Życie w UK

W Londynie każdy jest akceptowany

Monika i Tomek Łączni pochodzą z Wrocławia. Monika pracowała tam jako stomatolog, a Tomek był grafikiem i architektem wnętrz. Mieli ustabilizowane życie zawodowe i prywatne, jednak czegoś zaczęło im brakować. Poczuli, że duszą się w Polsce.

W Londynie każdy jest akceptowany

Sprzedali telewizor, samochód i kilka innych drobiazgów, aby ruszyć w podróż ich życia. Na początku planowali jednynie dwutygodniowy urlop w Londynie. Przez ten okres zakochali się w jego różnorodności na tyle, że postanowili zostać.

Jakie były wasze początki na emigracji?

Byliśmy bardzo dobrze zorganizowani. Już w Polsce nawiązaliśmy  kontakty z ludźmi u których moglibyśmy mieszkać.  Znaleźliśmy wszystko na ogłoszeniowej stronie internetowej. Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy do chłopaka, który  bardzo nam pomagał w zorganizowaniu sobie życia w Londynie. Między innymi dał nam wejściówki na Uniwersytet UCL, na którym pracował. Dzięki niemu mogliśmy uczyć się języka czy korzystać  z Internetu za darmo.

Co się wydarzyło, gdy postanowiliście zostać?

Zaczęliśmy od szukania pracy. Tomek zupełnie przypadkowo znalazł pracę jako projektant budynków. Jednak zanim to nastąpiło, pamiętam, że jechaliśmy metrem, które było zatłoczone, byłam wtedy strasznie zmęczona i bardzo chciałam usiąść. Wypatrzyłam, że na końcu wagonu  jest wolne miejsce do którego zaczęłam podążać. Gdy usiadłam, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Naprzeciwko mnie siedziała moja koleżanka, której nie widziałam od czasów liceum. Zapytałam ją wtedy jak najlepiej znaleźć pracę w Londynie. Ona bez skrupułów powiedziała, że ja to do sprzątania, a mąż to najlepiej do łopaty.

Tylko taką przyszłość zawodową widziała dla Was koleżanka na Wyspach?

Tak, byliśmy tym trochę zaskoczeni, jednak wiedzieliśmy, że rachunki trzeba płacić. Zaczęliśmy więc szukać. Tomek znalazł ogłoszenie, że poszukują ludzi na budowę. Było nam ciężko dogadać się z przyszłym pracodawcą przez telefon. Nie mogliśmy zrozumieć  co do nas mówi. Zapisanie adresu trwało  wieki, ale ostatecznie wszystko się udało. Pojechaliśmy na spotkanie, ale tam okazało się, że tej pracy już nie ma. Staliśmy jak wryci, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Kosztowało nas to tyle wysiłku, a on tak po prostu nas spławił.  Po dobrych dziesięciu minutach zdziwiony zapytał się Tomka co jeszcze potrafi robić. Zażartował nawet, że pewnie siedzieć przed telewizorem i pić piwo. Mój mąż zaskoczył go mówiąc mu, że może mu narysować ten dom.

Tomku opowiedz na czym polegała Twoja praca?

Robiłem schematy domów wraz z pomiarami. Pamiętam, że na początku wszystkie projekty  rysowałem na papierze za pomocą ołówka, nie mieliśmy wtedy nawet biurka.  Po jakimś czasie mój szef zapłacił za ściągnięcie mojego komputera z Polski, aby ułatwić mi pracę, bo robiłem dla niego dużo rzeczy, wliczając w to projekt na nowy World Trade Center, z którym pojechał do Nowego Jorku. Właściwie dzięki niemu nauczyłem się jak wygląda tego typu praca w Anglii, jak rozmawiać z klientami, na co sie zgadzać, jak negocjować. Musimy razem przyznać, że Tom dał nam dobrą szkołę życia w Anglii.

Jak Ty sobie poradziłaś Moniko?

Moją pierwszą pracą była praca agenta nieruchomości u tego samego pracodawcy. Nie nadawałam się jednak do tej roli, bardzo kłóciłam się z moim szefem. Myślę nawet, że w jakiś sposób traktował mnie on trochę gorzej niż Tomka.  Wykorzystywał mnie bardzo, a ja mu na to pozwalałam. Jednak patrząc na to teraz, widzę jak bardzo wzmocniło to mój charakter.

Kiedy postanowiłaś, że  wrócisz do zawodu stomatologa?

Przede wszystkim moja ambicja nie pozwalała mi nie pracować w zawodzie. Moje życie zmieniło się,  gdy Polska weszła do Unii Europejskiej. Byłam wtedy w szoku, że jedna decyzja spowodowała, iż z dnia na dzień mogłam  pracować w zawodzie.  Wystarczyło przetłumaczyć papiery. Nie chciałam jednak tego tak robić, nie czułam się pewnie. Poza tym już wcześniej zaczęłam się przygotowywać do zdawania egzaminów angielskich, kupowałam książki i znalazłam odpowiedni kurs.  W tym okresie pracowałam jako asystentka dentystyczna, zaszłam też w ciążę, co było doskonałym momentem, bo przetłumaczenie moich kwalifikacji zajęło 8 miesięcy. Po urodzeniu córeczki pracowałam już jako stomatolog, jednocześnie zaliczając wszystkie egazminy. Zajęło mi to ponad cztery lata. Był to bardzo trudny okres,  ale było warto. Poczułam się pewna siebie i wiedziałam, że teraz już nic mnie nie zatrzyma.

Dlaczego otworzyłaś swój gabinet?

Zawsze wiedziałam, że będę prowadziła swój gabinet. Było to tylko kwestią czasu.  Pracując jako dentystka zarabiałam dużo pieniędzy, jednak nie dawało mi to satysfakcji. Czasami czułam się jak maszyna: przychodziłam do pracy, robiłam swoje, dostawałam za to zapłatę i tak w kółko. Zero myślenia, akcji, dusiłam się tam. Cały proces szukania miejsca, poznania rynku i otworzenia gabinetu zajął mi sześć lat. Przede wszystkim pomogło mi jeżdżenie i oglądanie gabinetów oraz rozmowa z ludźmi, którzy je kupowali. W ten sposób dowiedziałam się na co należy zwrócić uwagę.

Tomku, a jak to się stało, że też masz własną firmę?

Zawsze wiedziałem, że chcę mieć coś swojego. Nigdy jednak nie wiedziałem co konkretnie chciałbym robić. Byłem pewien, że nie chcę pracować dla kogoś, bo nigdy nie utożsamiałem się z systemami, jakie panują w dużych firmach. Gdy dostałem pracę w Foster&Partners, było to dla mnie wielkie osiągnięcie. Współpraca z nimi jest marzeniem każdego architekta. Była to najciekawsza z prac jakie wykonywałem tutaj. Bardzo motywująca do działania i wykonywania pracy jeszcze lepiej niż się ją robiło do tej pory. Jednak nie podobało mi się to, jak traktuje się tam człowieka.

Czyli jak?

Ludzie są tam częścią maszyny, która napędza tę firmę. Osobiście bardzo mi to przeszkadzało, dlatego po pewnym czasie postanowiłem złożyć rezygnację. Pamiętam, że przez kilka pierwszych dni ludzie zapraszali mnie na kawę, bo nie mogli zrozumieć dlaczego nie chcę pracować dla takiej ważnej firmy.

Czy w Londynie spełniasz się jako artysta?

Zdecydowanie. Tutaj każdy jest akceptowany, nikt nikogo nie wytyka palcami. Każda najmniejsza rzecz znajdzie swoich zwolenników. Bardzo lubię tę tolerancję.

Czy rywalizujecie ze sobą?

Tak, ale jest to zdrowa rywalizacja, która polega na wzajemnej motywacji i wsparciu.

Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu własnego biznesu?

Brak czasu. Mamy świadomość tego, że się mało widzimy, przez co ucierpiał nasz dom.  W jakimś stopniu niepewność finansowa, bo nigdy nie wiemy tak do końca ile zarobimy. Jest to stresujące, ale jednocześnie motywuje do ciągłego działania. Gdy pojawiają się problemy, to dostajemy dużej dawki energii i szukamy rozwiązań.

Czym jest dla Was posiadanie własnych biznesów?

Samospełnieniem.
   

Rozmawiała Dagmara Minkiewicz

 

author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj