Życie w UK

Bieg po szczeblach kariery

Marcin Spychała porzucił studia na wydziale prawa, by wyjechać do Anglii i podszkolić angielski. Banalna z pozoru praca w fabryce dała mu możliwości rozwoju, o jakich wcześniej nie marzył.
Po kilku miesiącach został menadżerem prężnie rozwijającej się agencji pośrednictwa pracy Peak Staff.

Bieg po szczeblach kariery

Marcin Spychała porzucił studia na wydziale prawa, by wyjechać do Anglii i podszkolić angielski. Banalna z pozoru praca w fabryce dała mu możliwości rozwoju, o jakich wcześniej nie marzył.
Po kilku miesiącach został menadżerem prężnie rozwijającej się agencji pośrednictwa pracy Peak Staff.

Jak znalazł się pan w firmie rekrutacyjnej?

– Byłem pracownikiem fabryki produkującej wyroby z lateksu. Propozycja wyszła od moich przełożonych. Mieli pomysł na zainwestowanie pieniędzy w nowy biznes i wymyślili, że otworzą agencję pośrednictwa pracy. Sami pracują w branży przemysłowej i doskonale wiedzą, jakim problemem jest znalezienie wykwalifikowanej kadry. Duże firmy mogą zaoferować bardzo wiele za skompletowanie solidnej załogi. Dostałem propozycję, bym wziął zadanie na swoje barki i pomógł stworzyć od podstaw firmę rekrutacyjną.

 

To chyba spore wyzwanie dla osoby, która niedawno przyjechała do obcego kraju.

– Wiedziałem, że jest to szansa na zrobienie czegoś zupełnie nowego, uczestniczenie w tworzeniu firmy od pierwszych dni. Odświeżyłem dawne kontakty z ludźmi w Polsce, nawiązałem nowe – każde źródło informacji o pracownikach było dla nas niezwykle cenne. Pomogły nam też polskie gazety – po zamieszczeniu ogłoszenia zadzwoniło wielu potencjalnych kandydatów. Wyzwaniem było wtedy dotarcie do klientów, którzy zechcą ich zatrudnić.

 

Miał pan jakiś przewodnik po branży, czy dochodził do wszystkiego metodą prób i błędów?

– Zupełnie nie znałem tego biznesu, od podstaw uczyłem się, jak rozmawiać z ludźmi czy przedstawić swoją ofertę. Miałem świadomość, że jesteśmy firmą z nikąd. Na rynku liczyło się kilka znanych agencji, nasza nazwa nikomu nic wtedy nie mówiła. Musiałem wykazać się dużym zawzięciem, aby pokonać te trudności. Nie wiedziałem nawet, czy firma przetrwa. Mogło przecież się zdarzyć, że za trzy miesiące zamknęlibyśmy biuro, zdjęli szyld i wrócili do dawnych zajęć.

 

Dzisiaj nie robi pan wszystkiego własnymi rękami, bo wasza firma ma już sporą załogę.

– W tej chwili pracuje dla nas sześć osób. Już po trzech miesiącach działalności widziałem, że jest spory potencjał i możemy się rozwijać. Wtedy pojawili się pierwsi pracownicy. Jedną osobę oddelegowaliśmy do utworzenia naszej filii w Polsce. Mam nadzieję, że na początku przyszłego roku ruszy nasz nowy oddział w Katowicach.

 

Zapewne chcecie szukać na Śląsku nowych pracowników?

– Nie ukrywam, że wiążemy duże nadzieje w związku z nowym oddziałem, ale myślimy też coraz poważniej o ludziach, którzy pracują od kilku lat w Wielkiej Brytanii i myślą o powrocie do kraju. Często mają bogate doświadczenia zawodowe, znają doskonale język i mogą się okazać cennym nabytkiem dla polskich pracodawców. Oddział w Katowicach ma pomóc w dotarciu do nich i nawiązaniu trwałej współpracy.

 

Jak się zaczęła pana przygoda z Wielką Brytanią?

– Przyleciałem tutaj w 2005 roku. Byłem studentem prawa na Uniwersytecie Rzeszowskim, ale te studia nie do końca mi odpowiadały. Już po pierwszym semestrze doszedłem do wniosku, że powinienem znaleźć sobie inny kierunek. Egzaminy miały być dopiero za pół roku, a nie chciałem bezczynnie siedzieć w domu. To była szybka decyzja – jadę na kilka miesięcy do Wielkiej Brytanii i podszkolę język angielski.

 

Zamiast Londynu, wybrał pan małą miejscowość Yate koło Bristolu.

– Znalazłem tam pracę w fabryce wyrobów z lateksu. Produkowaliśmy głównie skafandry dla płetwonurków, ale też z naszej taśmy schodziły produkty przeznaczone dla przemysłu medycznego. Szybko zostałem menadżerem drugiej zmiany, cały czas szlifowałem swój angielski. Złapałem doskonały kontakt z szefami fabryki, doceniali moje zaangażowanie.

 

W jaki sposób pozyskujecie kandydatów?

– Regularnie bierzemy udział w targach pracy, zarówno w Londynie, jak i w Polsce. Z jednej strony pracodawcy narzekają na brak wykwalifikowanej kadry i mówią, że znalezienie prawdziwego fachowca graniczy z cudem. Z drugiej jednak na każde nasze ogłoszenie wciąż odpowiada wielu ludzi i jesteśmy w stanie wybrać osobę, która będzie odpowiadała naszemu klientowi. Wyjątkowe zapotrzebowanie na fachowców jest w sektorze inżynieryjnym. Często klienci narzekają, że ich dotychczasowa załoga nie potrafi podołać odpowiedzialnym zadaniom. Proszą nas, aby przysłać kogoś lepszego, lepszego z większym doświadczeniem.

 

Pamięta pan kogo szukali wasi pierwsi klienci?

– Pamiętam, że trafiłem na firmę, która zajmowała się produkcją nuklearną. Poszukiwali spawaczy o wyjątkowych zdolnościach i bogatym doświadczeniu zawodowym. Chcieli od razu przyjąć osiem osób. Nie musiałem tych ludzi szukać jednak w Polsce. Wystarczyło atrakcyjne ogłoszenie w prasie. Wybrałem najciekawsze CV, a na końcu zorganizowałem dla kandydatów testy spawalnicze. Klient był pewien, że dostaje od nas ludzi, których szukał od dawna.

 

Ludzie często skarżą się, że wysyłają swoje CV do agencji pracy i potem zapada głucha cisza. Warto w ogóle korzystać z pośrednictwa takich firm?

– Oczywiście, że warto zarejestrować się w takiej firmie, a nawet w kilku. Proszę pamiętać, że poważni pracodawcy nie prowadzą już rekrutacji na własną rękę, lecz zlecają to wyspecjalizowanym firmom. To, że od razu nie zadzwonił od nas telefon wcale nie oznacza, że nie jesteśmy zainteresowani tą osobą. Każde CV wpisujemy do naszej bazy danych i w słowach kluczowych zaznaczamy, jakie kandydat posiada umiejętności. Jeśli nie teraz, być może skontaktujemy się z nim za kilka miesięcy, gdy trafi się dla niego ciekawa oferta. Warto się zarejestrować nawet jeśli posiadamy stałe zatrudnienie. W ten sposób możemy dostać dużo ciekawszą propozycję pracy za naprawdę dobre pieniądze. W sektorze inżynieryjnym nikogo nie dziwią już stawki 40 tysięcy funtów w skali roku. Należy tylko pamiętać, że pracodawca nie przyjdzie do nas z ulicy.

 

Wasza firma odniosła już pierwsze sukcesy i została dostrzeżona na rynku. Może pan zdradzić, czy zdobyliście jakieś nagrody?

– Nasza firma rozpoczęła działalność zaledwie 1,5 rok temu, jak dotąd nie zaprzątaliśmy sobie głowy konkursami. Muszę jednak przyznać, że nasze poczynania cieszą się zainteresowaniem lokalnych mediów. Wiele razy gościliśmy na łamach lokalnej prasy, pojawialiśmy się też w radiu. W ostatni poniedziałek został wyemitowany reportaż o naszej firmie w stacji Star FM.         

 

MARCIN SPYCHAŁA

Pochodzi z Rzeszowa, ma 22 lata. Od 2006 roku jest bussines development managerem w agencji rekrutacyjnej Peak Staff. Uczestniczył w tworzeniu firmy od pierwszych dni. Studiuje obecnie zarządzanie na Polskim Uniwersytecie Wirtualnym, zajął również 3 miejsce w prestiżowym konkursie młodych talentów Young Achievment World. Obecnie otwiera w Polsce własną firmę, zamierza sprzedawać w swoim kraju szkolenia bhp. Mówi, że założenie w Polsce firmy, to niełatwa sprawa, ale kraj ten ma wielki potencjał ekonomiczny i sytuacja w nim musi się wkrótce zmienić..

 

 

author-avatar

Przeczytaj również

Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kobieta zginęła potrącona przez własny samochódKobieta zginęła potrącona przez własny samochódUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UKUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UK
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj