowego futbolu spod znaku FIFA jak diabeł święconej wody bronią się przed dopuszczeniem werdyktu na podstawie telewizyjnych replayów? Bóg raczy wiedzieć.

Na okoliczność tej edycji mundialu, nie bez medialnego szumu, pyszniono się wprowadzeniem systemu goal-line technology, który nie pozwoli przeoczyć przekroczenia przez piłkę linii wyrysowanej na murawie za plecami bramkarza.

Steve Wonder z pewnością ucieszyłby się z tej innowacji. Jednak żaden, nawet najbardziej wyrafinowany elektroniczny produkt ludzkiego geniuszu nie jest w stanie… naprawić ludzkiego błędu.

Cóż by się stało, gdyby w najbardziej drastycznych sytuacjach sędzia piłkarski miał prawo posiłkować się zapisem kamery?

Argument o stracie czasu i wydłużeniu meczu nie wytrzymuje krytyki. Powtórki winny być obowiązkowe li tylko w sytuacjach naprawdę ekstremalnych, mających bezpośredni wpływ na wynik meczu. Tak właśnie jak to miało miejsce podczas meczu Brazylia – Chorwacja.
Brazylia musi wygrać?

Zwykło się mawiać, że gospodarzom potrafią pomagać nawet ściany. To u licha dlaczego nie miałby tego zrobić sędzia Nishimura? Nie jestem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, ale nie zrobiłbym zdziwionej miny w obliczu daleko idącej pomocy udzielanej gospodarzom przez arbitrów.

Nikomu chyba nie trzeba szerzej opisywać atmosfery, jaka towarzyszy futbolowym bachanaliom zorganizowanym kosztem 15 miliardów dolarów.

Otwarcie mundialu toczyło się niejako w oparach gazu łzawiącego i przy świście gumowych kul wyrzucanych przez policyjne karabiny na okoliczność ulicznych protestów. Mundial odbywa się w kraju, gdzie miliony ludzi zamieszkuje dzielnice biedy.

Rozmiary przestępczości przerażają. Rocznie w całej Brazylii w wyniku przestępstw ginie około 50 tysięcy osób. W Sao Paulo w starciach z gangami każdego miesiąca żałoba dotyka rodziny około dziesięciu stróżów prawa.

Nic zatem dziwnego, że nad bezpiecznym przebiegiem mundialu czuwa w sumie ponad 170 tysięcy policjantów, żołnierzy oraz innego autoramentu ochroniarzy.

Dość powiedzieć, że według badań opinii publicznej przeprowadzonej tuż przed pierwszym kopnięciem piłki, sześćdziesiąt procent Brazylijczyków było przeciwnych organizacji mundialu w ich kraju. Kraju, gdzie obszary biedy powiększają się z roku na rok.

O skali przestępczości niech świadczy fakt, że na krótko przed rozpoczęciem mistrzostw, Edinho syn „króla futbolu” Pelego został skazany na 33 lata pobytu w więzieniu, a to dlatego iż był szychą w organizacji przestępczej parającej się handlem narkotykami i porwaniami dla okupu.

Nie trzeba mieć wybujałej wyobraźni, by zgadnąć, co może się wydarzyć, gdyby drużyna gospodarzy poniosła klęskę w konfrontacji w innymi drużynami światowej elity tego sportu.

Pamiętajmy, że już za dwa lata w Brazylii mają się odbyć letnie Igrzyska Olimpijskie. Jeszcze nigdy w dziejach sportu ery nowożytnej żaden kraj w tak minimalnym odstępie czasu nie organizował dwóch największych i zarazem najdroższych imprez!

Pewnym usprawiedliwieniem kiepskiej dyspozycji sędziego Nishimury niech będzie fakt, że w swej karierze w ramach sędziowskiej wymiany kilka razy rozstrzygał podczas meczów polskiej ekstraklasy (z nazwy rzecz jasna, z nazwy!).

Cóż, jest coś w porzekadle: z kim przystajesz – takim się stajesz. Zresztą niech pan arbiter sam sobie szuka wymówek. A poza tym futbol jest bez sensu!

 

author-avatar

Przeczytaj również

Awantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiAwantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęć
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj