Życie w UK
Aplikacja polskiej nauczycielki akademickiej z Liverpoolu została początkowo odrzucona, bo… przyjęła nazwisko męża
Polska nauczycielka akademicka zatrudniona w Wielkiej Brytanii i pracująca na Liverpool University bała się o swoją przyszłość po Brexicie i miała problemy z uzyskaniem statusu osoby osiedlonej. Jej aplikacją została odrzucona, ponieważ… przyjęła nazwisko męża po ślubie!
O całej historii czytamy na łamach lokalnego portalu "Liverpool Echo", gdzie Dr Urszula McClurg zatrudniona na Liverpool University, opowiadała o swoich trudnościach w uzyskaniu statusu osoby osiedlonej i o tym, jak bardzo niemile widziana czuła się w Liverpoolu po referendum w sprawie Brexitu. Nasza rodaczka do Wielkiej Brytanii przyjechała w 2008 roku i świetnie zadomowiła się w tym kraju. "Kiedy tu przyjechałam Tony Blair regularnie pojawiał się w polskich wiadomościach, prosząc o przybycie, mówiąc o tym, jaka to niesamowita okazja dla nas" – komentowała Polka. "A potem przybyliśmy tutaj, poukładaliśmy nasze życie, kupiliśmy domy, wzięliśmy śluby i nagle okazuje się, że jesteśmy niechcianymi imigrantami Shroedingera, którzy jednocześnie kradną miejsca pracy i zasiłki" – podsumowuje.
Aplikacja doktor Liverpool University została odrzucona
Swoje zmagania z EU Settlement Scheme doktor McClurg opisuje, jako "przerażające". Pomijając fakt, że architektura całego procesu została po prostu źle zaprojektowana, początkowo aplikacja naszej rodaczki została odrzucona. Decyzja o takiej treści dla osoby, która od 13 lat legalnie mieszkała i pracowała w Anglii, a także od jakiegoś czasu pozostawała w związku małżeńskim z obywatelem brytyjskim, a w dodatku w swoich badaniach na uniwersytecie zajmowała się rakiem, była po prostu szokiem. Innego słowa w tym przypadku użyć się po prostu nie da.
Ostateczne, Home Office przyznało naszej rodaczce settled status. "Pani McClurg złożyła wniosek w ramach EUSS w listopadzie 2018 roku, podczas fazy testowej. Sześć dni później nadano jej status osiedleńca, co zapewniło jej prawa [do legalnego pobytu w UK – przyp. red.]" – komentował tę sprawę rzecznik Home Office na łamach "Liverpool Echo", ale niesmak i tak pozostaje. 37-letnia Polka poczuła się niemile widziana w kraju, który od ponad dekady nazywała swoim domem. "To naprawdę sprawiło, że zaczęła się zastanawiać czy nie byłoby lepiej osiedlić się gdzie indziej…" – komentowała.
Jej doświadczenia z EU Settlement Scheme były "przerażające"
Przed przyjazdem do Liverpoolu z Newcastle w 2018 roku dr McClurg rozważała możliwość przeprowadzenia się gdzie indziej, ale wraz z mężem Brytyjczykiem postanowiła pozostać w kraju.
To jednak nie wszystko. Jak przyznaje nasza rodaczka brak fizycznego dokumentu potwierdzającego prawa obywateli unijnych w UK tylko potęguje poczucie niepewności. Porównanie z pokoleniem Windrush nasuwa się samo, ponieważ skandale związane z tą sprawą były częściowo spowodowane brakiem formalnej dokumentacji. "Nie mam nic na piśmie, żadnego formalnego dokumentu. Mam e-mail z Home Office z informacją, że otrzymałam status osoby osiedlonej" – zwraca uwagę.
W końcu się udało, ale nasza rodaczka poczuła się niemile widziana w UK
Pani Urszula została, ale jak mówi, wielu Polaków z jej otoczenia opuściło UK. "Znam dużo więcej Polaków […], którzy wypełniają realne braki na rynku pracy w UK. To kierowcy Ubera, sprzątaczki, tego rodzaju prawdziwa siła robocza, od której (myślę, że w pandemii naprawdę zdaliśmy sobie sprawę), wszyscy jesteśmy desperacko zależni. Bardzo wielu z nich wyjechało" – mówiła.
"Wielu z nich nie mogło rozgryźć systemu, niektórzy bardzo się go bali. Bali się, że jeśli złożą wniosek, to zostanie on odrzucony i dosłownie na drugi dzień do ich drzwi zapuka urzędnik imigracyjny. Ich dziecko zostanie wyciągnięte ze szkoły, a oni sami zostaną deportowanie jeszcze tego samego dnia" – komentowała.