Życie w UK

Temat numeru: Szkotki wciąż wzdychają do polskich Bondów

Do dziś na słowa „Polski żołnierz” wiele starszych Szkotek oblewa rumieniec zachwytu. Z sympatią wspominają tych pięknych, sprawnych i szarmanckich polskich żołnierzy szykujących się do śmiertelnych misji w ośrodku w Szkocji właśnie. To polscy Bondowie, jak byśmy dziś powiedzieli o najlepiej wyszkolonych i najgroźniejszych żołnierzach, o Cichociemnych.

Temat numeru: Szkotki wciąż wzdychają do polskich Bondów

Szykowano ich w Szkocji do akcji sabotażowych, wywiadowczych i walki z hitlerowcami w okupowanej Polsce. Pamięć o tych niesamowitych mężczyznach jest żywa do dziś na Wyspach.

 

 

Cisi i niewidzialni

Cichociemni znaczyli tyle, co „cisi i niewidzialni”. Mieli działać jak zabójcze roboty tak, by nikt ich nie wypatrzył, potem rozmywać się w ciemnościach. Po klęsce Francji tysiące naszych wojaków przedostało się na Wyspy. Ich jedynym marzeniem było walczyć z Niemcami i pomoc okupowanej ojczyźnie.

Pod koniec czerwca 1940 Sztab Naczelnego Wodza powołał oddział mający szkolić i przerzucać przeszkolonych już żołnierzy do okupowanej Polski. Ale dopiero 20 września 1940, generał Władysław Sikorski podjął decyzję o tworzeniu pierwszej polskiej jednostki spadochronowej i jak najszybszym przerzucaniu ich do Polski. W październiku 1940 rozpoczął pracę specjalny pięcioosobowy wydział, który zajął się szkoleniem komandosów. Jego szefem został ppłk Wilhelm Heinrich, oficer przedwojennego Oddziału II, osławionej „dwójki”.


Opracowywano plany nawiązania lotniczej łączności z Polską, rozpoczęto werbunek ludzi, wreszcie szkolenie Cichociemnych. Chętni do niebezpiecznej służby składali przysięgę na rotę Armii Krajowej, obierali sobie pseudonimy, stając się w tym momencie żołnierzami Polski Podziemnej.

 

Zabójcze testy

Do służby w tym oddziale specjalnym zgłosiło się 2613 ochotników, ale surowe testy przeszło tylko 606 z nich, do skoków zaś skierowano 579. W sumie do okupowanej Polski odbyły się 82 loty,  przerzucono 316 Cichociemnych, których w okupowanym kraju nazywano „ptaszkami”.


Nie była to jakaś zwarta formacja bojowa ani batalion komandosów. Byli to żołnierze, którzy na ochotnika zgłosili się do tej misji. Musieli się uczyć trudnego rzemiosła od podstaw, ich wykładowcy też improwizowali, bo przed wojną polskie doświadczenia spadochroniarskie były niemal zerowe. Zaczynano więc na brytyjskiej ziemi od podstaw.

Szukasz śmierci, wstąp na chwilę

Tych, którzy wchodzili na teren słynnego ośrodka szkoleniowego w Largo House pod Leven w Szkocjiwitał wielce wymowny napis: Szukasz śmierci, wstąp na chwilę”. Ośrodek powstał w czerwcu 1941 roku. Tak naprawdę to nasi żołnierze sami go urządzili. Przypałacowy park zamienili w jeden, wielki obóz treningowy. Czego tam nie było: liny rozwieszone między starymi drzewami, zestawy trapezów, huśtawek, ustalono, że wszystkie sprawnościowe zajęcia będą się odbywały na powietrzu.

Był tam na przykład „trapez śmierci” na którym trenowano zwalczanie lęku wysokości, przyzwyczajano żołnierzy do podmuchów wiatru, wbijano im do głowy, jak bezpiecznie lądować. Do tej ostatniej sprawy w naukowy sposób podszedł polski oficer Lucjan Gębołyś. I to tak skutecznie, że stosowanie się do jego zaleceń dotyczących technik lądowania pozwoliło aż kilkunastokrotnie obniżyć liczbę kontuzji spadochroniarzy. Wszystkie urządzenia w szkockim ośrodku wykonywali sami żołnierze, wymyślili np., że dobrze będzie uczyć się skoków spadochronowych przez dziurę zrobioną w dachu… stajni.

Imitowano w ten sposób warunki jakie spotykały ich później w samolocie. Trenowali wreszcie skoki z pierwszej wieży spadochronowej na Wyspach, a każdego dnia dla podtrzymania kondycji każdy z żołnierzy musiał przebiec przed śniadaniem bite dziesięć kilometrów. Do tego dochodziły takie ćwiczenia, jak czołganie się pod zasiekami, symulowanie walki wręcz i skoki… o tyczce.


To był jednak dopiero początek, bo Cichociemnym stawało się po zaliczeniu specjalnych kursów w Briggens i Audley End. Przygotowani do zadań fizycznie uczyli się  tam prowadzenia akcji sabotażowych, szyfrowania meldunków, nawiązywania łączności, przeżywania w nieznanym terenie przez długi czas i innych sprawności.

 

Szkotki tylko wzdychały

Po takich kursach nasi żołnierze prezentowali się bardzo dobrze. Ale zachwycali nie tylko sprawnością fizyczną. Byli też bardzo atrakcyjni dla szkockich dziewczyn. Znacznie wyżsi od przeciętnego szkockiego faceta, często pochodzili z bardzo dobrych rodzin, żadnemu z nich nie brakowało dobrych manier. Kwiaty, całowanie kobiet w rękę, to działało na niewiasty. Poza tym nasi świetnie tańczyli.

Szkotki mówiły zgodnie, że Polacy zachowywali się w tańcu jak Fred Astaire! Nic dziwnego, że nawiązano wtedy wiele płomiennych romansów, a do dziś nawet słowa „polski żołnierz” wywołują na twarzach starszych pań rumieniec zachwytu. Najbardziej znaną osobą, która wdała się w romans z Cichociemnymi była Sue Ryder – Margaret Susan Cheshire, baronowa Ryder Warszawy i baronowa Cheshire.

Miała zaledwie 15 lat, kiedy na ochotnika wstąpiła do służby pomocniczej, która była „przywiązana” do Cichociemnych. Sue powierzono zadanie wożenia polskich agentów na lotnisko, skąd ruszali później do niebezpiecznych misji na okupowane przez hitlerowców tereny. Po wojnie ta sama Sue Ryder zaangażowała się w wiele charytatywnych inicjatyw w Polsce. W powojennych wypowiedziach Cichociemni zgodnie mówili o jej pobycie w Szkocji, że była to szczęśliwa, pogodna kobieta, wykonująca dobrą pracę.

 

 

Treningi w Małpim Gaju

Cichociemni chcieli jak najszybciej wracać do kraju. Aby tego dokonać musieli się najpierw  nauczyć skakać na spadochronach. A uczono ich tego właśnie w Małpim Gaju.
Oficjalna nazwa tej szkockiej placówki brzmiała co prawda znacznie dłużej i bardziej uroczyście bo: Ośrodek Szkoleniowy Samodzielnej Polskiej Brygady Spadochronowej w Uper Largo Mouse, ale nikt nie mówił o tej placówce inaczej, jak Małpi Gaj.


Szkolenia obejmowało trzy etapy: sucha zaprawa, skoki z wieży spadochronowej w Małpim Gaju i na końcu skoki z samolotu w międzynarodowym ośrodku szkolenia spadochronowego w Ringway pod Manchesterem.
Nauka w Małpim Gaju zaczynała się od wykładu i właściwym zakładaniu spadochronu i zapinaniu taśmy. Było to bardzo ważne, najmniejszy błąd i nie było już potem szans na poprawki. Następnie szkolono żołnierzy skoków z jak najmniejszej wysokości, która gwarantowała otwarcie spadochronu, i aby jak najkrócej być w powietrzu. Najczęściej był to pułap 300 metrów.

Maszyny z Cichociemnymi, które leciały do Polski przelatywały nad okupowanymi krajami, w każdej chwili mogły dostać się pod ostrzał przeciwlotniczy, tylko niska wysokość przelotowa dawała szansę powodzenia. Ważne też były pokazy składania spadochronu. Robiła to specjalna grupa przeszklonych żołnierzy, których nazywano przysięgłymi składaczami spadochronów. Jednak każdy z tych, który miał wykonać skok mógł przed wejściem do samolotu zażądać zmiany spadochronu.

Być może była to zwyczajna ludzka  histeria, może tylko przesąd, jednak duża skala zwichnięć, złamań kończyn, potem śmierci tych, którzy lecieli już do Polski sprawiła, że pozwalano na zmianę spadochronu. W ten sposób rozładowywano napięcie obecne nawet wśród tych twardzieli. Uczyli się przyszli Cichociemni lądowania na ziemi na… huśtawce.

Było tak: żołnierz siadał na huśtawce, a przy nim instruktor, który prowadził z nim niewinną rozmowę. Po chwili niewinny ruch ręką instruktora i żołnierzy rył nosem w ziemi. Po kilku takich numerach nie można już było wojaka zrzucić z huśtawki i o to chodziło.


Następnie przychodziło spotkanie z wieżą spadochronową. Była to dziesięciopiętrowej wysokości stalowa konstrukcja zakończona platformą z której wystawało ramię wyciągu, a na nim zawieszony na lince spadochron rozpięty na obręczy. Szybkość opadania była zbliżona do prawdziwego skoku. Na koniec trenowano pozorowane ataki na chronione obiekty, fabryki, składy paliw, itd. 

Tak przeszkoleni Cichociemni czekali już na rozkaz lotu do Polski, by tam podjąć walkę z hitlerowcami i dokonywać akcji sabotażowych. Ruszali do ukochanego kraju z bazy pod Londynem, a od 1944 roku z włoskiego Brindisi. W Polsce zasilali szeregi Armii Krajowej. Pierwszy skok do Polski odbył się w nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku w Dębowcy w rejonie Cieszyna.

W momencie skoku każdy żołnierz był awansowany o jeden stopień. Ostatni zrzut miał miejsce 27 grudnia 1944 roku. Przeprowadzono również dwie operacje „Most”, podczas nich samoloty alianckie lądowały w Polsce. Tak przerzucono do okupowanego kraju blisko 30 kurierów. Z trzystu szesnastu przerzuconych do Polski Cichociemnych zginęło aż sto trzech, dziewięciu z nich straciło życie podczas lotu lub skoku. Osiemdziesięciu czterech Cichociemnych zginęło w walce z okupantem lub zamordowali ich agenci Gestapo.

Dziesięciu pojmanych Cichociemnych zażyło truciznę. W powojennej Polsce powinni być ci ludzie czczeni jak bohaterowie. Jednak zamiast orderów i pochwał spadły na nich represje, byli przecież szkoleni na znienawidzonym Zachodzie. Spadły na nich komunistyczne represje, wielu trafiło do więzień, wieloma zajęły się w stalinowskim okresie sądy. Na dziewięciu wojennych bohaterach wykonano karę śmierci.


Sama nazwa „cichociemni” była przez wiele lat PRL zabroniona. Po raz pierwszy wspomniano o tych ludziach w książce dopiero w roku 1957. W wolnej Polsce przypomniano sobie o żołnierzach, którzy z narażeniem życia wykonywali operacje i ginęli dla ojczyzny. Imię „Cichociemnych” nosi dziś słynna na cały świat polska jednostka specjalna GROM.

Marek Piotrowski

author-avatar

Przeczytaj również

Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kobieta zginęła potrącona przez własny samochódKobieta zginęła potrącona przez własny samochódUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UKUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UK
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj