Życie w UK

Buciki na glans!

Kto jest ważniejszy w organizacji pt. związek sportowy – medalista olimpijski, czy prezes? Odpowiedź wydaje się dziecinnie prosta w myśl porzekadła o tabakierze i narządzie zmysłu powonienia. Słyszę ten zgodny chór: nie ma cenniejszej rekomendacji w sporcie niż medal igrzysk. I tu Was mam! Któż to jest mistrz olimpijskich aren wobec tak ważkiej persony jak szef związku? Nikt!

Buciki na glans!

Przynajmniej takie wnioski można wysnuć obserwując żenujące zamieszanie wokół osoby złotego medalisty z Londynu, ciężarowca Adriana Zielińskiego. Po powrocie z Wysp w glorii triumfatora kategorii 85 kilogramów miast fanfar czekały na niego impertynencje ze strony prezesa Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów – Zygmunta Wasiela.

Mistrz i Prezes

O co poszło? Drobiazg. Mistrz Zieliński, snując marzenia o olimpijskim złocie, wspólnie ze swoim sztabem szkoleniowym obrał własną, autorską niejako, drogę przygotowań do startu w stolicy Zjednoczonego Królestwa. Nie pojawił się na zgrupowaniu w Spale, gdyż na własny koszt udał się na treningi do miejscowości Kwajsa w Południowej Osetii u stóp Kaukazu.

Wobec takiej samowolki ciężarowa centrala wytoczyła przeciwko niemu ciężkie działa w postaci postępowania dyscyplinarnego. Niewątpliwie złoty medal uratował mistrzowi olimpijskiemu tzw. cztery litery. Przecież gdyby na londyńskim pomoście zblamował się jak chociażby Marcin Dołęga, to decydenci naszych ciężarów przejechaliby się po nim niczym czołgiem.

Zieliński dowiódł, że obrana przez niego droga była jak najbardziej właściwa. W tym momencie panowie ze związku winni zamówić ciężarówkę popiołu, wypróżnić jej zawartość na swe ważne głowy i solidnie huknąć się w klatki piersiowe. Tak się jednak nie stało. Adrian Zieliński był łaskaw swoimi problemami podzielić się z przedstawicielami mediów. No i zaczęło się. Pan prezes Wasiela wystosował niezwykle interesującą epistołę do Szymona Kołeckiego, który w trakcie przygotowań do igrzysk służył radą Zielińskiemu.

We wspomnianym liście otwartym pan prezes był łaskaw zakwestionować fakt pobytu naszego mistrza w Osetii, mimo iż ten posiada stosowne dokumenty i rachunki potwierdzające ten fakt. Pan prezes nie omieszkał też uciec się do szantażu, grożąc Kołeckiemu wznowieniem procedury sprawdzającej czy przed laty przypadkiem nie dopuścił się on recydywy w sięganiu po niedozwolone wspomaganie.

Skutkiem byłaby dożywotnia dyskwalifikacja Kołeckiego oraz utrata olimpijskiej emerytury. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że Szymon Kołecki na poważnie rozważa zgłoszenie swojej kandydatury w styczniowej elekcji na fotel prezesa PZPC. Zmierzyłby się wówczas z… Zygmuntem Wasielą! Dziś zapewne Bułhakow nie uraczyłby nas jakimś tam „Mistrzem i Małgorzatą”. Temat do powieści obyczajowej leży na ulicy. „Mistrz i Prezes” – to byłoby dopiero coś!

Z dolewką czy bez?

Ręce opadają. Rozglądając się za winnymi kompletnej degrengolady polskiego sportu, co dobitnie unaoczniły dokonania naszej olimpijskiej reprezentacji, warto chyba przyjrzeć się właśnie działalności związków sportowych.

Tak przestarzałych i skostniałych struktur na próżno szukać w innych gałęziach życia społecznego. W pył rozpadł się Związek Radziecki, tymczasem związki sportowe, bastiony sportowego wstecznictwa mają się wyśmienicie.

Panowie prezesi wbijają się w garnitury z Bytomia, zawieszają pod którymś tam podbródkiem szykowny „zwis męski dekoracyjny” i natychmiast przeistaczają się w panów i władców.

Łatwo dostrzec, że wprost nieograniczona władza na swoim sportowym poletku skutkuje rozstaniem z efektami funkcjonowania narządu odpowiedzialnego za prawidłowy proces myślenia. A po powrocie w domowe kapcie często boją się głośno poprosić o dolewkę zupy! Któż to jest pan prezes Wasiela w zestawieniu z mistrzem olimpijskim Adrianem Zielińskim?

Pan szef winien na rękach wnosić do siedziby związku zawodnika, który po czterdziestu latach posuchy (!) zdołał nawiązać do złotych olimpijskich tradycji polskiej sztangi, pilnować, by stąpał po płatkach róż, a jego buty miały stosowny glans. A Kołecki? Przecież to dwukrotny wicemistrz olimpijski!

Po srebrne krążki sięgał podczas igrzysk Sydney w roku 2000 oraz osiem lat później w Pekinie. Ciekawe, czym zarządzałby pan Wasiela, gdyby nie zawodnicy, mistrzowie przerzucający tony kilogramów na treningach i zraszający potem sale treningowe…?
  

Co gorsza nie tylko Zieliński miał przykre doświadczenia z panami spod znaku sportowego związku! Także „srebrna” Anita Włodarczyk odrzucająca od siebie młot na sporą odległość wspominała o kłodach, przez które musiała skakać w trakcie szykowania formy na najważniejszy start czterolecia.

Z podobnego powodu swojego rozżalenia nie kryła nasza pięściarka Karolina Michalczuk. Pewnie można by tak jeszcze długo. Tylko po co? Czy jest ktoś w stanie rozwalić ten archaiczny twór w postaci związków sportowych, przynajmniej w dzisiejszej ich formule? Urwać łeb tej Hydrze? Śmiem wątpić. Niestety.

Pauperyzacja szlachetnych kruszców

Ciekawi mnie też sposób, w jaki pani ministra Joanna Mucha zdoła przyciągnąć na boiska, do sportowych hal, młodych ludzi i przeobrazić ich następnie w czempionów w przeróżnych dyscyplinach? Bo przecież deprecjonowanie wartości olimpijskich krążków nie jest chyba najlepszym pomysłem.

Nasi medaliści z Londynu mogą liczyć na premie w wysokości 120 tysięcy złotych za złoto, 80 tys. za srebro i 50 tys. za brąz. To mniej niż przed czterema laty na okoliczność igrzysk w Pekinie. O wiele mniej! Wtedy było 200 tysięcy za krążek z najcenniejszego kruszcu, 150 tys. za medal ze srebra oraz 100 tys. za ten przypisany do trzeciej lokaty. No i nie zapominajmy jeszcze o autku dla olimpijskich mistrzów.

Władze PKOl przekonują nas, że tak drastyczna przecena wartości trofeum igrzysk jest wynikiem panującej recesji. Super. Tylko dlaczego nikt o takim zjawisku nawet się nie zająknął, gdy wypłacano gigantyczne premie w spółkach związanych z budową Stadionu Narodowego? Na godne wynagrodzenie olimpijskich laurów kasy po prostu już nie wystarczyło…
  

I jak tu zachęcać młodych, by sport uprawiali nie tylko za pomocą gier internetowych? Kto wie, na jakie premie będą mogli liczyć nasi bohaterowi wracający za cztery lata z Rio? Jeśli taka polityka wynagradzania zostanie zachowana… Lepiej nie zgadywać! 

Jerzy Kraśnicki

author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj