Życie w UK

Felieton: Afera „Golgotagate”, czyli kto jest większością w Polsce

Już od wielu sejmowych kadencji, polska polityka jest nie tyle troską o gospodarkę Polski oraz bezpieczeństwo Polaka, co strażnicą jego moralności.

Felieton: Afera „Golgotagate”, czyli kto jest większością w Polsce

Ale tak jest i tak będzie dopóty, dopóki istniał będzie związek polityki z tzw. wartościami chrześcijańskimi – rozumianymi tak, jak rozumieją je nasi politycy.

Przypomnijmy: kontrowersyjne przedstawienie „Golgota Picnic” miało zawitać na scenę Festiwalu Malta. Wkrótce jednak prezydent Poznania wyraził swe obawy o „bezpieczeństwo oraz zniszczenie mienia”.

Dlaczego? Gdyż na scenę wkroczył inny poznański „polityk”, arcybiskup Gądecki, oświadczając, że spektakl jest „bluźnierczy”, oraz że „ordynarnie wyśmiewa największą świętość Chrześcijan”.

Arcypolitykowi wnet w sukurs przyszło kilka klubów łysego kibica, znanych ze swych na wskroś chrześcijańskich metod działania.

Summa summarum, przedstawienie z afisza zdjęto, a także nie dopatrzono się żadnych autopodobieństw do muzułmańskich fundamentalistów, zakazujących np. wystawiania antyislamskich przedstawień oraz rzucających fatwę na co bardziej krewkich bluźnierców przeciwko Allahowi.

Otóż podobieństw nie stwierdzono, a jeśli Ty, Drogi Czytelniku, sądzisz inaczej, to każdy porządny Polak (tj. narodowiec lub ultrakatolik) objaśni Cię, żeś albo lewak, albo genderysta, albo judeopolonus – tak czy siak: antypatriota.

Oburzony polski Katolik na news odwołania antykatolickiego spektaklu oczywiście oddycha z ulgą, bo tym razem go nie obrażą. Zresztą, jakby co, on w zanadrzu ma koronny argument, niezmienny od lat: „Polska to kraj katolicki”. I basta.

Skoro zaś katolicki, to poznański festiwal (finansowany z budżetu państwa) nie może pokazywać czegoś, co stoi w sprzeczności z „tradycyjnymi wartościami” uznawanymi przez „zdecydowaną większość społeczeństwa”.

Argument to niby trzeźwy i logiczny, w praktyce jednak przepięknie swatający świat polityki ze światopoglądem „no przecież jestem w większości, no przecież jestem u siebie”.

W efekcie, według polskiego polityka to normalka, że polityk (czyli on sam) musi być religijnie określony, z kolei dla polskiego wyborcy to normalka wybierać nie między najrozsądniejszymi programami gospodarczymi, a najzgrabniej opakowanymi gniotami gospodarczo-światopoglądowymi.

Co było pierwsze: czy polityk, robiący pod siebie jak kura pazurem, czy wyborca, robiony w jajo – sami już nie wiemy, bo nie wie tego nawet cały sztab mądrych socjologów.

Jedno co wiemy na pewno, to to, że Polak coraz częściej idzie do urn oddać głos nie tyle za kimś, co przeciw komuś („PO, bo PiS za bardzo kościelny”, lub „PiS, bo PO za mało katolickie”). A jeśli i ta taktyka Polakowi się nudzi, na wybory nie idzie wcale.

W efekcie, rządzącej obecnie CAŁĄ POLSKĄ koalicji potrzeba było głosów od ledwo ponad 20% ogółu uprawnionych. Wynik o tyle smutny, że prawdziwy. Ale to właśnie dlatego tak się u nas politykuje (patrz np. afera „Taśmagate”).

Można by wręcz rzec, że „tak się politykuje, jak społeczeństwo pozwala”. Jak widzisz, Drogi Czytelniku, argument o „katolickiej większości” powraca jak bumerang już od lat. Tymczasem pod tezą „Polska to kraj katolicki” kryje się wiele niejasności.

Są one często, zbyt często, wykorzystywane do przetargów religijnych, ale również – co gorsza – przetargów politycznych. Dlatego widzę palącą potrzebę, by kwestię tę ostatecznie wyjaśnić. Jest tylko jeden na to sposób: referendum.

Ogólnonarodowe referendum, sprawdzające czy rzeczywiście większość z nas chce, by polityką rządziły tzw. chrześcijańskie wartości (oczywiście pojmowane tak, jak pojmują je obecni politycy). Czy Polsce rzeczywiście potrzeba konkordatu?

Z punktu widzenia konstytucji, został on ratyfikowany wbrew wszelkiemu prawu, warto by więc usłyszeć co na to społeczeństwo. Jeśli na pytanie „Komu służy konkordat?”, odpowie „NAM” – wszystko okej.

Jeśli jednak odpowie „KOMUŚ INNEMU” – wierzę wtedy, że na polskiej scenie politycznej znajdą się ludzie, zupełnie nowe twarze, które do dokonania naprawdę palących zmian w konstytucji (a i w okolicznych ustawach również) poczują za sobą realną siłę wyborczą, a więc i moc sprawczą.

I to na te osoby, może już za kilka lat, przeciętny rodak-wyborca będzie mógł z czystym sumieniem oddać głos, uwalniając się wreszcie od konieczności wyboru „mniejszego zła”.

Przeprowadzenie takiego referendum leży w interesie tak „wierzących inaczej”, jak i samych Katolików. Skoro jedni mają drugim wiele do udowodnienia – niech sobie wreszcie udowodnią.

Niech to zrobią jak najszybciej, gdyż polska racja stanu wymaga, by obecnie nieaktywni wyborcy zdali sobie sprawę ze swej potęgi, a także (i to przede wszystkim) zrozumieli prawdziwe powody swojej wyborczej nieaktywności – a widać coraz wyraźniej, że to właśnie nietrafione swatanie gospodarki z religią sprawia im najwięcej moralnych – a więc i wyborczych – dylematów. To co – referendum?

Przeczytaj również

To tu w UK najemcy mają największe szanse na mieszkanie w nieodpowiednich warunkachTo tu w UK najemcy mają największe szanse na mieszkanie w nieodpowiednich warunkachBanksy stworzył nowy mural w Londynie? Fani nie mają wątpliwościBanksy stworzył nowy mural w Londynie? Fani nie mają wątpliwościPopulacja Londynu bije nowe rekordy. Ile wynosi?Populacja Londynu bije nowe rekordy. Ile wynosi?Szef DNB mówi o “społecznych kosztach” zatrudniania imigrantów w HolandiiSzef DNB mówi o “społecznych kosztach” zatrudniania imigrantów w HolandiiBariery językowe przyczyną błędnych diagnoz lekarzyBariery językowe przyczyną błędnych diagnoz lekarzyBlisko 7 mln ludzi w UK ma kłopoty finansoweBlisko 7 mln ludzi w UK ma kłopoty finansowe
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj