Życie w UK

Epidemia na Wyspach

Brytyjczycy mówią na to „winter vomiting bug”, czyli „zimowy wirus powodujący wymioty”, Polacy – „grypa żołądkowa”. Jedni
i drudzy chorują tak samo: wymiotują, mają biegunkę, praktycznie nie wychodzą z ubikacji. Na Wyspach mówi się o epidemii tej choroby.

 

 
Brytyjczycy mówią na to „winter vomiting bug”, czyli „zimowy wirus powodujący wymioty”, Polacy – „grypa żołądkowa”. Jedni
i drudzy chorują tak samo: wymiotują, mają biegunkę, praktycznie nie wychodzą z ubikacji. Na Wyspach mówi się o epidemii tej choroby.
 
Lekarze w Wielkiej Brytanii twierdzą, że każdego tygodnia ponad 100 tysięcy osób łapie wirus fachowo nazywany „norovirusem”. Typowe objawy to nagły atak wymiotów i biegunka. Później pojawiają się gorączka, bóle głowy, skurcze kończyn i odwodnienie. Do tego dochodzi ogólne wycieńczenie. Bardzo łatwo się nim zarazić. – Wymiotowałem w nocy, ale pomyślałem sobie, że to zwykłe zatrucie, więc rano zwlokłem się do pracy. Nie doszedłem jednak nawet do przystanku. Musiałem wrócić biegiem do domu – opowiada Grzegorz, który właśnie przeszedł tę chorobę.
 
Siedzieć w domu i pić
Objawy grypy żołądkowej mogą się utrzymywać od jednego do trzech dni. – Mnie nie odpuszczało przez dwie doby – opowiada Grzegorz. – Wymiotowałem no i nie wychodziłem z ubikacji – przyznaje. – Nawet jeśli objawy ustąpią – alarmuje Królewskie Kolegium Lekarzy Pierwszego Kontaktu (the Royal College of GPs) – powinno się zostać w domu przez kolejne dwa dni, by nie roznosić wirusa. Niewielu jednak stosuje się do tego zalecenia, bo ludzie – co oczywiste – chcą jak najszybciej wrócić do pracy. Brytyjscy lekarze odradzają też zgłaszanie się do szpitali i przychodni, bo tam nie tylko niewiele mogą zrobić dla chorego, a na dodatek może on tylko przyczynić się do rozwoju obecnej już w szpitalach epidemii choroby. Chorzy na „winter vomiting bug”, jak radzą lekarze, powinni przebywać w domu, myć często ręce i przyjmować bardzo dużo płynów. Ręce – choć powinno być to oczywiste – trzeba myć przede wszystkim po wyjściu z toalety. Królewskie Kolegium Lekarzy Pierwszego Kontaktu zaleca także w tej sytuacji wspomaganie się paracetamolem. Nie polecają go jednak polscy lekarze. – Moim pacjentom chorym na grypę żołądkową zalecam probiotyki zawierające fizjologiczną florę jelitową, które można kupić w aptece bez recepty. Podobną rolę pełnią jogurty z żywymi kulturami bakterii – wyjaśnia doktor Alicja Tomkowicz z jednej z warszawskich przychodni. 
„Norovirusem” może zarazić się każdy. Grypa żołądkowa nie jest niebezpieczna, jednak w przypadku bardzo małych dzieci, jak i osób w starszym wieku, istnieje ryzyko komplikacji na skutek odwodnienia, do którego dochodzi w przebiegu choroby. Zarazić można się nie tylko przebywając w towarzystwie osoby chorej, ale także spożywając zakażone pokarmy czy napoje. – Ja zjadłem klopsiki z hipermarketu na kolację i jeszcze tej samej nocy zacząłem wymiotować. Natomiast moja współlokatorka, która jadła je razem ze mną, jest zdrowa jak ryba – opowiada Grzegorz, który wciąż dochodzi do siebie po ataku choroby. – Nadal bolą mnie wszystkie wnętrzności. Czuję się tak, jakby mnie ktoś pobił – dodaje.
 
Polak leczy się sam
Epidemia grypy żołądkowej szaleje przede wszystkim w miejscach półzamkniętych, takich jak szpitale, domy opieki czy szkoły. Na jej rozprzestrzenianie się narażone są także biura o otwartym planie. Z tego właśnie powodu w ostatnich dniach, jak informuje BBC, co najmniej 56 oddziałów w szpitalach w Anglii i Walii zostało zamkniętych. Jednak zdaniem Alex Baker z biura prasowego Agencji Ochrony Zdrowia (Health Protection Agency) nie można mówić o epidemii, bo grypa żołądkowa szerzy się na Wyspach każdej zimy. Tymczasem na stronie internetowej tejże organizacji www.hpa.org.uk można przeczytać, że w tym roku liczba zachorowań jest dwukrotnie wyższa niż w zeszłym. Atak choroby odnotowano na przykład w londyńskim centrum medycznym przy Ollgar Close w okolicach Shepherds Bush. – Chorują przede wszystkim dzieci – mówi recepcjonistka centrum, która nie chce podać swojego imienia. Tymczasem wzrostu liczby pacjentów czy wizyt domowych nie odnotowały prywatne polskie przychodnie. – Nie oznacza to, że Polacy nie chorują. Polak idzie do lekarza dopiero wtedy, gdy jest półżywy – wyjaśnia Janusz Wysocki, menedżer Polskiej Prywatnej Przychodni Lekarskiej, która ma swoje oddziały w zachodnim i wschodnim Londynie. – A przyjść warto, bo nie ma jak polscy specjaliści – przekonuje. Jednak zamiast wydać około 50 funtów na prywatną wizytę, Polacy najczęściej wolą leczyć się sami.
Zdaniem niektórych, zamiast o epidemii powinno się mówić o zbiorowej symulacji. Brytyjczycy, którym po świętach nie chce się wracać do pracy, dzwonią do pracodawcy skarżąc się, że złapali „winter vomiting bug”. Jednak zamiast do toalety udają się na noworoczne wyprzedaże.
 
Magda Qandil
 
author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj