Praca i finanse
Ceny mieszkań w Polsce nie przestają rosnąć. Za średnią miesięczną pensję statystyczny Kowalski kupi w Warszawie 0,5 m kw.
Fot. Getty
Jeśli myślimy, że sytuacja na rynku mieszkaniowym w UK jest trudna, to z całą pewnością można powiedzieć, że sytuacja na rynku mieszkaniowym w Polsce woła o pomstę do nieba. Ceny mieszkań nad Wisłą nie przestają rosnąć, a obecnie statycznego Kowalskiego otrzymującego średnie wynagrodzenie stać miesięcznie na kupno zaledwie 0,5 m kw. powierzchni mieszkalnej w Warszawie.
Z danych opublikowanych przez Money.pl wynika, że cena m kw. mieszkania na rynku pierwotnym w stolicy przekroczyła symboliczną barierę 10 000 zł. Obecnie zatem, by zakupić 50-metrowy lokal w Warszawie, Polak zarabiający średnio 5169 zł miesięcznie musi odłożyć 97 swoich pensji (przy założeniu, że nie wydaje z niej ani złotówki). I choć w stolicy pod względem cen jest oczywiście najgorzej w całej Polsce, to w innych dużych miastach wcale nie jest dużo lepiej. W Krakowie na przykład na zakup nowego mieszkania o tym samym metrażu potrzeba 88 średnich pensji, w Gdańsku – 82 średnie pensje, a we Wrocławiu 79 średnich pensji. Jeśli natomiast na lokal w Warszawie statystyczny Polak ze średnim wynagrodzeniem będzie odkładał 2 tys. zł miesięcznie, to mieszkanie spłaci dopiero po… 250 miesiącach, czyli dokładnie po 21 latach.
Niestety osoby zarabiające pensję minimalną na zakup owego 50-metrowego mieszkania w Warszawie w nowym budownictwie praktycznie nie ma szans. Oznaczałoby to bowiem, że odkładając połowę swojej pensji, czyli ok. 1000 zł, osoba taka musiałaby zbierać na mieszkanie aż 42 lata. – Dosyć ciekawe zjawisko wystąpiło na głównym, stołecznym rynku mieszkaniowym. W Warszawie ceny ofertowe metra kwadratowego nowego mieszkania poszły w górę od grudnia ubiegłego roku do stycznia o około 1 procent, co w efekcie doprowadziło do oczekiwanego przełamania psychologicznego poziomu 10 tys. zł – zaznaczył na łamach Money.pl Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.