Bez kategorii
Bitwa warszawska na 1:1
2:1 w półfinale olimpiady w Monachium. Zwycięski remis 0:0 z 1982 roku. Wreszcie chorzowska wiktoria w 1957 – oto pamiętne karty z dziejów piłkarskich polsko-rosyjskich potyczek.
W drugim meczu grupowym biało-czerwoni mieli nawiązać do tej pięknej historii. Smuda wrócił do ustawienia w choinkę (4-3-2-1), które testował na początku swojej pracy z kadrą. Dzięki zagęszczeniu środka pola, poprzez dodanie kolejnego defensywnego pomocnika (Dariusza Dudki), zbudowaliśmy zaporę trudną do sforsowania dla ofensywnie usposobionych Rosjan. Oprócz tego nasza obrona wreszcie spisała się na medal. Ofiarny Perquis, bezbłędny Wasilewski i uważny Boenisch skutecznie neutralizowali natarcia „Sbornej”, choć ruchliwy Ałan Dżagojew potrafił wykorzystać moment naszej nieuwagi. Biało-czerwoni nie ograniczali się jedynie do przyjmowania ciosów. Na każde uderzenie odpowiadali kontrą. W ataku olbrzymią robotę wykonał Robert Lewandowski, któremu pomny meczu z Grekami trener Advocaat przydzielił osobistego plastra. Ignaszewicz i Bieriezucki na zmianę „opiekowali” się naszym snajperem, dzięki czemu więcej miejsca miał Kuba Błaszczykowski, który strzelił wyrównującą bramkę. Ale nasi nie chcieli na tym poprzestać – walczyli o komplet punktów i tym razem sił starczyło im na całe spotkanie. Czyżby dlatego, że grali tym razem pod otwartym dachem? Mniejsza o to – teraz czas na Czechów!