Życie w UK
Czy wreszcie nam się uda przedświąteczny plan nicnierobienia?
Znowu – jak co roku o tej samej porze – ten sam życiowy rozgardiasz. Okres przedświąteczny. Nerwówka, całodobowy sprzątanioholizm, zakupoholizm, harówka, brak snu. Kłótnie rodzinne o to kto powinien sprzątać kuchnię, kto umyć lustro w łazience, a kto iść na wigilijne zakupy.
Przepychanki w sklepach. Nerwówka. Szał. Stres. Wysokie ceny przeplatane z bożonarodzeniowymi promocjami. Zmęczenie. Wielkie przedświąteczne zmęczenie, przekładające się na beznadziejny humor, którego nie poprawi nawet wizja wymarzonego prezentu, który może się znaleźć pod choinką.
No właśnie – prezenty… Skąd ja mam wiedzieć, co kogo ucieszy? Jak bardzo muszę wysilać swoją nadwyrężoną mózgownicę, żeby ktoś się nie obraził odwijając kolorowe sreberka – że wcale nie o to chodziło, że nie tego chciał, że jak mogłam dać komuś zegarek, skoro ten ktoś właśnie chciał wiertarkę Boscha? No cóż, jak polskie świat mają być tradycyjne, to muszą być tez tradycyjnie nerwowe.
Czyż nie? Ale ja taka głupia już nigdy nie będę – postanowiłam sobie to, kiedy na ostatnich nogach, konając niemal z przepracowania myłam, wycierałam, i polerowałam srebrne sztućce po zeszłorocznej Wigilii. Wtedy to właśnie, w tej wiekopomnej chwili postanowiłam – dość z tradycją zarzynania się rok w rok przed każdymi świętami. Okażę się świetną organizatorką i wszyscy goście, współlokatorzy będą mi chodzić jak w zegarku. Nawet zmuszę własnym sprytem naszego landlorda, żeby sam umajał nasz dom lampkami i świętą rodziną z plastiku.
Żeby słowa przekuć w czyny każdej z moich współlokatorek wysłałam SMS w ostatni weekend. Brzmiał on mniej więcej tak: „Jutro zapraszam na przedświąteczne zebranie lokatorskie, gdzie rozdzielimy obowiązki związane z Wigilią. Zbiórka w salonie o 20.00”. Monika nie mogła – odpisała, że chętnie, ale ma dyżur w szpitalu, w którym pracuje.
Baśka wysłała wiadomość, że też bardzo chętnie, ale już jest umówiona na kolację z Michałem i że może innym razem. Zośka była jeszcze bardziej chętna, żeby omówić plan przedświątecznego sprzątania i sprawunków, tyle tylko, że straszna migrena właśnie dzisiaj nie dała jej – biduli – żyć. A niech mnie! A to spryciule! Ale ja tak łatwo się nie poddam, o, nie, nie tym razem!
Ponowiłam więc zaproszenie przez SMS i przesunęłam datę. I wiecie co? Znowu to samo: jedną boli głowa, druga ma wizytę u lekarza, a trzecia gorączkę. Skoro tak – postanowiłam ostentacyjnie nie zauważać, że zbliżają się Święta. Nie robię więc nic. Po pracy wzięłam z całą premedytacją książkę i położyłam się na sofie w salonie. Zagłębiając się w lekturę dostrzegłam, że kredens ma strasznie brudne szybki, a po bokach brudne ślady po „nutelli”. Jakoś nie mogłam się skupić.
Popatrywałam na te szyby i na te brązowe, tłuste plamki i zamiast wejść w akcję czytanego kryminału – zaczęłam się zastanawiać, czy płyn do mycia szyb już się skończył i czy te plamy zejdą zwykłą wodą. „A niech sobie to będzie takie brudne, skoro nikt nie chce mi pomóc w przedświątecznych porządkach – niech te plamy na kredensie przypominają w Święta o plamach na honorze moich współlokatorek”- mruczałam do siebie.
Ale przypomniałam sobie, że takie plamki najlepiej jednak schodzą pod wpływem działania sody oczyszczonej. A niech tam – sprawdzę, czy dobrze pamiętam rady mojej mamy. Kiedy wstałam z kanapy, uzbroiłam się w sodę, szmatki, płyny – nie zasnęłam już do rana. Kiedy o 5.00 położyłam głowę na poduszce – cały dom lśnił jak na widokówce po obróbce photoshopem… Moje współlokatorki powinny wykładać chyba psychologię na uniwersytecie – świetnie mnie znają…
Chcesz dowiedzieć się więcej? Wejdź na LAJT (lajt.co.uk)
Chcesz poznać więcej tajemnic gwiazd? Chciałbyś schudnąć, a nie wiesz jak się do tego zabrać? Najnowsze trendy, plotki, romanse, skandale, skuteczne diety, rozrywka tylko na LAJT (lajt.co.uk)