Styl życia

Bliski koniec wątku rumuńskiego (cz. 40)

Dlaczego wracam późno. Marina, jej boyfriend i karty. Karaluchy w standardzie. Nurkowanie w worach. Kokrołcz finiszd. Wisła Kraków – Polska dla Polaków.

Bliski koniec wątku rumuńskiego (cz. 40)

Poprzedni odcinek: Za czym tęskni Viorica (cz. 39) >>

Wiem, że ten rumuński wątek jest trochę przydługi, a przez to cokolwiek nudny, ale niebawem skończy się chyba definitywnie, bo Viorel skarżył się, że Omar chce się go pozbyć. Aha, Lucina wróciła już do Viorela – to tak przy okazji.
Do domu staram się wracać jak najpóźniej z trzech powodów: żeby uniknąć próśb o pożyczenie 200 funtów, żebym nie musiał wróżyć i żebym nie musiał jadać kolacji przygotowanych przez Vioricę. To ostatnie nie byłoby jeszcze najgorsze, gdybym wiedział, że nie ma związku z tymi dwiema stówami. Niestety, nie zawsze się to udaje. Tym razem znów się nie udało. Najpierw przyszła Marina z jakimś facetem, który wyglądał mi na Pakistańczyka. I wyglądał właściwie, bo akurat nim był. Błyskawicznie skojarzyłem, że może to być jej boyfriend. I tu też się nie myliłem. Nie muszę dodawać, że domyśliłem się również, iż i jemu mam powróżyć. Próbowałem Marinie ściemnić, że dzisiaj nie, bo nie jestem sam, ale po długich namowach zgodziłem się i zeszliśmy do kuchni. Panował tam potworny bałagan, bo w naszym domu trwa remont połączony z „dezinsektyzacją”, ale jakoś udało się nam zalogować przy stole. Facet Mariny ma na imię – jeśli dobrze usłyszałem – Zewa. To jemu miałem postawić karty. I postawiłem. Wyszło na to, że kocha Marinę i że czeka go z nią świetlana przyszłość.
Brat Omara, czyli wicepodlandlord Assif, powiedział mi coś bardzo głupiego, a mianowicie to, że wszyscy mieszkańcy teraz będą płacić co tydzień o 10 funtów więcej. Byłem ciekaw z jakiego powodu i wtedy dowiedziałem się, że z powodu podwyższonego standardu. A czym się charakteryzuje ten wyższy standard?

– Nie będzie już karaluchów – odpowiedział Assif.
Aha, świetnie! Czyli dom z karaluchami to coś normalnego, a bez karaluchów to podwyższony standard, za który trzeba dodatkowo płacić.
– Ale szczurów i myszy też nie ma, więc może byś jeszcze to doliczył.
Assif, który z twarzy przypomina rottweilera, tym razem zamienił się w pitbulla.
– Lisów, wiewiórek, wszy i kretów – wyliczałem widząc jak się pieni.
– Biznes ze sklepem słabo idzie, Polacy przestali kupować – zmienił temat.
– Bo u was jest za drogo.
– U nas? – zdziwił się Assif.

Wtedy mu powiedziałem, że ludzie nie są głupi – chodzą po sklepach, konfrontują ceny i idą tam, gdzie jest taniej.
– U was jest najdrożej w całej okolicy.
– Bo my kupujemy drogo.
– To kupujcie taniej – poradziłem wicepodlandlordowi i wyszedłem, ale ten wybiegł za mną krzycząc:
– Poczekaj, to jeszcze nie wszystko.
Poprosił mnie, żebym powiedział pozostałym lokatorom o tym odkaraluszaniu i żebyśmy wszystkie ubrania pochowali do plastikowych worków, a pokoje zostawili otwarte.
Na górze spotkałem Victorię. Ona już wiedziała, bo miała prawie wszystko spakowane, została jej tylko kołdra, która opornie wchodziła do worka. Pomogłem i weszła.
Gdy wszedłem do pokoju, ogarnęła mnie potworna senność – rzuciłem się na tapczan i zasnąłem. Obudziłem się o trzeciej nad ranem i zacząłem pakować ubrania do worków. Zabrało mi to dwie godziny. O szóstej zszedłem do sklepu po mleko i wtedy dowiedziałem się od Omara, że to nie dziś, a jutro zacznie się likwidacja karaluchów. Myślałem, że go zabiję.

Wypiłem kawę i oczywiście nie mogłem już zasnąć. Około dziesiątej wyszedłem do pracy, a że wróciłem dość późno, to zdecydowałem, że natychmiast biorę prysznic i idę spać. Okazało się jednak, że to nie takie proste, ponieważ nie pamiętałem, w którym worku są ręczniki, a w którym pościel. Chowałem wszystko na łapu-capu, bo myślałem, że cała akcja z karaluchami odbędzie się w ciągu kilku godzin i w tym samym dniu. Worków było osiem. Musiałem wszystko po kolei z nich wyrzucać i wreszcie w czwartym znalazłem ręczniki, pościel w szóstym, a kołdrę w ósmym, później przypomniałem sobie, że przecież muszę się w coś ubrać, więc znów zacząłem nurkować w workach. Victoria, która to obserwowała, o mało nie pękła ze śmiechu. Tak mnie to rozzłościło, że chciałem rzucić w nią którymś z worków, ale po chwili sam się już śmiałem.
No, już po karaluchach, ekipa posprejowała wszystko jakimś preparatem.

Wchodząc do domu spotkałem jakiegoś Pakistańczyka, który usmiechnął się do mnie i powiedział:
– Kokrołcz finiszd.
Rzeczywiście, w niektórych miejscach leżały dogorywające owady. Z obrzydzeniem wszedłem na swoje piętro. W moim pokoju na szczęście ich nie było.
Co za idiotyczna moda z tymi słuchawkami! Miałem sporo pisania, więc wyszedłem z pracy około dwudziestej trzeciej. Pociąg stał już na peronie i szykował się do odjazdu, rzecz jednak w tym, że ja nie wiedziałem, czy to jest mój pociąg, czy do Clapham. Żeby się dowiedzieć, musiałem wejść do pociągu i zapytać kogoś. Wagon, do którego zajrzałem, był pełen ludzi, ale każdy z pasażerów miał na uszach słuchawki. Zwróciłem się do pierwszego z brzegu, ale zanim on zatrybił i je zdjął, pociąg ruszył. Oczywiście okazało się, że nie jest to mój pociąg. Wysiadłem na najbliższej stacji i tam wyszło na jaw, że pociąg do miejsca, z którego wyruszyłem, będzie za 40 minut. Wyszedłem więc ze stacji, żeby zapalić papierosa i wtedy podszedł do mnie śniadoskóry, młody człowiek. Zapytał czy mógłbym się zamienić z nim papierosem – chciał koniecznie zapalić mentolowego. Poczęstowałem go mówiąc, że barter nie jest konieczny. Podziękował i przedstawił się:
– Mam na imię Ashish.
W pierwszej chwili wydawało mi się, że pyta o haszysz, ale powtórzył po raz kolejny, więc już nie miałem wątpliwości. Mówił angielskim bez charakterystycznego dla Hindusów akcentu. A w ogóle to był Hindusem, ale urodzonym w Nigerii. Przyjechał do Londynu wraz z rodzicami, gdy miał siedem lat (teraz ma 28) i szybko obcy akcent zgubił. Gdy dowiedział się, że jestem z Polski, bardzo się ucieszył i krzyknął:
– Wisła Kraków – Polska dla Polaków!

A później zapytał, czy Wisła to nadal klub policyjny. Wyjaśniłem mu, że już od kilkunastu lat krakowski klub jest własnością prywatną, a okrzyk, który przed chwilą wzniósł ma charakter rasistowski i wynika z niego to, że w Polsce oprócz Polaków nie mają prawa mieszkać ludzie innej narodowości. Ashish się zdziwił, bo owo hasło brzmiało mile dla ucha. Później popisał się jeszcze znajomością polskich i słowackich przekleństw. Niestety, nie dowiedziałem się, skąd wie o Wiśle i kto nauczył go rzucania polskim mięsem, bo nadjechał mój pociąg.

Janusz Młynarski

Następny odcinek: Do czego służy czajnik (cz. 41) >>

 


Wszystkie zdarzenia i osoby przedstawione w opowiadaniu, są fikcyjne, a zbieżność z osobami i zdarzeniami rzeczywistymi jest lub może być w pełni przypadkowa

author-avatar

Przeczytaj również

Huragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj