Życie w UK

To zmieniło całe moje życie

Od tragicznych wydarzeń, które rozegrały się na posterunku MO przy Jezuickiej i w szpitalu na Solcu, minęło 27 lat. Dziś rozmawiam w Londynie z Markiem Bagniewskim, który 14 V 1983 roku, jako lekarz dyżurny na Solcu, przyjmował do szpitala i wraz z dwoma innymi lekarzami operował skatowanego chłopca.

To zmieniło całe moje życie

London Dream: Miałam nóż na gardle >>

W lutym tego roku prokurator generalny skierował do Sądu Najwyższego kasację od wyroku stwierdzającego, że sprawa pobicia Grzegorza Przemyka przedawniła się w 2005 roku.
Jak doszło do Pańskiego wyjazdu do Londynu?
W osiemdziesiątym czwartym roku dostałem stypendium w szpitalu w Charing Cross i to był powód naszego przyjazdu na 3 miesiące. Siostra mieszkała tutaj, tak więc całe studia i pół szkoły średniej przyjeżdżałem tu w lecie do pracy. Ścieżki były przetarte, mówiłem po angielsku. Wcześniej też dostałem stypendium, ale nie wypuścili żony i syna, który się urodził w Polsce. A rok później dostaliśmy paszporty i przyjechaliśmy.
I już Państwo zostaliście na stałe?
Tak, ale to w ogóle nie było planowane. Chcieliśmy pojechać do Afryki Południowej na parę lat do pracy. Wtedy były możliwości, bo oni uznawali polskie dyplomy medyczne. Mieliśmy wyjechać do Kapsztadu, ale sytuacja zaczęła się komplikować. Mieli tam nadmiar lekarzy. Czekaliśmy i czekali na ten wyjazd do Afryki, a ja skończyłem stypendium w międzyczasie i musiałem pójść do pracy. Pracowałem fizycznie przez 3 miesiące, a później dostałem na rok pracę w szpitalu lokalnym na chirurgii. Ale to było właściwie za darmo, tylko trochę mi za dyżury płacili. Ciągle liczyliśmy na Afrykę, ale ten wyjazd nie doszedł do skutku. No i wynikła sprawa z Przemykiem i miałem zablokowany powrót do Polski. Musieliśmy się organizować tutaj. 
Proces w sprawie Przemyka odbywał się w osiemdziesiątym czwartym…
Ja przyjechałem zaraz po procesie, w lipcu. Zeznawałem w Warszawie w maju, czy w czerwcu.
I chciał Pan w ogóle wtedy wracać do Polski?
To było tak, że żona bardziej chciała niż ja… Ja może nawet nie chciałem przez jakiś czas, ale na pewno nie planowaliśmy tego wszystkiego w takiej formie. Nie mogliśmy wracać, została nam odcięta droga powrotu.
Ile czasu minęło, zanim był Pan znów w Warszawie?
Aż do dziewięćdziesiątego pierwszego roku nie mogłem wracać do Polski, bo by mnie wsadzili do więzienia. W szpitalu była SB, koledzy mi napisali, żebym nie wracał. Miałem też cynk z lotniska, bo znajomy żony pracował w służbie granicznej. To były takie czasy… Wróciliśmy dopiero po wyborach.
Jak doszło do tego, że zeznawał Pan w sprawie Przemyka w angielskim parlamencie?
Była taka organizacja tu w Anglii, Solidarność z Solidarnością, którą prowadził nasz dobry kolega. Ponieważ działałem w Solidarności w Polsce i w kościele św. Marcina, to tak zupełnie naturalnie wsiąknąłem i tutaj w tę organizację. I jak zamordowano księdza Popiełuszkę, to ta Solidarność zorganizowała mi konferencję prasową w Parlamencie. W Polsce były takie przekazy, że złapią morderców, że będzie uczciwy proces. A z Przemykiem to był przykład, że nie ma w Polsce uczciwych procesów. No i po tej konferencji właśnie już nie mogłem wracać do kraju.
To było w pełni związane z tym, że Pan mówił o tej sprawie publicznie?
Przyjechał do Anglii taki facet, to był doradca Jaruzelskiego, nazywał się Górnicki. Pytali go w mediach o mordy polityczne w Polsce, o Popiełuszkę, a on mówił, że wszystkie procesy w Polsce są uczciwe. Następnego dnia na tej konferencji prasowej chciano doprowadzić do konfrontacji Górnickiego ze mną. On był bardzo ważną figurą w Polsce. Do konfrontacji nie doszło, bo on się oczywiście nie zgodził, no i wtedy mnie zablokowali.
W pierwszym procesie winą za śmierć Przemyka obarczono sanitariuszy i lekarkę, która jechała z nimi w karetce. Generał Kiszczak zanotował na wytycznych śledztwa: „ma być tylko jedna wersja – sanitariusze”. Odpowiednie zeznania wymuszono. Nie bał się Pan, że równie dobrze to mogłaby być jedna wersja – chirurdzy?
To było już rok później. Wszystko mogło się wydarzyć, ale przyznam, że nie myślałem o tym.
A wtedy, kiedy Przemyk trafił do szpitala na Solcu, wiedział Pan, że to jest syn Barbary Sadowskiej, represjonowanej poetki?
No wiedziałem, bo ja z nią pracowałem w św. Marcinie. Znałem ją. To nie było codzienne doświadczenie, nie widziałem dużo takich przypadków. Nie przywożą skatowanych osiemnastolatków codziennie do szpitala. To było bardzo osobiste i emocjonalne.
Przez ten cały czas, kiedy był Pan w Anglii, czy czuł się Pan jakoś odcięty od późniejszych wydarzeń w Polsce?
Miałem kontakty, były telefony. Rodzice przyjeżdżali. Byłem poinformowany. Czułem się emocjonalnie bardzo blisko Polski.
Jak pobyt w Londynie wpłynął na Pana stosunek do kraju?
Myślę, że jest podobnie jak z kolegami, którzy zostali w Polsce. Od wielu lat już tak naprawdę jestem znów w Polsce. Od 1992 roku pracuję właściwie w Polsce. Przez 13 czy 14 lat funkcjonowałem tak, że w piątek przylatywałem do Londynu i w poniedziałek wracałem do Warszawy. Teraz myślę, że spędzam około ¼ czasu w Londynie.
Pana syn urodził się jeszcze w Warszawie, ale mieszka tutaj. Mówi po polsku?
I syn i córka mówią po polsku. Córka się urodziła już tu, ale my zawsze w domu mówimy po polsku. Dzieci chodziły do polskiej szkoły, zdały tu maturę z polskiego. Poza tym przyjeżdżali co roku na wakacje do Polski na 2-3 miesiące. Między sobą mówią po angielsku. Nawet przy stole przy kolacji do siebie mówią po angielsku, a do nas po polsku.
Co było główną przyczyną Pana powrotu do Polski w 91 roku?
Głównie praca. Otworzyliśmy firmę z przyjacielem z Anglii. A poza tym, było wtedy w Polsce bardzo ciekawie. Wszystkie te zmiany…  Przyznam, że myślałem, że to będzie kwestia dwóch lat i wrócę do Londynu. W najśmielszych marzeniach nie przypuszczaliśmy, że się w całej Europie takie zmiany dokonają. A później się zawodowo wsiąkło, mam tam też wielu przyjaciół. Przyznam, że bardzo dobrze się żyje w dwóch miejscach, w Londynie i Warszawie.
A za 10 lat, gdzie Pan się widzi?
Zależy. Pewnie będę miał wnuki i będzie się chciało być blisko nich. Nie wybiegam jeszcze tak daleko w przyszłość. Chciałbym być i tu i tu, bo jestem jednakowo związany z Anglią i z Polską. Najchętniej bym spędzał pół roku tu, pół roku tu, jakbym miał teraz decydować.
Wracając do sprawy Przemyka, w lutym tego roku prokurator generalny skierował do Sądu Najwyższego kasację przedawnienia, dzięki której skazany milicjant uniknął ostatniego wyroku. Jeśli proces zostanie wznowiony, będzie Pan znów zeznawać?
Myślę, że na pewno tak. Dużo nie było świadków, a myśmy z nim w szpitalu rozmawiali, zanim umarł.
Jako chirurg, mógł Pan stwierdzić obrażenia, jakich doznał Przemyk. Przecież z przychodni na Hożej miał być odesłany na oddział psychiatryczny.
No tak, to było bardzo dziwne. Mówili, że lekarz psychiatra był powiązany ze Służbami. Coś było nie tak, bo na pewno Przemyk kwalifikował się, żeby go przyjąć do szpitala. Śladów pobicia może nie było, ale nie musiało być śladów, żeby było widać, że był umierający. Wymagał opieki. Nie widziałem go 10 godzin wcześniej, jak go odesłali z tej Hożej. Ale nie wyobrażam sobie, żeby go kwalifikować do odesłania do domu.
A później zabrała go karetka na Solec.
Tak, matka wezwała pogotowie. Ale nawet matka sobie nie zdawała sprawy, w jakim on jest stanie…
Wierzy Pan, że w końcu zapadną sprawiedliwe wyroki?
Myślę, że nie. Minęło 27 lat, to jest tak dawno… Rzeczy się w pamięci zacierają. Nawet, jak ja bym poszedł zeznawać, to musiałbym przeczytać swoje poprzednie zeznania. Mimo że to zostawiło w człowieku bardzo mocne ślady… W 92 roku zaczął się proces już w odrodzonej Polsce, a nic to nie dało. Sadowska nie żyje, żyje ojciec Przemyka, ale też jest już przecież starszym panem.
Liczy Pan bardziej na skazanie bezpośrednich sprawców pobicia, czy raczej na ujawnienie roli aparatu politycznego?
Wiadomo, że milicjanci nie podjęli decyzji, żeby chłopca zakatować. Jednak mimo wszystko nie zabijało się każdego zatrzymanego na ulicy człowieka. Myśmy podejrzewali,  że były instrukcje z góry. Były plotki, że sam Jaruzelski maczał w tym palce. Że może Sadowska napisała na niego jakiś paszkwil czy wierszyk. Ale tego tak na prawdę nikt nie wie. Na pewno jest jakieś drugie dno, ktoś tym musiał sterować tak samo, jak sterowane było morderstwo Popiełuszki. Nie wierzę, żeby to była decyzja dwóch jakiegoś niższego szczebla milicjantów z posterunku na Jezuickiej, bo to by było trochę absurdalne. Może IPN ma takie możliwości, że się do tego dokopie, ale jestem pesymistą.
Śledztwo IPN z 2008 roku stwierdziło, że milicjanci nie wiedzieli, kogo zatrzymują, bo Przemyk nie miał przy sobie dokumentów.
Zawsze jest możliwy jakiś niefortunny zbieg okoliczności, ale nie wydaje mi się, żeby przez przypadek kogoś można było zabić. Może chcieli go tylko poturbować… Tak czy inaczej, nie wydaje mi się, żeby to była decyzja dwóch milicjantów.
Bardzo ważne jest odkrycie, kto był tego motorem, kto na górze decydował. To jest ważne w sprawach mordów politycznych. Wydaje się, że tamten system to było bezprawie, ale to było bardzo konsekwentnie sterowane z góry. To była taka machina, która się bardzo rzadko myliła. Chciałbym, żeby ujawniono, kto za tym stał, chociaż to jest mało prawdopodobne i na pewno trudne, zwłaszcza dla tego starego ojca. Ale pewnie trzeba tak robić.
Pana losy potoczyły się tak, że siłą rzeczy bardzo szybko był Pan z dala od wszystkiego, co działo się w Polsce po śmierci Przemyka. Ale czy sama ta sprawa wracała i wraca jakoś w Pana myślach?
W jakimś sensie to zmieniło całe moje życie. Nie można się od tego odciąć.
A to, że nie mogli Państwo wrócić do Polski, czy to nie zamieniło się w coś dobrego?
Teraz myślę, że tak. Trochę mi brak szpitala, bo przestałem praktykować po powrocie do Polski i nigdy jakoś nie było już czasu, żeby do tego wrócić. Ale w sumie chyba nie żałuję, że zostaliśmy tu. Dzieci się tu wychowały, mają tu dom. Finansowo są niezłe warunki, jakoś to życie nam się ułożyło. Na pewno ciekawie. W sumie nie, nie żałuję.
Rozmawiała Zofia Reych / Fot. Wojciech Kurdziel

London Dream: Miałam nóż na gardle >>

author-avatar

Przeczytaj również

Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Firma energetyczna wypłaci 294 funty za przekroczenie “price cap”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Pracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoPracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj