Życie w UK

„Czy w UK jest dość zmywaków, by nas pomieścić?” – Polak z Wysp obala mity o imigrantach!

„Stereotyp Polaka na brytyjskim zmywaku jest już chyba mocniej zakorzeniony w Polsce, niż opinia polskich złodziei samochodów w Niemczech. Aż prosi się, żeby sprawdzić, czy jest w UK wystarczająco dużo zmywaków, by wszystkich nas pomieścić” – pisze Polak z UK, który po wieloletnim pobycie na Wyspach postanowił rozprawić się z nieprawdziwymi i często krzywdzącymi opiniami o imigracji i samych imigrantach.

„Czy w UK jest dość zmywaków, by nas pomieścić?” – Polak z Wysp obala mity o imigrantach!

Jego celne obserwacje, poczynione w ciągu dekady mieszkania w szkockim Inverness, dotyczą praktycznie każdego aspektu życia, który jest ważny dla osób osiedlających się w Wielkiej Brytanii.

Czy Wasze doświadczenia są podobne? Przeczytajcie jego tekst i zabierzcie głos – czekamy na Wasze komentarze!

„Jako że niedawno minął dzień, znaczący dziesięciolecie mojego pobytu w Wielkiej Brytanii, pora na małe podsumowanie i rozprawienie się z paroma mitami dotyczącymi emigrantów, powielanymi dość często zarówno tutaj jak i w Polsce.

Ponieważ od momentu przyjazdu osiadłem w Szkocji, która tak przypadła mi do gustu, że już nie miałem zamiaru rozglądać się za innym miejscem do życia, toteż większość moich spostrzeżeń będzie się odnosić do tej właśnie części UK.

Emigranci

Przyjeżdżając na wyspy miałem średnie wykształcenie i przeciętny angielski, a z powodu nieodbębnionej służby wojskowej nikłe szanse na znalezienie zatrudnienia w Polsce. Nie żebym jakoś straszliwie był przeciwny poborowi jako tako, ale forma w jakiej to się odbywało w niedofinansowanej polskiej armii, była dla mnie po prostu stratą czasu.

Ludzie, którzy wyjechali, to chyba całkowity przekrój polskiego społeczeństwa, każdego po trochu. Rozrzut wiekowy wyznaczają dzieci emigrantów, w wieku od zero lat wzwyż, po ludzi mających kilka lat do emerytury, choć i emeryci zajmujący się wnukami też się znajdą. Wykształcenie od podstawowego po wyższe. Każda opcja polityczna i środowiskowa, ludzie z tak zwanych dobrych domów i kryminogenna patologia. Ciężko byłoby wymyślić profil osoby której by się tu nie znalazło.

Wyjeżdżają z różnych powodów, po lepsze pieniądze, za karierą, kształcić się, uciekając przed wymiarem sprawiedliwości czy też w celu przeżycia przygody.

Przy takiej różnorodności nietrudno o taki sam wachlarz zachowań jak i w Polsce. Większość ludzi żyję po prostu normalnie, pracują, zakładają rodziny, zadomawiają się, są także odchyły od normy, te pozytywne jak odkrycie wśród emigrantów utalentowanego pianisty i te patologiczne jak rodzice, którzy zakatowali na śmierć swoje dziecko czy rodacy wyzyskujący swoich w niewolniczych obozach pracy. Jako iż lepiej sprzedają się te negatywne, więc to właśnie one częściej trafiają do mediów, zresztą tak jak na całym świecie.

Moim planem było popracować pięć lat, przeczekałbym wtedy wiek poborowy i coś tam odłożył na przyszłość. Najpierw moje plany pokrzyżował PiS, podnosząc wiek poboru do pięćdziesiątki, dzielni wojacy Lech i Jarosław stwierdzili, że nigdy nie jest za późno by pójść w kamasze. Potem PO postanowiło zawiesić zasadniczą służbę wojskową i właściwie mógłbym wracać, tylko po co. Po pięciu latach byłem już całkiem zadomowiony, a w Polsce tak naprawdę musiałbym zaczynać od nowa.

Praca

Stereotyp Polaka na brytyjskim zmywaku jest już chyba mocniej zakorzeniony w Polsce, niż opinia polskich złodziei samochodów w Niemczech. Aż prosi się, żeby sprawdzić, czy jest w UK wystarczająco dużo zmywaków, by wszystkich nas pomieścić. Oczywiście, że często zaczyna się od jakichś prostych prac, powody są różne, słaby język, niska ocena własnych możliwości, brak kwalifikacji, czy w końcu za krótki pobyt w kraju by zostać pozytywnie zweryfikowanym na jakieś inne stanowisko.

Jako że społeczeństwo brytyjskie jest dużo bardziej mobilne jeśli chodzi o zatrudnienie, przekłada się to na spory ruch na rynku pracy i możliwość zmiany posady na taką która bardziej by nam odpowiadała.

Ja zaczynałem na sprzątaniu, bo to właśnie sprzątanie dużo częściej niż zmywak jest punktem startowym. Po paru miesiącach załapałem się na prace w fabryce, później był tartak, płaca była niezła i pewnie bym popracował fizycznie trochę dłużej gdyby nie nadszedł kryzys i załamanie rynku. Recesja w Wielkiej Brytanii była dużo bardziej widoczna niż w Polsce, mój zakład pracy zmniejszył zatrudnienie o jakieś dwadzieścia procent, zamykano fabryki i sklepy, padały wielkie sieci, często o wieloletniej tradycji. Praca w dalszym ciągu była, nie dało się już tak przebierać w ofertach jak wcześniej, jednak dla chcącego nic trudnego.

Szczytowy okres załamania gospodarczego przesiedziałem jako cieć parkingowy w centrum handlowym. Całkiem miło wspominam ten okres, większość czasu spędziłem czytając książki i czekając na wezwanie przez krótkofalówkę, żeby na przykład odblokować maszynę, w której płacono za parking.

Jednak za wcześnie było jeszcze na zawodową emeryturę i gdy rynek się ożywił, postanowiłem przeć dalej. Następny etat pokrewny był moim kwalifikacją zawodowym, pracowałem w laboratorium jako kontroler jakości w przemyśle chemicznym, praca przyzwoita choć płaca nie zachwycała, no i jakoś zawód który sobie wybrałem mając lat paręnaście, nie do końca zgadzał się z tym co chciałbym w życiu robić. Zrobiłem kurs zawodowy, by podnieść swoje kwalifikację i załapałem się na kontrakt informatyczny dla tutejszego odpowiednika urzędu wojewódzkiego, dzięki temu że na kursie otrzymałem bardzo wysoką ocenę, zatrudniono mnie w roli kierownik niższego szczebla. Kontrakt się skończył, ja zmieniłem firmę, dalej jestem kierownikiem, tym razem w biurze projektów, perspektywy na dalszy rozwój stoją otworem.

Jest nas w Wielkiej Brytanii tyle, że pracujemy praktycznie wszędzie i oczywistym jest, że więcej jest polskich pracowników niewykwalifikowanych niż architektów i lekarzy, ale tak jest po prostu wszędzie, nie tylko na emigracji.

Autochtoni

Nie wiem jak jest z Anglikami, Walijczykami czy Irlandczykami, ale jeśli chodzi o Szkotów, to są to z reguły pokrewne nam dusze. Problem z sąsiadami, walki o niepodległość, czy spora emigracja w przeszłości, sprawiają, że nietrudno nam znaleźć wspólny język. Oczywiście zdarzają się także jednostki, które za każde swoje problemy życiowe najchętniej winiły by emigrantów ale są to raczej jakieś marginalne, niedouczone przypadki. Nigdy nie czułem, że to iż jestem Polakiem ma jakikolwiek wpływ na to, jak jestem oceniany czy postrzegany w pracy, Brytyjczycy byli i są zarówno moimi pracownikami jak i szefami, i jak dotąd nikomu nie przeszkadzało moje pochodzenie.

Zasiłki

O zasiłkach krótko, wszystkie raporty które do tej pory publikowano potwierdzały, że emigranci z krajów unii europejskiej wnoszą więcej do budżetu niż z niego wyciągają. Ja na przykład zasiłek dla bezrobotnych pobierałem w ciągu dziesięciu lat dwa razy, w obu przypadkach krócej niż miesiąc.

Biurokracja

W Polsce panuje przekonanie, że przerost biurokracji jest spowodowany przynależnością do Unii Europejskiej. Dziwi zatem, że w innych krajach członkowskich sytuacja wygląda zupełnie inaczej. W Wielkiej Brytanii jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć procent spraw urzędowych da się załatwić przez telefon a jakieś osiemdziesiąt procent przez internet. Wniosek o paszport można na poczcie wypełnić a dokument przyniesie listonosz, żeby przerejestrować samochód, wystarczy wpisać dane nowego właściciela w dowodzie rejestracyjnym i wrzucić go (dowód nie właściciela) do skrzynki, a na przykład tablice rejestracyjne wydrukują nam na warsztacie lub w sklepie i to na poczekaniu. Jadąc autem nie potrzeba wozić ze sobą żadnych dokumentów, bo policja i tak ma wszystko w systemie. Firmę można w pięć minut w internecie otworzyć i przez internet można także wszelkie rozliczenia urzędowe prowadzić. Taksówki nie potrzebują kasy fiskalnej. Od dziesięciu lat szukam uciążliwej biurokracji i jeszcze nie znalazłem.

Służba zdrowia

Choć mocno obciążona nawałem pracy, to nie mam większych zastrzeżeń. Wśród Polaków dość często można słyszeć opinie, że wszystko leczą paracetamolem, ciężko o przepisanie konkretniejszych leków i wizyty u specjalistów. Jednocześnie często próbują zaniżyć wartość publicznej służby zdrowia w Wielkiej Brytanii zestawiając ją z prywatnymi wizytami w czasie urlopów w Polsce. Moje własne doświadczenia są raczej odmienne, przy jednej wizycie u lekarza rodzinnego potrafiłem dostać skierowanie do dwóch specjalistów a na wizytę u każdego z nich czekałem tylko parę tygodni. Kiedy wymagała tego sytuacja przepisywano mi wachlarz leków zupełnie różnych od paracetamolu a przy cięższych dolegliwościach jak na przykład borelioza, po serii antybiotyków zlecano testy laboratoryjne by potwierdzić skuteczność kuracji. Wyleczono mi łupież, starą zarośniętą kurzajkę i wszystkie inne mniejsze i większe dolegliwości, z którymi zgłaszałem się do lekarza, i nigdy nie czułem się jakoś specjalnie porzucony przez tutejszą służbę zdrowia.

Powrót do Polski

Na dzień dzisiejszy, raczej nie wrócę. Jeżdżąc do Polski, obserwuję wiele pozytywnych zmian, ale są to zmiany widziane z perspektywy turysty, przebywającego w kraju 2-3 tygodnie w roku. Zaś przy rozmowach ze znajomymi wychodzi, że jakiekolwiek zmiany mające znaczenie dla przeciętnego Kowalskiego, zachodzą bardzo powoli, państwo kładzie kłody pod nogi obywatelom, służąc jednocześnie interesom nielicznych. Przy polskich polityce, biurokracji ale także nastawieniu społecznym, pewnie zafundowałbym sobie co najmniej nerwice i chorobę wrzodową żołądka, świadomie ograniczając długość własnego życia, a masochistą ani samobójcą nie jestem.”

Mojżesz Tannenbaum, interia360

author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj