Styl życia

Big Cyc: Szambo i perfumeria

„Jeden z naszych zagranicznych koncertów próbował oprotestować Polonijny Komitet Obrony Moralności. Była mała pikieta, ale ten głos utonął w tłumie fanów”. Rozmowa z Jackiem „Dżej Dżejem”, basistą i wokalistą Big Cyca.

Grzegorz Skawiński: Będzie niezłe widowisko (wywiad) >>

Karbido: Muzyka w dechę (wywiad) >>

Zespół Big Cyc od pierwszych dni był absurdalnym kabaretem i mało kto wie, że powstał specjalnie na jeden występ. Trochę się ta przygoda przeciągnęła…

– Sami mówimy, że kilka lat temu wyszliśmy na imprezę i do tej pory nie wróciliśmy. Rzeczywiście był to pomysł na jeden występ, natomiast idea przeciągnięcia sobie młodości trwa dwadzieścia lat i uważamy, że jest to dla nas droga słuszna. Przekonuje nas o tym sprzedaż płyt, fani, liczba zagranych koncertów i wiemy, że podjęliśmy właściwą decyzję wybierając taką drogę. Nigdy nie uważaliśmy się jednak za rockowy kabaret. Ktoś nas tak zaszufladkował dawno temu. Jesteśmy rasową grupą rockandrollową i tacy pozostaliśmy do dziś.

Początki były trudne, panowała komuna, a wasze koncerty przerywała Służba Bezpieczeństwa i zaprowadzała was na komisariat.

– To były zamierzchłe czasy, życie polityczne w radykalny sposób wchodziło z butami i mieszało się z karierą muzyków, szczególnie tych, co śpiewali piosenki polityczne. Na początku kariery często mieliśmy do czynienia z milicją czy SB, aczkolwiek nigdy nie byliśmy aresztowani. Skiba był tylko na chwilę zatrzymany. Natomiast ciągle musieliśmy się spierać z tą rzeczywistością, meldować u cenzorów i mieć ich pieczątki, by nagrywać czy wykonywać piosenki. Wszystko dawało się wtedy obejść, ale nie było to specjalnie dla nas komfortowe.

Czy w czasach IV Rzeczpospolitej czuliście, że pora zejść znowu do podziemia?

– IV Rzeczpospolita Kaczyńskich rzeczywiście zaczęła nas lekko przerażać. Szykowaliśmy nawet saperki, aby kopać okopy, aż tu radykalnie sytuacja się zmieniła. Natomiast my się dobrze czuliśmy w takich czasach. Jak to się mówi, złe czasy są dobrymi czasami, bo przynoszą tematy do nowych piosenek i pomysłów. Rzeczywiście czas moherowych beretów czy braci Kaczyńskich był dla nas twórczy, tym bardziej że rządzący nie wykazywali żadnego poczucia humoru, ani nie mieli do siebie dystansu. To zawsze sprzyja temu, że o piosenkach politycznych jest wtedy głośno. Jak kiedyś nagrywaliśmy piosenki przeciwko systemowi komunistycznemu, tak teraz nagraliśmy numer o moherowych beretach. Jestem pewny, że za dwadzieścia lat być może nikt nie będzie pamiętał piosenki, ale ludzie będą wiedzieć, że początek XXI wieku to czas panowania moherowych beretów.

W waszej karierze nie brakowało dramatycznych sytuacji. Na festiwalu Marka Kotańskiego skini przecięli siekierą kabel zasilający scenę, gdzie indziej mafia nie chciała was wypuścić ze sceny…

– Przez te dwadzieścia lat zebrało się mnóstwo historyjek i anegdot związanych z Big Cycem. Rzeczywiście tak było, skinheadzi byli kiedyś bardziej aktywni, głównie ze względu na piosenkę „Ballada o smutnym skinie”. Big Cyc był dla nich wrogiem publicznym numer jeden. Jakoś to przetrzymaliśmy, jest ich coraz mniej na koncertach i wśród społeczeństwa. Czasy dla rockandrolla też się zmieniły, mniej ludzi interesuje się tą muzyką. Ale ci co przychodzą na koncerty bardzo dobrze się bawią i utożsamiają z tą muzyką. Rzadko zdarza się, by ktoś rozbił koncert, czy doszło do jakiejś zadymy. Ludzie chcą się dobrze bawić, pośpiewać i to ważna zmiana, która nas cieszy.

U szczytu sławy Big Cyc został skazany na niebyt w mediach po tym, jak Skiba pokazał premierowi goły tyłek. Wierzyłeś, że powrócicie bohatersko na scenę?

– Musieliśmy wykonać szereg różnych dziwnych ruchów, aby tak się stało. Zawsze wierzyłem, że zwycięży jedność drużyny i tak się stało. Najgorsze by było, gdybyśmy się wtedy rozstali i każdy poszedł w swoją stronę. Takie przykre sytuacje konsolidują ekipę i kiedy jest nam ciężko, jesteśmy razem i bardzo skutecznie walczymy z naciskami. Dzięki temu kapela przetrwała. Nagraliśmy potem wiele płyt i złe wspomnienia się pozacierały. Mało kto dziś pamięta, co się wtedy stało, kto był bohaterem tego wydarzenia, natomiast przeszły one do historii rockandrolla jako jedne z kategorii wesołych i jednocześnie dramatycznych. Bez skandali i takich historii nie byłoby rockandrolla. Zarówno Beatlesi, jak i Red Hot Chili Peppers byli jajcarzami i nie uważam, by w naszym przypadku miało być inaczej.

Zamieszania narobiliście także za oceanem. Wasze koncerty pikietował Polonijny Komitet Obrony Moralności. Czy w Londynie też próbowano was ścigać?

– To wydarzyło się w Vancouver, w Kanadzie. Grupa nawiedzonych babć próbowała nie dopuścić do naszego koncertu w klubie Richards on Richards. Była mała pikieta, ale głos protestu utonął w tłumie fanów, którzy szczelnie wypełnili salę. Zarówno w Ameryce, jak i w Anglii jest mnóstwo konserwatywnie myślących ludzi, którzy nie mają dystansu do tego, co robimy i nie obserwują tego na bieżąco. W Londynie ani w Szkocji nie było na szczęście żadnych incydentów.

W Lipnie pod Jędrzejowem, zamiast zagrać koncert, musieliście uciekać…

– To miał być koncert w dyskotece, na którą przerobiono starą masarnię. Okazało się, że nikt nie kupił na ten koncert biletów. Gdy zapytaliśmy organizatora, czy nie dopisała publiczność stwierdził, że przed klubem stoi dwa tysiące osób i biorą drzwi szturmem. Wyprzedziliśmy ich działanie i próbowaliśmy się wydostać z Lipna, ale publiczność nie do końca zrozumiała nasze intencje. Rzuciła się za nami na komarach, hulajnogach i wszystkim, co tylko się rusza. Udało nam się ujść z życiem.

Chyba największym żartem w historii Big Cyca jest wasz „wokalista Skiba”, który nie śpiewa żadnej piosenki?

– Wszyscy o tym wiedzą, że wszystkie wokale nagrywam ja. To była historia wykreowana przez dziennikarzy, którzy nie do końca pytają, tylko chcą rozmawiać z najważniejszą osobą. Jeżeli jest nią Skiba, to oczywiście przedstawiają go jako lidera, kompozytora, wokalistę i co tylko sobie wymyślą. Jest to historia wykreowana na potrzeby dziennikarzy, a wszyscy którzy chodzą na koncerty wiedzą, że Skiba jest naszym komikiem.

Wydaliście właśnie nową płytę „Szambo i perfumeria”. Kolejny cios w elity polityczne tego kraju?

– Po raz kolejny odwołujemy się do naszej rzeczywistości. Wiadomo, że jest to nawiązanie do słynnego tekstu ojca Rydzyka. Big Cyc nie byłby sobą, gdyby nie reagował na aktualne sprawy polityczne kraju. Uprawiamy tak zwaną publicystykę rockową i komentujemy to ironicznie. Taka jest nasza nowa płyta. Jest kilka tekstów totalnie rockowych, ale też znajdziemy różne style i klimaty.

Czy chłopaki z Big Cyca kiedyś dorosną?

– Gdybyśmy dorośli i zaczęli traktować świat na poważnie, byłoby to bardzo smutne. To tak, jakby Benny Hill chciał zagrać Hamleta. W naszym przypadku nie jest to potrzebne ani realne. Aby obserwować świat z odpowiedniego dystansu, trzeba mieć w sobie trochę niegrzecznego chłopca.

Tomasz Ziemba

[email protected]

author-avatar

Przeczytaj również

Orędzie Karola III na Wielki Czwartek – czym jest Royal Maundy?Orędzie Karola III na Wielki Czwartek – czym jest Royal Maundy?Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Dieta na Wielkanoc. Jak uniknąć dodatkowych kilogramów?Dieta na Wielkanoc. Jak uniknąć dodatkowych kilogramów?Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnego
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj