Życie w UK
Zabij tego lenia!
Odkąd pamiętam słowo „leń” towarzyszło mi w życiu codziennym, chociaż wcale tego towarzystwa sobie nie życzyłam. Ba – walczyłam z tym leniem codziennie, a co gorsze, walczyć z tym złośliwym stworem muszę nadal. Dzień w dzień.
W szkole słyszałam od nauczycieli jak mantrę: „taka zdolna dziewczyna, a taka leniwa” lub „gdyby ci się tylko chciało, mogłabyś być najlepszą uczennicą w szkole”. No właśnie… gdyby mi się tylko chciało. Zazwyczaj jednak mi się nie chce, dlatego każdy dzień zaczynam od tego, że… zmuszam się do rozpoczęcia go z pewną dozą radości. Nie, że jestem pesymistką. Co to, to nie! Jestem wielką optymistką, tyle, że leniwą. Jak każdy z nas. Codzinnie też podejmuję heroiczne próby walki na śmierć i życie z moim wewnętrznym wrogiem – leniem. Staram się do tematu podejść z wyższością człowieka myślącego i nie o najniższym IQ. To ja steruję swoim życiem i to ja rozdaję w nim karty. Jeśli wstanę godzinę wcześniej niż zwykle, założę adidasy i dres i pobiegam chociaż pół godzinki – potem mam jakiś ogromny power, chcę mi się żyć i działać. Mam siłę na pracę, a po pracy na spacer. Jestem w stanie ugotować obiad na dwa dni, pogrzebać w ogródku, poczytać książkę, iść na kolację ze znajomymi i jeszcze wieczorem zrobić pranie. I pomysleć, że wystarczy tylko godzinka więcej na walkę z własnym lenistwem, żeby życie zaczęło się układać po mojemu, było świetnie zorganizowane, a każda czynność mieściła się w czasie. No i ta energia, której leniwe objadanie się batonikami nigdy nie daje… Opłaca się chyba ta codzienna walka. Jutro znowu zacznę od początku. Codzienną walkę z wewnetrznym leniem. Może kiedyś uda mi się go zabić?
Ilona Korzeniowska