Życie w UK

Uciekają nam na Ukrainę

Kilkunastu zagranicznych inwestorów wycofało się z Polski i wybrało Ukrainę. Choć zjawisko to nie przybrało jeszcze znaczących rozmiarów, to należy liczyć się z tym, że oprócz przypływu do Polski pracowników z Ukrainy będzie też z Polski coś odpływać – inwestycje zagraniczne.

Uciekają nam na Ukrainę

…i zobaczyć miasto Lwów >>

Niech tylko Polska organizuje Euro 2012! >>

Całkiem sporo już odpłynęło.

Kilkunastu inwestorów z Francji i Niemiec właśnie wycofało się z realizowania swoich przedsięwzięć w Polsce i przeniosło się na Ukrainę. Nasz wschodni sąsiad jest jeszcze krajem biednym, jeśli chodzi o stopę życiową. Produkt krajowy brutto w przeliczeniu na jednego mieszkańca też jest jednym z najniższych w Europie, ale 52 miliony mieszkańców, powierzchnia dwa razy większa od Polski oraz potencjał surowcowy i przemysłowy naprawdę robią wrażenie. Ponadto Ukraina udowodniła, co najmniej dwukrotnie, że pilnie odrabia lekcje z demokracji. Konflikty wynikłe podczas wyborów prezydenckich w 2004 roku, zakończone „pomarańczową rewolucją” czy ubiegłorocznych parlamentarnych, zostały rozwiązane przy pomocy środków konstytucyjnych i mechanizmów demokratycznych. Jednak nie takimi kryteriami, a jeśli już, to nie przede wszystkim nimi, kierowali się opuszczający Polskę nieliczni, na razie, inwestorzy. Powody są o wiele bardziej banalne: tania siła robocza, ulgi podatkowe oraz znacznie niższe niż w Polsce ceny gruntów i nieruchomości, a poza tym fakt, że kto w naszym kraju pracowałby za 500 złotych miesięcznie?

Korupcja, ale uczciwa

Marek Wyrzykowski z Rzeszowa był jednym z pionierów, który przecierał szlaki do niepodległej już Ukrainy. Przydały mu się kontakty z czasów, kiedy jeździł na handel do ówczesnego ZSRR. – Właściwie, to jeden kontakt – precyzuje – bo po rozpadzie ZSRR trochę się tam personalnie pozmieniało. Zaczynałem od wożenia żywności małym busem, aż dorobiłem się hurtowni we Lwowie. Żeby ją mieć, musiałem wcześniej założyć joint venture na Ukrainie. Znalazłem tam partnera, ale bez układów. Przez pół roku łaziłem z po różnych urzędach, bo chciałem załatwić wszystko uczciwie, bez łapówek. Dziesiątki zezwoleń, certyfikatów. Kosztowało mnie to wszystko 3 tysiące dolarów. To kupa forsy, bo dość powiedzieć, że średnia pensja miesięczna wynosiła wtedy na Ukrainie 10 dolarów. Na szczęście spotkałem na granicy znajomego milicjanta z Lwowa, który akurat jechał do Polski. Był już na emeryturze, ale miał pewne znajomości. Skontaktował mnie z jakimś prawnikiem. Spotkałem się z nim w restauracji. Rozmowa była krótka: 300 dolarów za komplet dokumentów z pozytywną decyzją. Właśnie kończyłem obiad, kiedy prawnik był z kompletem autentycznych dokumentów. Na Ukrainie jest korupcja, ale na wszystko jest cennik i wszystko jest terminowo załatwiane. Nie ma tak jak w Polsce, że wezmą łapówę i nic nie załatwią albo z opóźnieniem. Tam tak nie ma – opowiada Wyrzykowski.
Dr Joachim Rudniok z Państwowego Instytutu Spraw Międzynarodowych potwierdza, że korupcja nadal jest jedną z najpoważniejszych patologii na wszystkich szczeblach administracji rządowej i samorządowej. – Dodałbym jeszcze do tego zagmatwane i niejasne przepisy prawne, nieuregulowane stosunki własnościowe, prywatyzację, do której dostęp mają tylko oligarchowie oraz trudności z nabyciem gruntu.

Rację mają jedni i drudzy

Tak się składa, że rację ma zarówno dr Rudniok i pozostali eksperci, jak i kilkuset polskich większych i mniejszych przedsiębiorców, którzy od 1992 roku przenoszą się na Ukrainę z produkcją i usługami. Wytwarzają tam kosmetyki, okna, szyją odzież, montują skutery, komputery i otwierają zakłady stolarskie. – Gdybym chciał tak wszystko formalnie przeprowadzić, to pewnie trwałoby to do dzisiaj – mówi właściciel małej fabryczki pod Lwowem, w której zatrudnia kilkanaście osób. Jak tylko otrzymał decyzję, to następnego dnia do pokoju hotelowego, w którym mieszkał, zapukało dwóch panów. Jeden starszy, szczupły i niski, drugi młody, krępy i wysoki – na oko dwa metry i tyle samo w ramionach. Starszy miał teczkę, a młodszy pistolet, który wystawał zza pasa. Przyszli zaproponować ochronę firmy. Byli bardzo grzeczni. Poinformowali, jaki procent ma płacić miesięcznie. Nawet nieduży. – Tylko żeby ty nam pan oszukiwania nie robił, bo bedzi bida jak chulera, bo my budemo znali skilki ty hroszy zarobisz – poinformowali go na odchodnym w polsko-ukraińskim żargonie. – I nie narzekam – kwituje fabrykant.

 

Tradycję trzeba szanować

Grupa „nienarzekających” jest bardzo liczna i widać nie przeszkadza jej to, co tak krytykuje Rudniok czy inni eksperci. – Tradycję trzeba szanować – dodaje pół żartem, pół serio mój rozmówca. Niektórzy biznesmeni są tu od kilkunastu lat, inni od kilku, ale tylko promil rezygnuje z działalności – to pewnie ci, co „tradycji” nie szanują. Choć jeszcze całkiem niedawno, bo dwa lata temu, zagranicznym biznesmenom mocno zrzedła mina i naprawdę niewiele brakowało, by jak jeden mąż opuścili Ukrainę. Obóz „pomarańczowych”, który objął władzę, w osobie ówczesnej premier Julii Tymoszenko obiecał inwestorom zagranicznym znaczne ulgi podatkowe. W ferworze walki politycznej, która toczyła się w parlamencie, zapomniano uchwalić stosowne ustawy, które sprawy ulg miały regulować. Na skutek owego zaniedbania zagraniczni przedsiębiorcy musieli zapłacić nie tylko podatek bez ulg, ale również wysokie kary. Płacić nie chcieli, więc komornicy zajęli mienie ruchome i nieruchome na poczet kar i podatku. Problem rozwiązano, kiedy politycy trochę oprzytomnieli, a prezydent Wiktor Juszczenko szybko podpisał stosowne dokumenty.

Zmiany zbyt wolne

Powoli, z dużymi oporami coś się zaczyna zmieniać. Ukraina ma spore szanse na to, by jeszcze w tym roku zostać członkiem Światowej Organizacji Handlu oraz podpisać z Unią Europejską porozumienie o wolnym przepływie towarów. Ukraina aspiruje również do członkostwa w UE, ale przed nią daleka droga. Dostosowanie przepisów – zmiana na bardziej liberalne zarówno tych, które dotyczą gospodarki, jak i tych regulujących prawo podatkowe oraz sprawy prywatyzacji. Widoków na to, by nastąpiło to szybko na razie nie ma, ale w dalszej perspektywie są. Ukraina to kraj wielkich możliwości, ze znaczącym potencjałem ekonomicznym, ze szkolnictwem na dobrym poziomie, w tym również akademickim, systematycznym wzrostem wartości PKB. Sąsiad nasz dysponuje również sporą liczbą wysoko wykwalifikowanych fachowców w ważnych dziedzinach, a ponadto stale bogacące się społeczeństwo wydaje coraz więcej na konsumpcję. Tak więc wielce nierozsądne byłoby lekceważenie 52 milionów potencjalnych konsumentów.

– Zagrożenia, że Ukraina zabierze nam zagranicznych inwestorów, po prostu nie ma. Jeszcze bardzo długo będziemy atrakcyjniejszym partnerem niż Ukraina, ponieważ jesteśmy członkiem Unii, Światowej Organizacji Handlu oraz Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Jesteśmy stabilni zarówno gospodarczo, jak i politycznie, jesteśmy również znacznie zamożniejsi – uważa dr Rudniok.

Nie wyklucza on, że co jakiś czas ktoś będzie rezygnował z Polski na rzecz Ukrainy, ale nie będą to inwestorzy istotni z punktu widzenia naszej gospodarki.

Janusz Młynarski

… i zobaczyć miasto Lwów >>

Niech tylko Polska organizuje Euro 2012! >>

 

author-avatar

Przeczytaj również

Wskaźnik spożycia alkoholu przez dzieci w UK najwyższy na świecieWskaźnik spożycia alkoholu przez dzieci w UK najwyższy na świeciePILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu rękiLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnychLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnychAwantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiAwantura na pokładzie EasyJet. Brytyjczyk wypił butelkę wódkiKursy budowlane w UK – jak zdobyć kartę CSCS?Kursy budowlane w UK – jak zdobyć kartę CSCS?
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj