Życie w UK

Wakacje w Polsce? Niekoniecznie!

Gdy jest się emigrantem z małym stażem, to ojczyzna przyciąga człowieka jak magnes. Po kilku latach takich wyjazdów wakacyjnych, spędzanie urlopu w Polsce dla emigrantów nie jest już tak oczywiste. Im dłużej przebywamy poza starym krajem, tym bardziej dochodzimy do wniosku, że udany urlop, to urlop nie spędzony w Polsce.

Wakacje w Polsce? Niekoniecznie!

W tym roku sprawy urzędowe zmusiły mnie do odwiedzenia kraju  w pięknym maju. Cieszyliśmy się z żoną, że uda nam się zdążyć jeszcze przed Euro 2012, bo w czerwcu wiadomo – ceny wzrosną i to bardzo. Każdy chce zarobić na kibicach, ten miesiąc piłkarskich zmagań będzie dla wielu niczym żniwa dla rolnika: nic tylko kosić kasę. Co jednak zagraniczni turyści  dostaną za swoje euro czy funty?

Czy za wysokimi cenami idzie wysoka jakość usług ? W naszej podróży odwiedziliśmy dwa miasta, w których rozgrywane będą mecze turnieju o mistrzostwo Europy: Poznań i Warszawę, a także Kraków, który na miejsce swojego zakwaterowania  wybrali Anglicy. Jeśli drodzy czytelnicy myślicie, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik i pozostaje tylko czekać na kibiców, to  bardzo się mylicie.

Samolot, pociąg i autobus

Przylatujemy do Poznania. Jest pół godziny po północy. Po opuszczeniu terminala wielu palących pasażerów chciało strzelić sobie przysłowiowego dymka.

Wyciągam papierosa, a za plecami słyszę głos: „Nie pal pan, bo to stówkę kosztuje” – mówi do mnie facet w starej kurtce i z dwudniowym zarostem. – Mnie ta suka (tu pokazuje palcem kobietę w uniformie z napisem ochrona) skasowała przed godziną. Posłusznie chowam papierosy, ale rozglądam się, bo przecież w każdym cywilizowanym kraju powinno być miejsce dla tych, co od czasu do czasu chcą zniszczyć sztukę tytoniu. Po krótkiej chwili mój wzrok zatrzymuje się na dużym koszu na śmieci z pokrywą  do gaszenia papierosów.

Moja radość nie trwała jednak długo, gdyż nad tym zdaje się miejscem przystosowanym dla palaczy widniał duży napis: „ZAKAZ PALENIA”. Paranoja – pomyślałem – ale podróż autobusem miejskim z lotniska na dworzec PKP to dopiero wyzwanie. Kierowca na prośbę pasażerów, którzy chcieli kupić bilety odpowiedział: „A co to, ja jestem od biletów?

Są automaty, można se kupić, a nie dupę zawracać, ja i tak spóźniony jestem”. Po tych słowach poczuliśmy z żoną, że wróciliśmy do Polski. Postanowiłem jednak zemścić się na kierowcy, podszedłem i spytałem po angielsku: „At what time this bus  arrive to railway  station?”. Z miny kierowcy wywnioskowałem,  że języki obce są dla niego bardzo obce, dlatego zagraniczni turyści lepiej niech zaopatrzą się w słownik i metodą pokazywania wyrazów mogą osiągnąć jakąś wątła nić porozumienia, bo na rozmowę po angielsku szanse są znikome.

Długa podróż do centrum

Podróż do centrum to jazda po drogowym placu budowy. Wszędzie objazdy, drogi w remoncie, więc do orientacyjnego czasu przejazdu trzeba dodać około 20 minut. Na dworcu kolejowym czeka następna  niespodzianka. Stary budynek od północy do 4 rano  jest zamknięty, a nowy wybudowany jest tylko w połowie  i wygląda jak most, który kończy się w połowie rzeki (w tym przypadku koniec budynku przypada miedzy 2. a 3. peronem). W stolicy wcale nie jest lepiej. Jeden wielki plac budowy, bałagan, pełno kabli wszędzie, rozkłady jazdy przyklejone taśmą do ściany.

– Panie gdzie tu jest rozkład pociągów podmiejskich? – pyta mnie starszy jegomość. – Poszukaj Pan na ziemi, bo tak przyklejają, że zawsze spada i ludzie kładą go pod stolikiem, żeby nie zadeptać – odpowiedziała pani, która stała za mną w kolejce do prowizorycznej kasy biletowej. W toalecie wita mnie napis „OPŁATA 1.50. PŁATNE Z GÓRY”. Wyciągam pieniądze, a za sobą słyszę taki oto dialog:

– Panie szczanie też płatne!
– Też? Ale ja nie mam, kiedyś szczanie było za darmo!
– Nie wyglądasz pan na takiego co nie ma, a płaci się z góry!

Nieszczęśnik zrezygnował i zapewne oddał mocz pod jakimś drzewem, ja za swoje 1,50  zł dostałem dwa łokcie papieru toaletowego jakości makulaturowej. Kabiny były tak brudne, że strach było z nich skorzystać. Scenariusz jak z „Misia” Stanisława Barei  – pomyślałem. Brakuje jeszcze tylko przykręcanych talerzy i sztuców na łańcuszku. 

Kultura drogowa i finanse

Podróż do Krakowa upłynęła w atmosferze pościgów i wyzwisk. Na drodze jeden z kierowców zajechał drogę autobusowi, w którym podróżowaliśmy z żoną tak, że o mało nie skończyło się to wypadkiem. Na szczęście dla nas kierowca wykazał się refleksem i gwałtowne hamowanie uratowało nam, jeżeli nie życie, to przynajmniej zdrowie. Jednak oprócz refleksu kierowca miał też charakter i następne 30 km upłynęło nam na pościgu za granatowym fordem, który przyprawił pasażerów o szybsze bicie serca.

Gdy na światłach przed Krakowem dogoniliśmy złoczyńcę, nasz kierowca otworzył okno i obywatel z forda usłyszał jakim to jest chamem, dupkiem, nie umie jeździć i kto mu wydał prawo jazdy, a  na koniec zobaczył środkowy palec… Szczęśliwie dojechawszy do stolicy Małopolski postanowiliśmy wymienić kilka funtów na polskie złote.

Przy dworcu PKS jest kilka kantorów, ale ceny tu są chyba tylko dla tych, co nie mają bladego pojęcia jaki jest kurs wymiany.  – I’d like to change 40 pound – zagadnąłem po angielsku, by dowiedzieć się na jaki kurs mogą liczyć zagraniczni turyści. W odpowiedzi pan kantorowiec pokazał mi na kalkulatorze cenę za funta (widać dla niego też język obcy jest bardzo obcy).  4.45 zł widniało na małym ekranie, ale tego już nie wytrzymałem i mówię już czystą polszczyzną: „W takim razie pójdę gdzie indziej, bo jak mi wiadomo, kurs na dzień dzisiejszy wynosi 5.40 za funta”.

To, co usłyszałem, nie nadaje się do publikacji, ale też mnie to nie zdziwiło, bo choć  Kraków to miasto kultury, to czasem o kulturę osobistą jest tam trudno. Gdy już zamieniliśmy funty na złotówki, udaliśmy się na zakupy i tu kolejna niespodzianka. Polska wcale nie jest tania. Mało tego, chociaż zarobki są mniejsze, to ceny za usługi porównywalne z Anglią. Wyjście do restauracji, to wydatek około 50-100 złotych, noclegi 80 – 150 zlotych za dobę od osoby ( i wcale nie mówię o hotelach które mają kilka gwiazdek, bo tam ceny są kilkukrotnie wyższe).

W sklepach też tanio wcale nie jest. Generalnie za zarobione funty emigrant – turysta dostanie dużo mniej niż kilka lat temu, a turysta z Anglii, Niemiec, Hiszpanii czy Włoch musi się dobrze pilnować, by nie został oszukany gdy zechce wymienić euro lub funty na polską walutę.

Długoletni pobyt za granicą sprawia, że człowiek już inaczej patrzy na otaczającą go rzeczywistość i to co przed emigracją było absolutnie normalne, teraz zaczyna nam przeszkadzać. To, że jesteśmy Polakami nie znaczy wcale, że naszym patriotycznym obowiązkiem jest spędzanie urlopów w kraju i dostarczanie naszej gospodarce zarobionych funtów czy euro. Coraz więcej emigrantów wybiera Cypr, Hiszpanie czy Grecję, by bez stresów cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem.
 

Cezary Niewadzisz
 
 

author-avatar

Przeczytaj również

Kobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuKobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuNastoletnia uczennica zaatakowa�ła nożem nauczycielkę na terenie szkołyNastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkołyRyanair odwołał ponad 300 lotów. Przez kuriozalną sytuację we FrancjiRyanair odwołał ponad 300 lotów. Przez kuriozalną sytuację we FrancjiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu rękiLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnychLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnych
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj